wtorek, 29 stycznia 2013

"Fajny film wczoraj widziałem..."

Teraz już raczej trudno o takie zdanie.
Coraz mniej osób również pamięta skąd ten cytat pochodzi.
Wieczory jeszcze długie, zimno trzyma nas w domu, oczy nie zawsze chcą czytać w sztucznym świetle, Wyciągamy więc filmy by je obejrzeć.
Przy okazji, jak stwierdził Pan Mąż, należałoby pokazać dzieciom trochę filmów wartościowych i takich, które nazywamy klasyką kina, bo wpłynęły albo na ludzką świadomość, albo pozostawiły niezatarte wrażenia i ciągle są cytowane w innych utworach.
Nasze wybory dotyczą filmów i poważnych i lekkich.
Chcemy zrobić Listę Filmów, Które Warto Obejrzeć (i pokazać dzieciom)
Znalazły się już na tej liście (bez porządkowania):
Przeminęło z wiatrem,
Obcy 8 pasażer Nostromo
Grees
Pożegnanie z Afryka
Bitwa o Anglię
Ptaki
Siedmiu wspaniałych
Panienka z okienka
Ojciec chrzestny
Brudny Harry
12 gniewnych ludzi

Tyle wpisaliśmy na szybciutko.
A teraz proszę o Wasze propozycje!

Pappillon
Trylogie Checinskiego
:"Potop"
"Piknik pod wiszącą skałą"
"Moulin Rouge"
"Człowiek z marmuru"
"Władca much"
"Tańczący z wilkami"

PS
Cytat pochodzi z programu "60 minut na godzinę".

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Monochromatycznie

Złoszczę się na różne rzeczy, więc i Was dziś trochę podenerwuję...
Chciałoby się:

albo






albo



A tu za oknem:
a najczęściej:

Wiem, marudzę, ale wolałabym już ocieplenie.

niedziela, 27 stycznia 2013

Sabat czarownic z zagrożeniem

Wczoraj wieczorem w "Mojej Małej Zagrodzie" odbył się wieczór babskich pogaduszek, zwany inaczej Sabatem Czarownic.
Było sympatycznie i miło - włączyłam się z przyjemnością, wessało mnie i przykleiło do klawiatury do tego stopnia, ze zapomniałam o nastawionym na dzisiejszy obiad rosołku.
Zapomniałam nawet zmniejszyć płomień.
Skutek był taki, że zupka zalała ogień i gaz ulatniał się bezkarnie.
Dziękować ludziom, którzy wymyślili dodawanie śmierdzącej substancji do gazu.
Dzięki temu wszystko skończyło się na wietrzeniu domu, a wyciąg kuchenny pracował jeszcze przez pół nocy. W domku unosi się jeszcze delikatny smrodek, ale to wymaga chyba intensywnego wietrzenia, co przy obecnych temperaturach raczej sobie daruję.
Drogie Czarownice i Czarodzieje - oddając się miłym spotkaniom, zapomnijcie o czynnościach przyziemnych - wszelkie kotły i kociołki niech poczekają na Waszą pełną uwagę.

piątek, 25 stycznia 2013

Co to jest mleko ?

Już chyba niewielu wie, co to jest prawdziwe mleko i jak smakuje.
Biały płyn, który kupujemy w kartonikach zachował tylko nazwę i namiastkę smaku.
Krowie mleko, po przybyciu do przetwórni rozkłada się na czynniki pierwsze - tłuszcze, białka, serwatkę, po to by poskładać je na nowo z "właściwą" zawartością, jednakową dla wszystkich partii produkowanego płynu. Wszystko jest oczywiście sterylizowane w UHT - czyli przegrzane do temperatury 130 - 150 stopni Celsjusza. Jakakolwiek bakteria nie ma szans na przeżycie. Jest to robione oczywiście w trosce o nasze zdrowie (zabijamy bakterie chorobotwórcze: jakieś Shigelle, Listerie, Yersinie, itd) ale zabijamy też te, dzięki którym możemy spożywać zsiadłe mleko i serek.
Dodatkowo prawie doskonale jałowe mleko, nie mając własnych obrońców (lactobacteriaceae) jest doskonałą pożywką dla wszystkiego co unosi się w powietrzu lub może się w nim znaleźć przez kontakt z przedmiotami domowymi.

