niedziela, 23 marca 2014

Nie tylko w kalendarzu

Wiosna zawitała do nas nie tylko w kalendarzu.

Kilka ostatnich dni, ze względu na temperaturę, było wręcz majowych. Chłopcy w pełni szczęścia biegali na boisko w krótkich spodenkach i krótkim rękawku. W południe promienie ciepła kusiły, by rozłożyć koc na trawie i zażyć błogiego lenistwa w słońcu. Temperatura gleby i zdrowy rozsądek, a przede wszystkim ilość pracy powstrzymały mnie przed takim spędzeniem czasu.
Prawie zupełny brak zimy w tym roku namieszał  nam w głowach. Chwilami mam wrażenie, że zaraz zacznie się lato. Tylko bezlistne gałęzie przypominają, że za nami zimowe miesiące.
Drzewa i krzewy już budzą się do życia - kwitną pierwsze krzewy forsycji, wierzby przyciągają oczy zielenią, żywopłoty wypuściły zielone pąki, a trawa staje się coraz bardziej soczysta.
Oprócz wyczekanych roślinek z ziemi wynurzają się te mnie lubiane. Już się przygotowuję do kolejnego sezonu walki z podagrycznikiem.
Tymczasem czekając na deszcz, który ma nadejść w przyszłym tygodniu zdołałam oczyścić po zimie grządkę z truskawkami i poziomkami. Trzeba było usunąć suche liście, których nawiał wiatr, drobne gałązki, których po zimie zawsze mam w ogrodzie niezwykłe ilości i wyplewić chwasty, które zdołały się na grządce zadomowić od ubiegłej jesieni.
 Nie mogę się już doczekać pierwszych owocków.
Zachodząc do sklepu warzywnego podejrzliwie przyglądam się truskawkom - mutantom wielkości połowy mojej pięści. Jakoś nie mogę się przekonać do zakupu - wyglądają mi co najmniej podejrzanie. Zresztą te, kupowane w ubiegłych latach udowadniały, że oprócz wyglądu i słodkawego smaku niewiele mają z truskawkami wspólnego.
Ziemia po suchej i bezśnieżnej zimie czeka na deszcz, a po nim już będziemy (mam nadzieje) cieszyć się wielkim wybuchem zieleni...


wtorek, 18 marca 2014

Chińskie przekleństwo

"Obyś żył w ciekawych czasach."
Padły pierwsze strzały i pierwsza ofiara.
U wschodniego sąsiada źle się dzieje.
Moloch na glinianych nogach chwieje się, ale przewracając się może jeszcze siać zniszczenie.
Biorąc pod uwagę, że reszta świata ma w rewersie, to co się dzieje, a raczej, nie ma interesu żeby zrobić cokolwiek, nie jest dobrze.
nie ma rzeczy niemożliwych...

poniedziałek, 17 marca 2014

Co by tu...



marzenie z dzieciństwa
Czas przemyka niepostrzeżenie zgubiony na liczeniu, sprawdzaniu, zestawianiu...
Pogoda w ostatnim czasie nie nastraja ani do spacerów, ani do obserwacji, ani żadnych działań ogrodniczych.
Szycie też poszło w kąt, poza jednym "kozim" wybrykiem. Pomysłów mi nie brakuje, ale z czasem (albo z jego organizacją) krucho.
W domu rozgrzebane jakieś przestawianie mebli i przygotowania do wiosennych remontów. Przy okazji okazało się, że przełożenie paru tysięcy książek  jest wielkim wyzwaniem i tytaniczną pracą.
Wyjęcie książek z półek to pesteczka, ale kiedy przychodzi do ich układania z zachowaniem dawnego układu z lekkimi poprawkami - zaczyna się przygoda. W tym jednym przypadku cieszę się, że w pewnym momencie ograniczyliśmy ich kupowanie, z braku miejsca.
W planie (dalekosiężnym) jest zrobienie większej ilości półek przy ostatnich niezabudowanych ścianach korytarza na piętrze.
To byłby właściwy rozmiar spiżarni dla mojej rodziny
Trwa zbieranie butelek po napojach, na wertykalne grządki o których pisałam jakiś czas temu.
Coraz krótsze wieczory zajmujemy sobie planami gospodarczo - przetwórczymi na najbliższe lato. Niewielka ilość przetworów, która znalazła się w naszej spiżarni ostatniej jesieni zaostrzyła nasze apetyty na własne wyroby, na kolejny rok. Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary naszego ogrodu i mikrą pojemność spiżarni, czasami zastanawiamy się co by tu jeszcze posadzić, posiać, przetworzyć i co by tu jeszcze wstawić (i gdzie), żeby zwiększyć powierzchnię półek na słoiki.

