czwartek, 30 maja 2013

Michaił i Nikołaj

Niby takie klasyczne, stare i święte imiona, a ile zła się za nimi kryje. Zła dla Polski.
Michaił Gorczakow był carskim namiestnikiem w Królestwie Polskim od 1856 roku.
Kiedy w 1861 roku Polacy zaczęli wspominać Powstanie Listopadowe, a co za tym idzie manifestować wiarę w odrodzenie się Polski, namiestnik Michaił robił, co w jego mocy, by pokazać, kto nad Wisłą rządzi.
W lutym 1861 kazał rozpędzić Kozakom pochód mieszkańców Warszawy, a już dwa dni później rozkazał ostrzelać bezbronny tłum. Żołnierze rosyjscy nie cofali się nawet przed wtargnięciami do kościołów, gdzie przed kulami chronili się ludzie. Wtedy zginęło "tylko" pięć osób. Przypomnę, że po zamknięciu kościołów na znak sprzeciwu tym wydarzeniom, do protestu przyłączyli się także Żydzi, zamykając warszawskie synagogi.
Dwa miesiące później doszło do prawdziwej masakry, w której zginęło stu manifestujących, a kilkuset zostało rannych. 8 kwietnia 1861 na Placu Zamkowym ponad tysiąc żołnierzy piechoty rosyjskiej otworzyło ogień do nieuzbrojonego tłumu.
Michaił Gorczakow miał obawy, że dojdzie do otwartych walk, więc w efekcie wzmocnił armię rosyjską stacjonującą w Polsce.
Zmarł na apopleksję  30  maja  1861.
Po nim było tylko gorzej.
Na stanowisku namiestnika znalazł się Nikołaj Suchozanet.
Był już zasłużony tłumieniem Powstania Listopadowego.
To on wprowadził terror wobec Polaków i represje wobec kościoła katolickiego.
Wszelkie objawy polskości były dla niego wyrazem buntu, Można było trafić do więzienia nawet za noszenie stroju narodowego i śpiewanie pieśni patriotycznych. Przypominam, że były to czasy, gdy noszenie kontusza na przeróżne okazje nikogo nie dziwiło i było ściśle związane z uroczystościami nie tylko narodowymi, ale i rodzinnymi i religijnymi.
Represje wprowadzone przez namiestnika Nikołaja także miały wpływ na wybuch Powstania Styczniowego - przypominam, że trwa właśnie jego okrągła - 150 rocznica.
Opisane powyżej wydarzenia wpłynęły na jeszcze ściślejszą solidarność Polaków i noszenie jedynej w świecie żałoby narodowej i niepowtarzalnej żałobnej biżuterii patriotycznej. Początki tej biżuterii sięgają powstania Kościuszkowskiego, jednak jej upowszechnienie nastąpiło 150 lat temu.
Jan Matejko "zakuwana Polska"





środa, 29 maja 2013

Wyrwać paprotkę?

Po wczorajszym całodziennym deszczu i cudownym - różowym - zachodzie słońca, ranek przywitał nas prawie błękitnym niebem.
Fotografując ten obłoczek uświadomiłam sobie, że tych kilka drzew jest najchętniej przez nas oglądanym widokiem. Patrzymy na tę ścianę zieleni, konsekwentnie unikając widoku bloczyska za naszym płotem.
Na szczęście za tymi drzewami także ciągną się ogrody i stoją domki, jest więc tam morze zieleni, blokowisko zaś rozciąga się w przeciwną stronę. Jeszcze do niedawna unikaliśmy latem widoku szarego betonu, bo zasłaniał go nam całkiem już spory orzech. Niestety, od zeszłego roku drzewo choruje (o czym pisałam) i tej wiosny mamy liście tylko na niektórych gałęziach, a właściwie na ich końcach, jak palemki. Reszta po prostu uschła.
Liczymy jeszcze na siłę życia tego wspaniałego drzewa i mamy nadzieję, że wypuści nowe pędy z gałęzi, które żyją.
Korzystając z ciepłego dnia zabrałam się dziś za plewienie, oceniając przy okazji dokładnie ile roślinek wydobyło się na świat. Z przykrością stwierdziłam, że wcale nie wzeszła mi cebula i kalarepa. Reszta towarzystwa miewa się nieźle.
botwinka w towarzystwie koperku
Kiedy ostatnio poprosiłam najmłodszego mego "ogrodnika" o pomoc w plewieniu musiałam mu pokazać każdą roślinkę, którą trzeba wyrwać. I tak prawie za każdym razem pokazywał palcem i pytał: "a to można?" Całe szczęście, że dziecko jest chętne i szybko się uczy.
Dopiero wspólne działania z dziećmi pokazują jak daleko od natury odeszło młode pokolenie - już kolejne. Nie tylko brak im wiedzy o tym jak rosną rośliny, które stają się naszym pożywieniem, ale równocześnie nie wiedzą, co jest utrudnieniem i przeszkodą w uzyskaniu dobrego plonu.
Jako humoreskę można odbierać pytanie mojego Frania: "- a tę paprotkę mam wyrwać?" Jest to jednak dowód, że dzieci należy uczyć rzeczy zwykłych, stanowiących o naszym bycie, bo ginie wiedza najbardziej podstawowa.
paprotka Frania - czyli krwawnik




