wtorek, 31 grudnia 2013

Żebyśmy się doczekali...

Dziś wszystkim przesyłam piękne spiskie :

"Winsujym, winsujym
Na scynście, na zdrowie,
na tyn Nowy Rok
zebyście się docekali
drugiego takiego Nowego Roku
we scynściu, we zdrowiu
przi Bozym Pokoju
w mniyjsyf grzychaf
w wjynksyf radościaf
Boskif miłościaf
zeby się Wóm darzyło w kómorze i oborze
Obyście mieli telo cielicek, kielo w lesie jedlicek
Obyście mieli gynsi siodłate, kury cubate
A kónie z białymi kopytami
W każdym kóntku po dziecióntku
a w kómorze troje
obyście byli weseli jako w niebie anieli
Coby my się docekali drugiego Bozego Narodzynio
i Nowego Roku
Pokwalony Jezus Krystus"

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Otwarte okno

Tylko choinka przypomina, jaką mamy porę roku
Nie pamiętam tak ciepłych Świąt Bożego Narodzenia. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek w te święta mogła wyjść z domu w lekkich półbutach, albo żebym mogła wieczorem wyjść na spacer nie zapinając jesiennej kurtki.
Słoneczko u nas grzeje w południe tak mocno, że na dwa dni przestaliśmy zupełnie palić w piecu bez wielkiego uszczerbku dla komfortu w domu. W dodatku, pierwszy chyba raz zdarzyło mi się o tej porze roku otworzyć szeroko okno na pół dnia. Promienie słońca w połączeniu z wiosenną aurą odświeżyły nam pięknie cały domek, wnosząc powiew wiosny.
Za zachwytami nad słonecznym niebem i oszczędnościami opału kryje się jednak spory niepokój.
Minęło zimowe przesilenie i wszechobecne ciepło może spowodować, że rośliny uznają, że to już wiosna. Myślę, że natury nie da się oszukać i mrozy w końcu nadejdą. Jeżeli zaczną rozwijać się listeczki albo zakwitną drzewa mróz je zetnie i zniszczy.