Jednym słowem, czas mija na kombinowaniu "co by tu..."

czwartek, 13 marca 2014

Wysoki, smukły blondyn

Sezon ogrodowy jeszcze się dobrze nie zaczął, bo chociaż zimy u nas w tym roku wcale nie było, to jednak przyroda ma swój program działania i na wszystko trzeba zaczekać.
Wszelkie działania zmierzające do posiadania w ogrodzie własnych roślinek, a później plonów, na razie ograniczają się do działań w mini skali, na domowych parapetach.
Powschodziły pięknie pomidorki, w kolejce czeka pietruszka naciowa (oporne stworzenie), a na wysiew czekają jeszcze różne kwiatki, którymi mam nadzieję w tym roku ozdobić ogród.
Tymczasem oddając się zwykłym, żmudnym, nudnym rutynowym zajęciom domowym często prowadzę z moimi dziećmi różnorakie rozmowy. Ostatnio najmłodszy syn palnął coś w stylu "nie lubię rudych" (chłopaków).
Pytam więc, ilu takich rudych zna? Okazuje się, że żadnego.
No to skąd wie, że nie lubi? - Bo tak.
Argument nie do zbicia.
Pytam więc, którego kolegę lubi za to, ze jest blondynem, a którego, za to że ma kręcone włosy.
Żadnego. Lubi kolegów, bo są fajni.
A czy przestanie ich lubić, kiedy zmieni im się kolor włosów?
- Nie.
Dochodzimy więc do wniosku, że nie ważne, czy ludzie. których znamy są rudzi, z lokami, łysi, czy z przedziałkiem. Ważne jest, jakimi są ludźmi. Jak odnoszą się do nas, czy są słowni, uczciwi, czy nas szanują. Reszta to dodatek.
wysoki, smukły, blondyn - takie rzeczy to tylko w filmie...
I tu przypomniała mi się moja matematyca z ogólniaka, która kiedyś przy okazji luźnych opowieści powiedziała, że zawsze podobali jej się wysocy smukli blondyni, za męża ma zaś niskiego, przysadzistego bruneta i nie wyobraża sobie, że mogłaby z kimś być szczęśliwsza.
W tym wypadku wniosek jest oczywisty - nie ważne co nosisz na głowie: burzę loków, fryzurę "na Kojaka", marchewkowy rudy, czy platynowy blond - ważne, co w twoich oczach dojrzy druga połowa.
Zachwyt w spojrzeniu zastępuje wszystkie niedostatki i mankamenty fizycznej powłoki.
Patrzmy więc na swoich wybranków z zachwytem...
Idzie wiosna.

niedziela, 9 marca 2014

Kot szuka domu

Jest ktoś chętny z Katowic lub okolicy na zaopiekowanie się domowym kotem?
Jest wyłącznie mieszkaniowy - nie wiadomo, czy poradzi sobie w terenie. Są przesłanki,
by przypuszczać, że źle widzi, lub być może nie widzi na jedno oko - ma problemy z oceną odległości, co objawia się źle wymierzonymi skokami nawet na krótkie odległości. Kocurek nie ma jeszcze roku.