wtorek, 28 maja 2013

Nie narzekam

Nie narzekam, mimo tego, że deszcz dał mi się dziś porządnie we znaki.
Byłam zmuszona udać się do centrum miasta, a jako, że Archanioł wyjeżdżał dziś służbowo daleko, daleko - posłużyłam się autobusem.
Najpierw solidnie zmokłam mimo parasola, potem ochlapały mnie samochody i do cna przemokły mi buty. Wreszcie zmarzłam przewiana mokrym wiatrem.
Ale nic to!
Najważniejsze, że ogród napił się do woli !!!
Grządki mimo podlewania ciągle podsychały, a dyńkom musiałam wodę nosić, bo wąż na koniec ogrodu nie sięga.
Dziś wszystkie roślinki duże i małe mają nielimitowane drinki.
Jeżeli jutro nie będzie padać wyściółkuję grządki z moimi maluchami - wschodzącymi buraczkami, marchewką i koperkiem. Posadzone pomidorki już mają obsypane grządki i naprawę ziemia pod ściółka nie wysycha, tak jak odkryta. Truskawki są zabezpieczone od początku. Teraz znów potrzeba ciepełka, by wszystko dalej rosło, i by do kwitnących poziomek przyleciały jakieś skrzydlate istoty.
Ogródek cieszy się ożywczym deszczem, a ja wysuszona i ogrzane nie odważę się narzekać na taki dar niebios.

poniedziałek, 27 maja 2013

Radowit

Radowit, to stare słowiańskie imię, oznaczające tego, któremu rad jest władca.
Dlaczego o tym piszę?
Według kalendarza mamy dziś imieniny: Jana, Juliusza, Magdaleny, Radowita i paru innych.
Wypadnie man więc z tych imion, dołączając te z kilku poprzednich dni, wybrać nowych "zimnych ogrodników".  W tym roku Pankracy, Serwacy i Bonifacy razem z koleżanką Zofią byli dla nas nad wyraz łaskawi, może przekonał ich do tego Izydor - oracz?
Dziś mimo zimna i ciągłych deszczowych obietnic musiałam podlać ogródek. Codziennie z nadzieją spoglądam na chmurzące się niebo, a tu na ziemię spadają trzy krople, lub nic.
Wyciągnęłam wreszcie z ziemi pierwsze rzodkieweczki.
Potarte i wymieszane z posiekanymi ich młodymi listeczkami oraz odrobiną szczypiorku, zmieszane z białym serem będą smakowitym dodatkiem do świeżutkiego chlebka, na dzisiejszą kolację. O tym, że można zjadać młode listeczki rzodkiewki dowiedziałam się niedawno. Smakują równie dobrze, jak różowa kuleczka. Tym sposobem zjemy także te roślinki, które musiałam wyrwać, by przerzedzić zbyt gęste szeregi.
Zrobiło się na tyle chłodno, że i w domu, przy dłuższym siedzeniu robi się rześko.
Ale i na to jest sposób - piekący się chlebek nie tylko cudownie pachnie, ale i ogrzewa nas w naszym pokoju z kuchnią połączonym.
Mam nadzieję, że dzieciom zostanie w głowach ciepły dom przepełniony zapachem chleba.

Wspominając minionych "zimnych ogrodników" znalazłam kilka ludowych przysłów:
-  Święta Zofija kłosy rozwija.
-  Za świętą Zofiją pola w kłos wybiją.
-  Na świętego Izydora często bywa chłodna pora.
-  Święty Izydor wołkami orze, kto go poprosi - temu pomoże.
-  Pankracy, Serwacy, Bonifacy to źli na ogrody chłopacy.

niedziela, 26 maja 2013

Nie będzie Dnia Matki


 Cieszcie się Mamusie, Mateczki, Mamunie, Matki, bo już niedługo tego święta nie będzie.