czwartek, 26 grudnia 2013

Spacer

Ponieważ temperatury sugerują, że raczej powinniśmy się dzielić jajeczkiem, a nie opłatkiem z chęcią wybrałam się dziś na spacer po mojej wsi. Nadal, mimo tego, że miejsce, w którym mieszkam zostało wchłonięte przez miasto wojewódzkie, można tu znaleźć ślady świadczące o odrębnej historii tego miejsca.
Rzeka Mleczna - o tej porze roku niepozorna
Zresztą Katowice są tylko dużo młodszym rodzeństwem mojej wsi z udokumentowaną osiemset letnią historią.
Nad rzeczką Mleczną, skromniutką i spokojną o tej porze roku można znaleźć jeszcze kilka starych, typowo wiejskich śląskich domów. W (chyba) najstarszym z nich widnieje na belce stropowej data z XIII wieku. Wiem to, bo do tego domu chodziłam z bańką po mleko "prosto od krowy" przez kilka lat mojego dzieciństwa. Niestety, nie mogłam zrobić dziś zdjęcia tego domu, gdyż został otoczony szczelnym betonowym płotem.
Większość starych domów została przebudowana, rozbudowana i unowocześniona. Zatarł się stary rozkład pomieszczeń, które zmieniły swoje przeznaczenie.
Typowy ceglany dom
Typowy śląski dom był parterowy, z wejściem umieszczonym centralnie w dłuższym boku, od którego na przestrzał biegł korytarz. Z korytarza mieliśmy wejścia do pomieszczeń. W czasach domów drewnianych były to biała i czarna izba z komorą. Ostatni drewniany dom zniknął z krajobrazu mojej miejscowości kilkanaście lat temu, a stał opuszczony przez lat kilkadziesiąt. Domy drewniane były zastępowane murowanymi z cegły. lub cegłą łączoną z wapiennymi kamieniami, jeżeli tylko taki budulec występował w podłożu. Rzadko korytarz rozdzielał pokoje od obory. Zwykle po jednej stronie domu znajdowała się kuchnia spiżarnia i pokój lub pokoje (zwykle sypialnia gospodarzy), a po drugiej pokoje dzieci, dziadków i reszty rodziny. Nie raz przy rodzinie znajdowała miejsce jakaś niezamężna ciotka lub samotny krewny, o którego zadbała rodzina. Domy nie były wielkie, ale
Ażurowa lauba z niską furteczką
ludzie życzliwi i towarzyscy. Jedna rzecz była wspólna dla chyba wszystkich domów - "lauba". Lauba to nic innego jak ganek dostawiony z zewnątrz domu do wejścia. Ganki te bywały większe lub mniejsze, przeszklone lub ażurowe, zamykane dodatkowymi drzwiami lub tylko krótką furteczką, ale zawsze miały po obu stronach wejścia, pod dachem, umieszczone ławeczki. Na tych ławeczkach latem przesiadywały gospodynie z koleżankami, które latem wpadły "tylko na pięć minut" - nie wchodziły więc dalej, gospodarze wieczorną porą wypalali fajki, można było przysiąść z interesantem, który niekoniecznie musiał być przyjęty w pokoju. Jeszcze za mojego dzieciństwa babcie przysiadały na minutkę z listonoszem, który nie był wtedy jeszcze tak zagoniony, jak dziś, był natomiast źródłem wszelkich informacji i plotek. Ganki umieszczane były od ulicy lub od podwórza. Koniecznie rosły przy nich malwy, róże lub winorośle, którym towarzyszyła rabatka z niższymi kwiatkami, które miały cieszyć oczy i nozdrza siedzących. i wchodzących do domu.
jedna z ostatnich stodół ze ścianami z wapienia
Pamiętam, że kiedy z babcią chodziłam do domu jej siostry, w którym od podwórza znajdował się spory ganeczek, przeszklony kolorowymi szybkami, zawsze cieszyłam się, że latem nie wchodzimy dalej, bo przez szeroko otwarte drzwi (takie dodatkowe) mogłam oglądać wszystko, co działo się na podwórku, podczas, gdy starsi rozmawiali.
Do podwórka zwykle przylegały drobne pomieszczenia gospodarcze, kurniki i chlewiki, a w większych gospodarstwach obory i stodoły. Tu także budulcem był wapień połączony z cegłami, z których łatwiej było wybudować narożniki. Dziś z przykrością zobaczyłam, że tej jesieni zawalił się dach na jednej z trzech ostatnich stodół istniejących w najstarszym zakątku nad rzeczką. Stodoły dawno już stoją nieużywane. Te mniejsze zamieniono na garaże, inne dawno wyburzono. Ostatnia krowa pasła się na łąkach (dziś zabudowanych osiedlami domków) kiedy moja córcia jeździła w głębokim wózku, czyli jakieś szesnaście lat temu. Od tego czasu moja miejscowość z dnia na dzień traci (a właściwie już straciła) wiejski charakter.
ściany stodół i domów łączyły dwa rodzaje budulca
W najstarszym zakątku, w dolince, nad rzeczką Mleczną stoją jeszcze stare domy, ale z plastikowymi
oknami, ze strychami zamienionymi na mieszkania, z oknami dachowymi i ogródkami w stylu cmentarnym, zupełnie zatraciły dawny szyk, stały się nijakie i bez charakteru...

środa, 25 grudnia 2013

Cisza

Dwa dni są w roku, w które możemy się cieszyć prawdziwą ciszą w mieście.
Jeden z nich to Wielkanoc, a drugi, oczywiście, Boże Narodzenie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że dziś jest najciszej. W poranek wielkanocny czasami przemknie jeszcze jakiś samochód z rodziną jadącą w gości na uroczyste śniadanko. Dwudziestego piątego grudnia cichnie wszystko.
To jedyny poranek, w którym powietrze nie drży od nieuchwytnego szumu pracujących silników, jadących samochodów, nie słyszymy huku przemykających tirów, a nad głową nie przeleci żaden helikopter. Dziś pewnie nawet żaden sportowy samolocik nie zabrzęczy nad domem, może z uzasadnionego, świątecznego lenistwa pilotów, a może, tym razem z powodu wiejącego z wielką siłą halnego. Właściwie szum wiatru jest od rana jedynym dźwiękiem docierającym do naszych uszu. Jednak w porównaniu z uciążliwym hałasem dnia codziennego, szmer ten wcale nie jest dokuczliwy i męczący.
Przyznam też, że mimo iż przeżyłam nie jedno Boże Narodzenie bez śniegu, nie pamiętam, by kiedykolwiek było aż tak ciepło. U nas na termometrze osiem stopni i świeci słoneczko.
Ciekawe, jaka czeka nas Wielkanoc.
Przysłowia mówią że "kiedy Boże narodzenie po wodzie, to Wielkanoc po lodzie". Tym razem jednak nie mamy opadów deszczu, ani papki roztopów. Może po prostu wiosną będzie równie słonecznie i ciepło?
Zobaczymy, jak sprawdzają się ludowe przysłowia...

