czwartek, 28 sierpnia 2014

Młodzież kocha Che - Rzeźnika

Wakacje sprzyjały zakupom luzackich koszulek. Po powrocie do domu, przed rozpoczęciem roku szkolnego, a czasami nawet wtedy, takie luzackie koszulki pojawiają się na ulicach miast.
Od lat niezmiennie w krajobrazie pojawia się charakterystyczna twarz otoczona długimi włosami, nakrytymi beretem. Idol młodzieży - bandyta, "Rzeźnik z Cabany", który własnoręcznie zamordował kilka tysięcy osób.
Może pora zacząć zwracać nieświadomym tego uwagę?
KILKA SŁÓW I FILMIK O RZEŹNIKU

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Straszni mieszczanie

Kiedy jakiś czas temu napisałam na blogu, że z trudem przychodzi mi pisanie o rzeczach lekkich, łatwych i przyjemnych, podczas gdy w kraju dzieją się rzeczy złe, szkodzące ludziom i naszemu ogólnemu bytowi, otrzymałam odpowiedź, że za dużo o tym myślę i powinnam zająć się codziennością.
To w sumie bardzo dobra rada - poklepanie kogoś po ramieniu i powiedzenie: nie przejmuj się, będzie dobrze - powinno podnosić na duchu i poprawiać samopoczucie.
Co jednak zrobić, gdy się wie, że to poklepanie niczego nie zmieni? Kiedy z tygodnia na tydzień, a nawet z dnia na dzień jest coraz gorzej?
Kiedy wreszcie to złe, które się dzieje dotyka nas bezpośrednio?
No bo, jak długo będzie się kręcił młynek, gdy przestaniemy do niego wsypywać ziarno? Na jak długo wystarczy ludziom pieniędzy, gdy jest coraz mniej miejsc pracy, a te które są związane są z usługami, a nie z produkcją?
Nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że zarabia się sprzedając "coś", co najpierw należy wyprodukować. Załadunek, transport, rozładunek, ścieranie kurzu, itd, także mają swoją wartość, ale niczego nie dodają. Żeby świadczyć usługi, trzeba znaleźć się blisko zleceniodawcy.
I tak się dzieje - jedna szósta obywateli już zarabia na życie poza swoją ojczyzną. Jeszcze niedawno przysyłali pieniądze rodzinom w kraju. Teraz dociera do nich, że nie maja po co wracać. Ich dzieci wychowane w nowym środowisku na pewno już tu nie wrócą.
Stajemy się krajem starych ludzi, którym trzeba będzie wypłacać emerytury.
Tylko skąd na to weźmiemy, skoro przestajemy produkować cokolwiek?
Patrzę na ludzi dokoła, narzekają, płaczą, widzą swoją nędzę i wszystko złe, które się dzieje, po czym idą do supermarketu, kupują wyroby obcych producentów, cieszą się, gdy polski zakład zostaje sprzedany obcemu kapitałowi i z pełnym zrozumieniem, tracąc pracę, kiwają głowami nad zamknięciem takiego zakładu "bo nie rentowny". Był rentowny, miał zamówienia, działał, dopóki nie obcy kapitał nie postarał się o likwidacje konkurencji.
Już Archanioł podsumował to zjawisko jakiś czas temu, mówiąc, że to "straszni mieszczanie" - widzą, "że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…" - ale ni jak nie potrafią połączyć tych obrazków w całość, w ciąg przyczynowo - skutkowy. Już Witkacy dostrzegał pewne mechanizmy działania społeczeństwa, pisząc o Hyrkanii. Staliśmy się stadem rozproszonych bydląt nie potrafiącym dostrzec problemu i nie potrafiącym go rozwiązać. Nagroda Darwina nam się należy. Powolutku i systematycznie wycofujemy swoje geny ze światowej puli. 
Znikamy...
I nie to jest straszne, ale to, że się na to godzimy.
 
Dla przypomnienia stary demotywator:
 

Julian Tuwim "Straszni mieszczanie"

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie. 


Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom. 


Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań – na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą. 


I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc – widzą wszystko oddzielnie
Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo… 


Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną. 


I znowu mówią, że Ford… że kino…
Że Bóg… że Rosja… radio, sport, wojna…
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną. 


Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając. 


I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane. 