Efekt?
Spróbujcie nastawić "mleko ze sklepu" na zsiadłe.
W dziewiętnastu przypadkach na dwadzieścia wszystko nam zgnije.
Mleko stanie się gorzkie, śmierdzące, niejadalne. Kiedyś - aż trudno uwierzyć - przybrało mi delikatnie zielonkawy kolor.
Skąd wziął mi się dziś taki temat ?
Otóż ze spojrzenia na świat z bliska.
W ramach prac pożytecznych na rzecz utrzymania domu, czyli współpracy z Panem Mężem, siedzę od jakiegoś czasu żmudnie stwarzając bazę danych potencjalnych klientów.
W ostatnich dniach padło na zlewnie mleka i zakłady przetwórcze tegoż.
I co się okazuje.
Zlewnie mleka praktycznie zaniknęły.
To co kilkanaście lat temu pozwalało zebrać od rolników produkty ich krów, jest teraz w każdym zakątku kraju wyprzedawane.
I słusznie skoro stoją nie używane.
Kolejne spostrzeżenie jest takie: nie ma małych, gminnych zlewni mleka, bo teraz rynek został przejęty przez ogromne przetwórnie.
Ekonomia, panie dziejku, ekonomia...
A ogromna przetwórnia nie ma interesu w skupywaniu jednej, dwu baniek mleka, które świtkiem zbiera się na Żuka z platform ustawionych przed gospodarstwem (pamiętacie?) i zawozi do zlewni, a potem do przetwórni.
Teraz do przetwórni przyjeżdża cysterna z mlekiem od producenta, który ma krów kilkaset.
Wszystko logiczne i ekonomicznie uzasadnione.
Ale...
Taka ilość krów powoduje, że nieustannie szuka się potanienia paszy, którymi są karmione.
Potanienie to często odbija się na jakości.
Dodatkowo, jak każda monokultura - tu monokultura hodowli - narażona jest na szybkie przenoszenie się chorób wśród zwierząt. To z kolei powoduje podawanie zwierzętom środków medycznych.
Tak, wiem, są okresy karencji, kwarantanny, ale dochodzimy w nich do ograniczenia substancji szkodliwych, a nie do wykluczenia. Bo produkcja musi być.
Ekonomia.
I tak księgowość wyparła produkt naturalny, który niektórzy pamiętają jeszcze z dzieciństwa, a który moja babcia i mama przetwarzały w najlepsze na świecie zsiadłe mleko i biały serek.
Dziś uzupełniamy bakterie mlekowe w organizmie (naszego przyjaciela i obrońcę przed chorobami) łykając tabletki lub proszki.
Kiedyś wystarczyło zsiadłym mlekiem popić ziemniaczki, przekąsić kiszony ogórek lub zjeść do obiadu kiszoną kapustę...
Dziś zsiadłe mleko jest zapomniane, ogórków kiszonych w miastach zjadamy bardzo mało, a kiszona kapusta jest w nieustannym odwrocie...

W Polsce chyba jeszcze nie mamy stad mlecznych, które całe życie, jak kurczaki, spędzają pod dachem - tak jak dzieje się to na zachodzie europy i w Stanach.
Tam, gdy widać na wybiegu stado krów, to są to zwykle krowy mięsne. Tych się nie doi, chodzą sobie po prerii, żrą trawę i rosną na steki.
Nasze krowy jeszcze widzą słońce.

PS
Dowiedziałam się, że jednak mamy już krowy, które całe życie nie wychodzą z obory...

czwartek, 24 stycznia 2013

Kilka pytań

Mam dziś tylko kilka pytań.
Jak mawiają niektórzy - "internet" wie wszystko, więc mam nadzieję na jakieś informacje.

Czy komuś zdarzyło się, że umarł mu zakwas?
Zawsze myślałam, że zakwas może się zarazić jakimiś pleśniami, ale można go ratować, że może się zakazić bakteriami gnilnymi itd, ale przy odpowiednim potraktowaniu może się obronić.
Wiem, że można zakwas przechowywać w lodówce, albo można go wysuszyć i przechowywać w proszku, a w potrzebie namoczyć, dokarmić i ożywić.
Wiadomo też, że zakwas im starszy tym odporniejszy. Mój ma już ponad dwa lata i ... zdechł.(chyba)
Został wysuszony, jako, że ostatnio nie miałam czasu robienie chleba na zakwasie (drożdżowy jest bardziej przyjazny dla leniwców). Dziś rano w przypływie weny zachciało mi się zakwas ożywić.
Pokruszyłam do naczyńka, dolałam letniej wody, dodałam mąki, w domu ciepło i.. nic.
Zakwas z mąką, jako materiały sypkie utworzył grubą warstwę osadu, a nad nim wyodrębniła się warstwa klarownej wody. Zero bąbelków, żadnych oznak życia.
Dlaczego ???