piątek, 7 marca 2014

Nowe "cukierki gliglusie"

Nowe cukierki "gliglusie" - twoje nowe marzenie...
Saligia - zakuta głowa złodzieja marzeń
Taki slogan reklamowy znajdziemy w cudownym filmie "Tytus, Romek i A'Tomek wśród złodziei marzeń".
Film jest już dość stary, bo z 2002 roku, ale dzieci wyciągnęły go ostatnio do obejrzenia "po latach".
Jak powiedziały, kiedy były małe, odbierały wszystkie przygody bohaterów wprost, nie szukając żadnego drugiego dna. Tymczasem film jest jednym wielkim odzwierciedleniem czasów, które do nas nadeszły.
Ludzie opanowani przez "otumanicę - reklamicę" wyzbywają się marzeń zamieniając je na dobra materialne. Małe dzieci próbują się wzbraniać, ale szybko zostają wciągnięte przez dorosłych w nurt żądzy posiadania. Jedyną nadzieją na uwolnienie marzeń okazuje się być Gruba Książka...
Uważam, że film powinien stać się obowiazkowy do obejrzenia przez nastolatki.
bez marzeń, smutni, za to z "maszynkami do robienia pieniędzy"
Przygody bohaterów można by uznać za kolejną fantazje, gdyby nie prawdziwość stanu umysłów ludzi, ukazana w filmie już przed dwunastu laty. A przecież wtedy dotykały nas dopiero początki "otumanicy - reklamicy". Od tego czasu wyrosło całe pokolenie nastolatków, które Grubej Książki nigdy nie poznało, a marzenia zatarła żądza posiadania.
Zniknęła wrażliwość na piękno, na ludzką dolę, na potrzeby duszy.
Zostały ciężkie, nitowane blachy bezsensownych chęci, wmówionych w ludzi przez wszechobecną presję reklamy. Blachy przesłaniające świat, w którym można być szczęśliwym bez całej masy przedmiotów, takich jak owe cukierki "gliglusie"...
Prawdziwość filmu jest porażająca, a człowiek zaczyna się zastanawiać, czy Gruba Książka jeszcze kiedykolwiek wróci z wygnania. I nie chodzi mi tylko o czytanie książek, ale o całą ludzką wrażliwość, fantazję, dobro, skromność, życzliwość i wszystko, co w świecie Grubej Książki można było znaleźć.

środa, 5 marca 2014

Sposób

Czy jest sposób, poza załączeniem weryfikacji obrazkowej,
na pozbycie się angielsko języcznego spamu, który w istocie jest reklamą, który pojawia się jako komentarze na moim blogu?
Zaczęło się niewinnie, od pojedyńczych "komentarzy" do jednego z listopadowych wpisów.
Teraz pojawiają się już w innych miejscach i robi się ich od kilku do kilkunastu na godzinę.
Weryfikacje obrazkową wyłączyłam na prośbę czytających, by się nie zniechęcali do
pozostawiania komentarzy, ale jeżeli nic nie wymyślę, trzeba będzie się z nią "przeprosić".

Czasami jest bardziej pod górkę

Po prostu stromo.
I nie wiadomo gdzie znaleźć sobie miejsce.
Bo tworzą się koło nas wyrwy niemożliwe do zapełnienia.
Co począć z dniem, w którym rano dowiadujesz się,
że w nocy odeszła twoja najbliższa przyjaciółka?
Osoba Która Rozumiała.
Wsparcie w złych i dobrych chwilach.
Iskierka Radości.
Pocieszenie-w-Smutku.
Kompan do śmiechu i żartów.
Pocieszenie w bólu i chorobie.

Nagle.
Przedwczoraj umawiałyśmy się na spotkanie.