Potem się modlą: “od nagłej śmierci…
…od wojny… głodu… odpoczywanie”
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.

piątek, 15 sierpnia 2014

Nie zginęła !

Hołota napiera ze wszystkich stron, rozsadza kraj od środka.
Dlatego należy pamiętać o tych, co dali przykład, jak walczyć i zwyciężać!
Wiedzieli przed czym bronią swoje rodziny, swoje domy, swoją ziemię.
Przed dziczą pozbawiona skrupułów, bez praw, zasad, honoru.
To była jedna z kilkunastu bitew w historii, która zdecydowała o losach świata.
Dlatego należy opowiedzieć o niej swoim dzieciom. I o zagrożeniu jakie wtedy na nas napierało.
Z latami bronimy się przed bezprawiem coraz słabiej, więc pora znów stawiać bohaterów na piedestale...




  


I jeszcze poczytajka na dziś, tym razem o naszej codzienności:
http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/208856-jestescie-gorsi-od-mafii-czy-list-otwarty-szefa-zwiazku-przedsiebiorcow-do-tuska-przyniesie-wstrzas

niedziela, 10 sierpnia 2014

Reanimacja

Przy którychś porządkach domowych pojawiło się do przeglądu pudło z... moimi lalkami.
Kiedyś miałam ich chyba kilkadziesiąt. Tato kupował mi je na każde urodziny, oraz jako prezenty ze swoich wyjazdów służbowych. Powinnam odnaleźć swoje zdjęcie do którego posadzono mnie na kanapie, a dokoła siedzą, stoją i leżą moje lale, zajmując całe siedzenie z górą oparcia włącznie, a na mnie sześcio-, czy siedmioletnią zostało niewiele miejsca.
Moją ulubioną była lala w stroju krakowskim, pierwsza z włosami ! - takimi, które można było zaplatać i czesać. Gdzieś jeszcze jest, tyle że w stanie żałosnym. Oczekuje na reanimację.
Były też inne lale z włosami, jak ta na zdjęciach, i zawsze zastanawiało mnie dlaczego lale z figurą małego dziecka (pulpeciaste rączki i nóżki, spory brzuszek) mają fryzury dorosłych pań, i najczęściej, poważne sukienki. Miałam też jedną lakę chłopczyka (!), co w moim dzieciństwie było niemal niespotykane. Największą furorę wśród moich koleżanek robiła lalka - Murzynka, w falbaniastej, czerwonej sukience. Ostatnie lale, jakie mi się dostały pod opiekę w wieku lat nastu, pochodziły od naszych (wtedy) wschodnich sąsiadów, miały chyba ze siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i potrafiły chodzić, prowadzone za rękę.
Najcudowniejszą lalka, której niestety nie udało się uratować przed wyrzuceniem, z powodu zniszczeń, jakie uczynił czas, była laleczka podarowana mi przez brata mojego dziadka ze strony ojca. Wspaniałego człowieka, zawsze dbającego o rodzinę i żyjącego sprawami Polski. Był legionistą Piłsudskiego. Na Litwie znalazł sobie żonę, tam się osiedlił i żył. Los nie był dla niego łaskawy, bo mieszkając ciągle w tym samym domu, z ta samą rodziną niespodziewanie dla siebie, stał się obywatelem wrogiego państwa, tego samego, którego wojska pomagał przepędzać z ojczystej ziemi.
Zachowując do końca późnego wieku trzeźwy umysł, cudownie głuchł, gdy któreś z wnuków usiłowało się zwracać do niego po rosyjsku. Jego słuch przyjmował jedynie ojczystą mowę.
Gdy byłam malutka przywiózł mojemu bratu nakręcaną pozytywkę (istnieje do dziś), ja zaś dostałam cud - lalę w żółtej sukience balowej i równie wspaniałym czepeczku. Dodatkowo głowę tego zjawiska wieńczyły delikatne włoski ułożone w subtelne i misterne loczki zwieszające się po obu stronach twarzy. Haleczki i majtaski uszyte były z delikatnego batystu, a strój był wykonany z cieniutkiej i delikatnej gąbki. To właśnie ta gąbka nie przetrwała próby czasu, zetlała, zbrązowiała, polepiła się z bielizną i resztą lali. Wydawało się, że już nic nie da się z nią zrobić. Teraz myślę, że trzeba było bardziej się postarać. Ech...
Tymczasem moja uzdolniona kuzynka Urszula (ach, te hafty, ach te szydełkowe cuda !!!) podjęła się odziania mojej, być może najstarszej lali, która nieco nadwyrężona i golutka czekała, aż spotka ją lepszy los.
Wczoraj otrzymałam to moje namacalne wspomnienie z dzieciństwa odziane w kombinezon (jak z westernu) robiony na drutach i sukieneczkę, oraz fikuśny czepeczek. Kombinezon nie tylko odziewa to celuloidowe cudo, ale równocześnie sprawia, że nadwyrężone wiekiem rączki i nóżki lepiej trzymają się tułowia. Czepeczek zaś, oprócz dodawania wdzięku małej damie, skrywa niewielkie wgniecenie w lalczynej głowie, powstałe zapewne podczas któregoś z licznych, dawnych upadków.
Nie miałam pojęcia, że widząc po latach moją zabawkę w tak doskonałej formie i pięknym odzieniu, tak się wzruszę.
Tymczasem otrzymałam ofertę ubrania, przez kuzynkę, kolejnej lali.
Dla mnie to oferta nie do odrzucenia :-)