wtorek, 24 grudnia 2013

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Póki możemy

Póki możemy świętujmy Boże Narodzenie.
Może już niedługo okaże się, że to święto jest politycznie niepoprawne.
Pozornie nie ze względów religijnych (choć przecież w efekcie o to chodzi) ale ze względu na przestarzały model rodziny.
Gdzie w dzisiejszych czasach miejsce na mamę (płci żeńskiej) i tatę (płci męskiej), którym rodzi się dziecko. Już dawno wiemy, że coraz mniej właściwe jest używanie nazw mama i tata. Skandynawia już forsuje "przewodników". Żeby tak nad żłóbkiem choć pochylał się Marian z Józefem, albo przynajmniej Józia z Maryśką. Ale nic z tego, wszędzie wciska się przestarzała, niemodna, niepoprawna, tradycyjna rodzina.
Pełne ciepła kolędy jeszcze opiewają śliczną pannę i Józefa czuwającego nad swoją rodziną.
Wpadające w ucho melodie, przez kilka dni w roku, będą się przeciwstawiały makaronowi nawijanemu nam na uszy przez media dzień po dniu. Będą jeszcze przypominały o tym, że Kobieta, Mężczyzna i Dziecko to najdawniejszy, najnaturalniejszy i najzwyklejszy zaczątek Rodziny.
Jeszcze...



sobota, 21 grudnia 2013

Zabieganie

Jak wszędzie, tak i u mnie w domu trwa przedświąteczne szaleństwo.
odrobina szronu i światła i powstaje widowisko...
Trochę jest dziwnie w tym roku, bo Archanioł przywalony pracą poza domem nie może się włączać w pomoc. Ale nic to, damy radę. Trochę tylko odczuwam, że robienie zakupów na dużą rodzinę bez samochodu daje w kość i zabiera sporo czasu.
Wychodzenie na zakupy daje jednak wiele okazji do obserwowania świata. Można zachwycić się szronem rozświetlonym porannym słońcem, które równocześnie powoduje płomienne świecenie małych obłoczków.
Są rzeczy, które należy zakupić, by przygotować świąteczne potrawy, bo na tym między innymi polegają święta - na podtrzymywaniu tradycji, czyli na TRWANIU. Na poczuciu bezpieczeństwa i pewności, że znów zjemy to, co lubimy, co znamy, co będzie smakowało równie doskonale jak rok, pięć i dziesięć lat temu. Że spotkamy bliskich, których kochamy i odczujemy trwanie i siłę rodziny.
Kupujemy by świętować, równocześnie licząc zawartość portfela.
moja żywa, składana, jodła
W tym roku przeraziły mnie ceny choinek. Za jodłę mającą mniej niż półtora metra trzeba zapłacić od stu siedemdziesięciu złotych w górę! To ja już wolę kupić coś dzieciom niż zapłacić tyle za coś, co w efekcie i tak stanie się opałem.
Ale jak tu zostać bez choinki? Mowy nie ma, zwłaszcza, że zapach świeżej jedliny jest cudowny.
Oczywiście mam choinkę - stoi jeszcze nie ubrana i cieszy oczy zielenią pachnących gałązek.
Skoro nie chce się kupować drzewka, należy je... zrobić. Od czegóż jest trzonek bez dopasowania, czekający na obsadzenie w jakimś narzędziu? Od czego jest wiertarka i moje ręce oraz głowa? Po chwili mojej pracy stanęło w jadalni takie drzewko, na razie czekające na ubranie w błyszczące ozdoby. Do Trzech Króli spokojnie wytrzyma. Koszt? Trzynaście złotych za kilka gałęzi jodły...
Dziś od rana rozpaliłam też ogień w pod moją wędzarenką i do popołudnia udało mi się uwędzić wieki kawał baleronu i długaśny schab. Ten ostatni okazał się "za dobry" i z całą pewnością świąt nie doczeka.
Nic nie przebije smaku własnych wędlin