Nie czekaj - zadzwoń do przyjaciela czy przyjaciółki !
Pogadaj.
Nigdy nie wiesz, czy będzie kolejna okazja...

wtorek, 4 marca 2014

20 godzin, czyli "krótka" podróż

Musiałam pojechać do Tomaszowa Lubelskiego, rodzinnego miasta mojego męża, po 1 (słownie jeden) świstek papieru, którego nijak nie dało się załatwić w inny sposób, jak osobiście.
Podróż, jak podróż. W przeszłości wielokrotnie przez nas odbywana w różnych porach dnia, czy nocy i rozmaitych porach roku. Rekordem było pokonanie tych 400 kilometrów w czasie lekko poniżej czterech godzin (w czasach, gdy autostrada sięgała jedynie Krakowa) ale to zdarzyło się może raz, przy czym było to w środku lata, w niedzielny poranek, przy pięknej pogodzie, gdy jasno robi się już około godziny drugiej/trzeciej, a wszyscy ludzie śpią sobie we własnych pieleszach, zamiast używać samochodów.
drewniany, zabytkowy kościół
Zwykły czas przejazdu, bez niespodzianek i dodatków nadzwyczajnych to około 5 godzin w jedn a stronę. Nawet, gdy jechałam z dziećmi, które - jak to maluchy - miewały co najmniej raz na godzinę życzenia, by się zatrzymać w wiadomym celu.
Przyznam, że przy okazji przebudów, korków i karamboli jechaliśmy też razu jednego około 9 godzin w jedną stronę.
Tym razem jednak z przyczyn obiektywnych (1 samochód potrzebny Archaniołowi, który na chlebek z masełkiem zarabia) i ekonomicznych (cena paliwa) wypadło mi pojechać w piękne roztoczańskie strony środkami komunikacji publicznej.
I tu zaczęły się schody.
cerkiew
Dawno, dawno temu, z Katowic można było dojechać do Bełżca (8km do Tomaszowa L.) pociągiem relacji Wrocław - Bełżec (cóż do Lwowa, się nie da). Taki pociąg nie jeździ już od dobrych kilku lat. W ogóle do Bełżca nie daje się dojechać.
Pozostaje więc rozejrzeć się w autobusach. Są! Dwa na dobę z Katowic do Jarosławia - to najdalej na wschód położony punkt na trasie mojej podróży. Na szczęście znalazł się też autobus z Jarosławia do Tomaszowa i to w niewielkim (mniej niż pół godziny) odstępie czasu.
Wyruszając z Katowic po północy już przed dziewiątą rano byłam w moim miejscu docelowym. Sprawy załatwiłam niewiarygodnie szybko, choć i tak z perturbacjami, jednak pozytywnie.
Zdążyłam nawet wsiąść do tego samego autobusu, który mnie przywiózł i wyjeżdżał z Tomaszowa do Rzeszowa o godzinie dziesiątej.
(Do pełni szczęścia rozładował mi się telefon - zostałam więc bez zegarka i jakiejkolwiek komunikacji ze światem i bez aparatu fotograficznego. Dlatego zdjęcia z charakterystycznymi obiektami Tomaszowa musiałam znaleźć w internecie.)
Jak się okazało, moje założenie, że większe miasto będzie miało lepszą komunikację i umożliwi mi łatwiejszy dojazd do domu, okazało się mocno błędne. Należało wysiąść w Jarosławiu, gdzie mogłam wybrać kilka autobusów i jakiś pociąg w interesującym mnie czasie. Tymczasem z Rzeszowa w kierunku Katowic i Krakowa odjeżdżają (w sumie) trzy autobusy w ciągu doby. Zrozpaczona poszukałam ratunku na kolei.
szkoła muzyczna
Ku mojej uciesze, za mniej niż dwadzieścia minut, od mojego przybycia na dworzec odjeżdżał bezpośredni, pośpieszny pociąg do Katowic. W bezkresnej radości nabyłam bilet i wsiadłam do całkiem wygodnego przedziału. Po ponad dwugodzinnej drzemce zorientowałam się, że dotarliśmy "już" do Tarnowa (samochodem to ok godziny jazdy), a po kolejnych 2,5 godzinach wjeżdżaliśmy do Krakowa. Moje nerwy puściły, gdy okazało się, że z Krakowa do Katowic czekają mnie kolejne TRZY godziny siedzenia w pociągu. Wysiadłam w naszej dawnej stolicy i w trzech krokach znalazłam się na dworcu autobusowym, z którego autobus odjechał praktycznie zaraz, po zajęciu przeze mnie miejsca w fotelu.
Tym sposobem, przyspieszając sobie nieco jazdę, czekając wszędzie krócej niż pół godziny na przesiadkę, z mniej niż półtoragodzinną przerwą na załatwienie sprawy u celu, już po DWUDZIESTU godzinach wróciłam do domu.
W głowie jeszcze mi huczy...
Kolej nieprędko mnie zobaczy.
Właśnie zaczęłam się zastanawiać po co kupiono owe Pendolina, skoro tory, organizacja komunikacji, infrastruktura naszych kolei są w takim stanie jak są. Tu się trzeba brać do roboty, a nie kupować zabawki.
No, chyba, że nabyto od razu obiekty muzealne, byśmy mogli podziwiać, jakimi pociągami podróżuje się w innych krajach. Ale nawet wtedy, to wyrzucony pieniądz - wszak nasz PaFaWag robił wagony na najwyższym poziomie, zamawiane przez różne firmy, ze wszystkich stron świata. Trzeba było dać zarobić swoim.
Ups. Zapomniałam - nie da się - to własność Kanadyjczyków...