Dlaczego?
No pomyślcież chwilę "nowocześnie".
Skoro małżeństwo przestaje być związkiem kobiety i mężczyzny, którzy po sprowadzeniu na ten świat potomstwa stawali się Mamą i Tatą, ta terminologia przestanie obowiązywać.
Z lektury przeróżnych doniesień wynika, że w niektórych "nowoczesnych" krajach skandynawskich już unika się nazw "mama" i "tata". Należy wnioskować. że po zaszczepieniu związków jednopłciowych na nasz grunt ta terminologia także i u nas stanie się niewłaściwa.
W imię wyrównywania szans i wartości społecznej związku.
No bo takie nowoczesne małżeństwo musiałoby być w jakiś sposób spostrzegane jako ułomne, albo dziwne, a tego osoby w takim związku nie chcą.
Nie może przecież być dwóch mam, albo dwóch tatusiów, chociażby z przyczyn praktycznych. No bo jak dziecko zawoła: mamoooo! - to która z pań poleci? Albo obie zderzą się w drzwiach, albo nie pójdzie żadna.
Sugestie w kwestii nazewnictwa w krajach bliżej bieguna północnego skłaniały się do tytułów "przewodnika" lub "starszego", co w drugiej wersji, w wypadku pań wydaje się być raczej ryzykowne.
A skoro w owych wspaniałych, odartych z moheru i zaściankowości, związkach nie można użyć dotychczas stosowanych nazw rodziców, nie będziemy też ich używać w zacofanych rodzinach składających się (o zgrozo) nadal z mężczyzny i kobiety. No bo jeszcze komuś byłoby przykro...
Dlatego, drogie Matki, Mamusie i Mamy - świętujcie póki możecie.
Uczcie też swoje dzieci szacunku do rodziny i jej mocy, bo tylko dzięki temu nie wyginiemy, jak dinozaury.

sobota, 25 maja 2013

Ciekawa wiadomość o zwierzętach...

Spóźnieni w tym roku "zimni ogrodnicy" wygonili mnie z ogrodu do domu.
Można więc na chwilę sięgnąć po książkę. Podaję więc kilka obiecanych smaczków z "Kalendarza Półstuletniego".
Przypomnę, że to informacje sprzed 270 lat przeznaczone dla umiejących czytać i mających możliwości zakupienia książki - czyli dla elity. Czytając te nauki możemy jedynie próbować wyobrazić sobie świat w jakim żyła reszta ludzi - tych bez umiejętności czytania i pisania. Dzisiejsze wiadomości pochodzą z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego.
AD 1768
"CIEKAWA WIADOMOŚĆ O ZWIERZĘTACH"
CHAMELEON jest zwierzątko cudzoziemskie, w Afryce się znajduje, między czworonożne zwane od Jonstona policzone, podobne postacią do jaszczurki. Najwięcej tych zwierząt żywi wyspa Indii Wschodniej, Soquotra rzeczona. Nie kąsa. Pyska nie ma, tylko dziureczkę jak ziarno, którą powietrze w siebie ciągnie i nim żyje. Powolniejszy daleko od żółwia w chodzeniu, bo ledwo na łokieć przez dzień uczołga się. Kolor na siebie odmienia często, taki na siebie biorąc, do jakiego się zbliża [...]





(Dziś można go spotkać w grach komputerowych)
CATOBLEPHON, w Afryce nad Nilem zwierz się znajdujący, truciznę mając w sobie, do byka podobny, tak wzrokiem zabija jak bazyliszek.





KROKODYL, zwierz wodnoziemny, na czterech chodzący i pływający nogach; Nilu, Gangesa, Indusa, Nigra rzek wielkich obywatel, jako też w rzece Marta w Nowej Hiszpanii*, w Perwańskich Jeziorach wielka ich znajduje się liczba, tak dalece, że gdyby ludzka ich nie gubiła sztuka i przezorność, o nowej z tamtych krajów trzeba by pomyśleć drodze. Jest zwierz ten podobny do jaszczurki postacią, po całym ciele skorupą, a raczej twardą łuską odziany jak karaceną**. języka, czyli też jego używania niema [...] Według Pliniusza rośnie, póki żyje...


rozwiązanie zagadki
CYNOCEPHALUS, po polsku psigłów, jest zwierz w egipskich puszczach, na kształt człeka, ale głowę psią mający, jakich i książę Radziwiłł z tamtych wywiózł krajów.







*Nowa Hiszpania (1521 - 1821)



** karacena



   

Jan Jonston ur. 1603 w Szamotułach - przyrodoznawca, historyk, filozof, entomolog, botanik, ornitolog, znany na zachodzie Europy, w Polsce rzadko wspominany.