środa, 18 grudnia 2013

Piękne miejsca

 Drugi kościół - XIIIw (po 1-szym drewnianym z XIIw)
Śląsk to nie tylko kominy i blokowiska. To nie tylko "nowoczesne" betonowe osiedla i zakłady przemysłowe.
Kominów już zostało jak na lekarstwo, podobnie jak zakładów produkcyjnych.
Śląsk to także miasta z historią i to bardzo dawną.
Bliziutko mnie (w zasięgu roweru, o czym pisałam) leży miasto Mikołów.
Już w dokumentach z 1222 roku można znaleźć nazwę tego miasta.
Było to ważne miejsce w tym rejonie, o które ponoć ocierały się karawany Szlaku Bursztynowego.
Był tu niegdyś zamek, drewniany, jednak po pożarze ślad po nim zniknął. Samo miasto płonęło kilkakrotnie. Dzisiejsze planty są podobno, jak w Krakowie, śladem po murach miejskich.
Miasteczko to jest przeze mnie bardzo lubiane. Na jego obrzeżach miałam przyjemność mieszkać przez kilkanaście lat. Dziś jeżdżę tam chętnie na zakupy, odwiedzać bratanków i na stary, ogromny cmentarz.
parterowa chałupa i kamieniczki w jednym z zaułków
Takie miasteczka mają swój niezaprzeczalny urok: małe, czasem wąskie, kręte uliczki, mieszankę domów z różnych czasów, kamienic w różnych stylach, ciekawych miejsc, gdzie stare chałupy przylegają do eklektycznych kamienic, a secesja puszy się na rogach ulic i zaułków.
Jest też piękny rynek z ratuszem.
Na tym rynku, w miejscu lubianej przez mieszkańców fontanny, zimą staje Bożonarodzeniowa Stajenka z postaciami naturalnej wielkosci.
Takie miasto pozwala odetchnąć i zwolnić, a zakupy robione w małych sklepikach, których jest tu bez liku stają się po prostu przyjemnością...
Malownicza mieszanka dachów

Fragment rynku z ratuszem
"Betlyjka" w miejscu fontanny
Nepomucen, który pamięta którędy biegły stare ulice
... wszędzie pełne uroku kamieniczki...


piątek, 13 grudnia 2013

Kogucik

W tym dniu kogucik nie przebiegł i nie zapiał na płocie zapowiadając "Teleranek".
Mimo to od rana w domu trwał ruch i przygotowania do mojego przyjęcia urodzinowego.
Tak, chociaż bardzo bym się starała, tej daty nie jestem w stanie zapomnieć.
To wtedy, gdy siedziałam z gośćmi nad urodzinowym tortem za oknami zachrzęściły gąsienice czołgów.
Radosna atmosfera zmieszana z odrobiną niepewności, po porannym przemówieniu pana w ciemnych okularach. zamieniła się w grozę i niepokój. Czołgi nie były niczym wesołym. Jechała ich cała niekończąca się kolumna. Zdążali do Katowic. Za czołgami pojawiły się transportery opancerzone.
Potem dowiedzieliśmy się, że zostały obstawione wszystkie drogi dojazdowe do miasta i większe zakłady pracy. Część stanęła koło kopalni "Wujek", która kilka dni później została brutalnie spacyfikowana, a dziewięciu górników poniosło śmierć w wyniku działań milicji, oczywiście "obywatelskiej".
Staliśmy w oknach patrzeli na gąsienice kruszące zamrożony asfalt. Tylko tato wyszedł przed dom sprawdzić, czy to nasi, czy ruscy...
Wspomnienie urodzinowych gości stojących w oknach i w milczeniu obserwujących jadącą w ciemnościach kolumnę czołgów zostanie ze mną na zawsze. Nie pozwolę też zapomnieć innym...

wtorek, 10 grudnia 2013

Pół roku

Tak szybciutko udało się załatwić wizytę dziecka u neurologa.
W czerwcu po otrzymaniu skierowania umówiłam wizytę u lekarza. Przed wizytą konieczne było wykonanie EEG. Na to badanie znalazł się termin "już" w październiku, za to następny wolny termin u lekarza był... dziś.
Już po pół roku, miesiąc po badaniu EEG, dostąpiliśmy łaski wejścia do gabinetu lekarza specjalisty.
Do teraz zastanawiam się, czy rozmawiał ze mną człowiek, czy robot. Zachowanie pana doktora było tak odpychające, niesympatyczne i bez kontaktu, że dawało powody do powyższych wątpliwości.
Najweselszym momentem wizyty było stwierdzenie lekarza, że należałoby zrobić badanie EEG. Odpowiedziałam, że takie badanie, zgodnie ze skierowaniem, było zrobione już miesiąc wcześniej. Maszyna zaś odpowiedziała "no tak, ale wyników nie ma tak od razu".
Bez wyników tego badania cała wizyta nie miała sensu. Na moje nalegania i sugestie, że może w takim razie pójdę zapytać o potrzebne wyniki, robot wstał z miejsca i poszedł do stosownej pracowni...
Naprawdę - trzeba mieć dużo siły i zdrowia, żeby mieć do czynienie z tak zwaną "służbą" zdrowia!

PS
Kuzyn męża niedawno dostał informację, że może się już otrzymać zabiegi rehabilitacyjne.
OSIEM lat po wypadku!

PPS
Spróbujcie nie zapłacić składek za ubezpieczenie zdrowotne...

piątek, 6 grudnia 2013