Ulu! Dziękuję!!!

piątek, 1 sierpnia 2014

Gdzie młodzieży tamtej kwiat?...

70 lat pamięci, która nie może zaginąć.
70 lat łez nad bohaterami, o których trzeba pamiętać.
70 lat podziwu...

I piosenka dla kilku chwil nostalgii...

Spotkanie III stopnia, czyli, jak to jest z kotami?

Pada. (nareszcie!)
Plany zbierania jeżyn trzeba odłożyć na inny termin.
Nie szkodzi, w domu zajęć nie brakuje, zaczynając od malowania niektórych pomieszczeń.
Tymczasem wczoraj, znudzona deszczem Kicia (ciągle bezimienna) skorzystała z otwartych drzwi i możliwości zwiedzenia piętra. Kuracja antybiotykowa została już zakończona, kotka wygląda zdrowo i tak się zachowuje. Wiedziona ciekawością, bez specjalnych obaw, weszła na górę i dokonała inspekcji wszystkich pomieszczeń po kolei.
Na psa jedynie psyknęła, żeby jej się nie pchał w paradę i nie wąchał zbyt nachalnie. Regis zniechęcony takim potraktowaniem ułożył się w kącie i obserwował z daleka rozwój sytuacji.
Rozglądałam się za Timonem, który nagle zniknął mi z pola widzenia, a ciekawa byłam jego reakcji na przybysza. Zapadł się pod ziemię. Siedzieliśmy wszyscy w naszym dużym pokoju i obserwowaliśmy jak Kicia ogląda i obwąchuje wszystkie kąty, gdy nagle spod jednej szafek wynurzyły się ogromne (z przerażenia?) oczy Timona i uszy przygięte do czaszki. W panice obserwował ruchy "Obcej".
Kiedy kotka podeszła do niego czmychnął w inny kąt. Kicia poszła z nim, przysiadła w pobliżu i przyglądała mu się ciekawie. Kilka razy nawet sprawdziła łapką, czy ta łaciata kupka futra, która przed nią uciekła jest żywa. Kocurek zamarł w bezruchu, w takim razie kotka usiadła pół metra od niego i zaczęła się ostentacyjnie myć. Potem ułożyła się na dywanie i zapadła w drzemkę. Nerwy Timona nie wytrzymały i czmychnął do łazienki pod wannę, pakując się w pułapkę, bo Kicia poszła za nim, a stamtąd ucieczki już nie było. Odwołałam kotkę i zamknęłam drzwi, by odstresować kocią łajzę uciekającą w popłochu przed drobniutką przedstawicielką własnej płci pięknej.
Przyszła mi do głowy taka myśl - jak to jest właściwie z kotami? - bo o tym, że w spotkaniach pana i pani u psów, zwykle pani wykazuje przewagę i tendencje do rządzenia, to wiem, Zwłaszcza w okresie miłosnym suczki dobitnie wyrażały swoje uczucia względem poznanych panów: albo ulegały awansom, albo przeganiały niechcianego adoratora, gdzie pieprz rośnie, nie bacząc na jego rozmiar i siłę.
Tu nie mamy (na szczęście) do czynienia z okresem godowym, ale może jednak kotki mają "zwyczajową" przewagę mentalną nad kocurami?
Ktoś wie?