poniedziałek, 3 marca 2014

Na dwoje babka wróżyła

Poprosiła teściowa o uszycie podusi do wózka dla dzidziusia, który dopiero niedawno dał pierwsze znaki swojego zaistnienia. Ponieważ nikt jeszcze nie wie, czy mały człowiek będzie chłopczykiem, czy dziewczynką (myślę, że na początku swojego istnienia nie podejmie dyskusji na temat płci - zanim ktoś w nim obudzi wątpliwości, będzie wiedział kim jest) postanowiłam, że podusia będzie właśnie w stylu "na dwoje babka wróżyła", czyli z jednej strony niebieściutka, a z drugiej różowa. Na zdjęciach kolory zupełnie mi nie wyszły.  W czeluściach pudeł znalazła się milusia frotka w obu kolorach i podobnej jakości flanelka. Kolorowe motylki i myszki dodatkowo osładzają dziecięce kolory.
Spędziłam przy maszynie kilka miłych chwil.


niedziela, 2 marca 2014

Wstyd

a raczej jego brak rządzi dziś światem.
Jak mówi wikipedia „wstyd to bolesne przeświadczenie o własnej zasadniczej ułomności jako istoty ludzkiej”.
To wstyd jest tym uczuciem, dzięki któremu budzą się wątpliwości, czy nasze postępowanie jest właściwe.
Dalej czytamy: "Według personalistów wstyd chroni ludzką godność, a wstydliwość łączy się z doświadczeniem i przekonaniem o własnej wartości".
W dzisiejszych czasach doszliśmy do całkowitego odrzucenia tego uczucia - jest przykre, niewygodne, budzi dyskomfort wewnętrzny, powoduje refleksje nad własnym postępowaniem, a te mogłyby sprawić, że ocenimy własne działania jako złe.
Należy więc wstyd wyeliminować, ośmieszyć, wyrzucić z zestawu reakcji. Doszliśmy do tego, że "kiedyś panna rumieniła się, gdy się wstydziła, a dziś wstydzi się, że się rumieni".
Ale nie o panieńskim rumieńcu dziś chcę pisać.
Czytając na bieżąco o niezwykłych ukraińskich wydarzenia ostatnich miesięcy, a zwłaszcza dni doszłam do momentu, gdzie zaprezentowano wnętrza "wiejskich domków" tamtejszych oligarchów. 
Do refleksji przywiódł mnie jednak nie bezwstydny przepych owych siedzib, wybudowanych za społeczne pieniądze, ale zdawałoby się nieistotne przedmioty, jakimi są niewielkie obrazy.
W jednym przypadku był to portret prezydenta w stroju Adama - dosłownie, pozbawiony nawet przysłowiowego listka figowego. Nie chodzi tu też o brak skromności osobistej - wszak przez wieki ludzkie ciało bywało przedmiotem podziwu, uwielbienia i stawało się inspiracją dla artystów.
Tym razem jednak portret prezentujący wszelkie nie-godne podziwu fałdy i naddatki uczyniono na zamówienie osoby portretowanej, która uznała siebie za obiekt wspaniały, piękny i godny uwielbienia.
Bezwstyd objawił się nie (tylko) w nagości, ale w zaburzonym odbiorze własnej osoby, jako obiektu godnego jakiegokolwiek podziwu.
Takie podejście do siebie spotykamy jeszcze na innym portrecie.

