środa, 4 marca 2015

Jak w garncu

Wczorajszy ranek przywitał mnie białym paskudztwem.
Kiedy o czwartej rano wypuszczałam kudłatego pana hrabiego do ogrodu - zażyczył sobie wyjścia w sposób nie znoszący odmowy - w ogrodzie panowała ciemność i wiosna. Kiedy otworzyłam oczy o szóstej trzydzieści poraziła mnie niezwykła jasność. Jęk wyrwał się z mojego gardła, gdy podniosłam głowę i wyjrzałam przez okno. Takiego numeru nie przewidywała żadna ustawa:
Na szczęście śnieg spadł przy dodatniej temperaturze i do popołudnia wszystko stopniało.
Dzisiejszy ranek za to przyniósł czarne, ciężkie chmury, które wyrzucały z siebie tony mokrego śniegu wymieszanego z deszczem. 
W marcu, jak w garncu..
Kicia już drugi raz tego przedwiośnia oznajmia, że chciałaby się rozmnożyć. Ćwierka, pomiaukuje, łasi się do nas i do dywanu, i domaga się pieszczot pod każdą postacią. Nie zachwyca się jedynie braniem na ręce, bo nie lubi tego od zawsze. Za to wyszukuje ciągle nowe miejsca do spania.
Timon sypia za to w ustalonych miejscach, czyli w naszym łożu małżeńskim (i w dzień i w nocy) z rzadka odwiedzając nad ranem śpiącą Kaśkę. Możliwe, że po prostu wie, kto pierwszy wstaje...

1 komentarz:

  1. Ale świscą się oczyska! :) u mnie też pogoda w kratkę, jakoś trzeba przeczekać do wiosny! :)

    OdpowiedzUsuń