Przyznam się, że jako osoba chytra i doświadczona przez różne psikusy kuchenne, miałam w zapasie nieco zakwasu odłożonego w lodówce.
Na próbę dokarmiłam i ten.
Ożył.
Bulka, (bąbelki puszcza).
Rośnie.
Jak dobrze pójdzie to jutro będzie chleb na zakwasie.

Jeszcze jedno pytanie.
Czy to normalne, że pies linieje w środku zimy?
Ktoś to już przerabiał?
Mój kudłacz zwykle linieje latem, a tu taka niespodzianka.
Ma ktoś jakieś doświadczenie?
Czy to fanaberia, wróżba rychłej wiosny, czy objaw jakiego niedomagania ?

środa, 23 stycznia 2013

Mamo, jeść!

Jeszcze niedawno, zupełnie jakby to było wczoraj, zamartwiałam się brakiem apetytu moich chłopaków. Zwłaszcza średniego. Prawie było słychać klekot jego kości.
Prosiłam, groziłam, kombinowałam... Kiedy już nic nie pomagało wciskałam bulion z żółtkiem lub budyń z żółtkiem. Dziecko rosło - potrzebny był budulec.
Śniadania dawane do szkoły zawsze wracały.
Nic, tylko włosy z głowy rwać, bo mi kto powie, że dziecko głodzę.
Aż tu nagle, pod koniec ubiegłego lata, na początku roku szkolnego, ktoś przełącznik żołądka mojego syna, ustawiony w pozycji "off" przełożył na pozycję "on". Właściwie "ON".
Widziałam kiedyś na filmie, jak poszukiwacze wraków odsysali pod wodą piasek ze znaleziska. Szeroka rura wsysała tony piachu i przepychała go w inne miejsce.
Tak właśnie można zilustrować proces wchłaniania żywności, który odbywa się w moim domu.
Takie prawo wieku - gwałtowny wzrost wymusza uzupełnianie składników pokarmowych i energii.
Oprócz ciepłych posiłków, warzyw i owoców potrzeba całkiem sporo chleba i ciast wszelakich.
Nawiasem mówiąc, gdybym jadła tyle chleba, bułek i ciast, co moje chłopaki, przyjęłabym formę kulistą.
Oni nadal pozostają szczupli, a nawet można powiedzieć - chudzi.
Popołudniowa prośba o coś słodkiego nie zawsze może być spełniona przy pomocy cukierków i czekolady.
Często jest to chałka, słodkie bułki z nadzieniem, jakieś ciasto z owocami, murzynek, budyń.
Całe szczęście, że kilka lat temu kupiliśmy maszynę do pieczenia chleba. Dzięki niej mogę mieć rano świeżutki chleb, po południu chałkę, a jeszcze zamiesza mi ciasto na bułki.
Nie wszystkie drożdżowe ciasta miesza mi maszyna, czasami robię to ręcznie, ale i tak lwią część roboty odwala za mnie.
Jest z tej maszyny jeszcze taki pożytek, że chlebek z niej jest tańszy niż ten ze sklepu.
Właśnie poczyniliśmy z mężem stosowne wyliczenia, za którymi stoi solidne zmierzenie ilości prądu zjadanego przez maszynę na wyrobienie i upieczenie jednego bochenka chleba o wadze 800g.
Bierzemy 575g mąki pszennej = 1zł - 1,50zł (w zależności od sklepu),
2 łyżeczki soli = 1gr?,
1/6 kostki drożdży = 17gr,
2 szklanki wody,
i 2 łyżki oleju = 5 - 8gr.
Upieczenie kosztuje 25 groszy.
Razem za bochenek płacimy około 1,48 zł - 2,01zł.
Z podanej ilości składników, wyjmujemy z foremki, po upieczeniu 800g chleba.
Niestety taki bochenek znika u mnie już rano - zjadany częściowo w domu, a częściowo  zapakowany dzieciom do szkoły na drugie śniadanie.
Po śniadaniu przychodzi więc pora na pieczenie czegoś słodkiego, a po południu kolejnego bochenka - bo może będzie potrzebny na kolację.
Kolejny chlebek - na rano - piecze się w nocy.
Taka maszyna do chleba ma wiele zalet, i tych materialnych: dobra cena chleba, świeży chlebek na życzenie, i tych ulotnych - w całym domu cudownie pachnie piekącym się chlebem.
Narobiłam sobie smaku.
Idę nastawić chałkę.
500g mąki,
ok 25 g masła,
4 łyżki cukru,
ok 300 350 ml mleka,
1 - 2 jajka,
ok 25g drożdży.
Dodatki według gustu.
Dodam do niej trochę skórki z cytryny.
Będzie mniamista.