Kolejna osoba uznająca siebie za cud godny podziwu przeznaczonego dawnym cezarom.
Bezwstyd i pycha portretowanego wzbudziły szczery śmiech widzów. W bezwstydzie zaginęła ludzka godność.
Tyle przykładów zza granicy.
Gdybyśmy rozejrzeli się po własnym podwórku, to nawet, gdy nie znajdziemy portretów antycznych satyrów lub przebrzmiałych cezarów, to na pewno znajdziemy mnóstwo przykładów podobnego bezwstydu - drobnych i dużych.
A to jakiś minister sprawi sobie zabawki - ciuchcie do swojego gabinetu warte więcej niż przeciętny roczny zarobek obywateli, którzy za nie zapłacili, a to fikuśny mebelek, a to ktoś powie, że czarne jest białe lub na odwrót, a to zaprzeczy, że nie ma tego, co jest, a to..., a to...
Ta lista nie ma końca.
A wszystko to przez brak wstydu.
Jeden mały rumieniec mógłby wzbudzić refleksje i uporządkować nasz zruinowany świat.
Ale wstyd, to takie niewygodne uczucie...

sobota, 1 marca 2014

To tylko flaga

To aż flaga!
Kawałek materii, symbol, o który toczono walki, bo oznaczał wolność.
Ktoś pamięta, co to znaczy wolność?...

Dziś Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wykletych.
Tych, którzy walczyli o wolną Polskę do ostatniego tchnienia.
To oni starali się nie dopuścić do przejęcia władzy przez ludzi służących sowieckiej dyktaturze.
Zamęczeni, zaszczuci, represjami wygnani z kraju o który walczyli.
Przez dziesięciolecia nie wolno było o nich mówić.

Wywieś flagę - pokaż innym, że doceniasz tamten wysiłek, pokaż dzieciom, że byli bohaterowie niezłomni.
Powiewający na wietrze biało - czerwony skrawek materiału zawsze budził nadzieję.
Nadzieja potrzebna jest i nam.

Możesz też nie robić nic.
Wziąć fotel, popkorn i w zadowoleniu patrzeć, jak rozpada się wszystko dokoła...

Możesz też małymi kroczkami uczyć POLSKI, tak by znalazła właściwe miejsce:

Stanisław Wyspiański, "Wesele"

POETA
- Po całym świecie
możesz szukać Polski, panno młoda,
i nigdzie jej nie znajdziecie.
PANNA MŁODA
- To może i szukać szkoda.
POETA
- A jest jedna mała klatka -
o, niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś.
PANNA MŁODA
-To zakładka 
goreseta, zeszyta trochę przyciaśnie.
POETA
- A tam puka?
PANNA MŁODA
- I cóż za tako nauka?
Serce !?
POETA
- A to Polska właśnie.