A Wy jak karmicie swoich głodomorów?

wtorek, 22 stycznia 2013

22 stycznia 1863

Niemiec, Moskal nie osiędzie,
gdy jąwszy pałasza,
hasłem wszystkich zgoda będzie
i ojczyzna nasza.
Marsz, marsz, Dąbrowski...


W krwawym polu srebrne ptaszę,
Poszli w boje chłopcy nasze.
Hu! ha!
Krew gra!
Duch gra!
Hu! ha!
Niechaj Polska zna,
Jakich synów ma.

Obok Orła znak Pogoni,
Poszli nasi w bój bez broni.
Hu! ha!
Krew gra!
Duch gra!
Hu! ha!

Matko Polsko żyj
Jezus, Mari bij
Naszym braciom dopomagaj,
Nieprzyjaciół naszych smagaj.
Hu! ha!
Krew gra!
Duch gra!
Hu! ha!
Niechaj Polska zna,
Jakich synów ma.
 
Tym którzy  zdążyli zapomnieć, przypominam, że obok Orła Białego i Pogoni znajduje się herb Rusi.
Wszystkie te nasze ziemie włączyły się w powstanie.

Rok 2013 jest na Litwie Rokiem Powstania Styczniowego. Tak miało być i w Polsce, jednak w ramach konformizmu ci. których niektórzy wybrali do rządzenia naszą Ojczyzną, nie chcą wspominać wydarzeń niemiłych dla naszych sąsiadów. Mamy zapomnieć o naszej dumie i bohaterach, a nasze dzieci o historii Polski zupełnie.
Przesadzam? Nie. Wystarczy spojrzeć do programów nauczania. Okrojoną naukę historii duża część młodzieży kończy po sześciu klasach, bo na poziomie szkoły średniej historii już nie ma. Nie ma już też liceów ogólnokształcących (są profilowane) i tam też historia jest dla nielicznych.
Jeżeli Wy nie powiecie dzieciom o naszej historii - nie zrobi tego nikt.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Józef - brat wasz

"Ja jestem Józef, brat wasz".
Właśnie obchodziliśmy dzień judaizmu.
Dlaczego o tym piszę i dlaczego mnie to w ogóle interesuje?
Bo historia w ogóle mnie interesuje. 
A w nasza historię przez prawie dziesięć wieków była wpleciona historia narodu żydowskiego.
Osiedlali się w swojej nowej ziemi obiecanej, bo tu znajdowali przyjaznych ludzi i warunki do życia, których brakowało im gdzie indziej. 
Wypędzani i ograbiani, jak chociażby w Hiszpanii w 1492 roku, czy wcześniej z Anglii, Francji, Austrii, a później Portugalii. 
Wyrzuceni najpierw ze swojej ziemi w 135 roku, zostawiali za sobą domy, dobytek i groby swoich przodków. 
W Polsce uznając trwałą obecność Żydów w swych włościach, kolejni władcy Polscy starali się kodyfikować ich prawa i obowiązki. 
Doceniając talenty i udział Starozakonnych w życiu kraju, polscy książęta i królowie nadawali im kolejne przywileje, mające zapewnić warunki do godnego i bezpiecznego życia, jak i nakładające pewne zobowiązania wobec goszczącego ich kraju. 
Najbardziej znanym i pierwszym o takiej skali aktem prawnym dotyczącym Żydów na ziemiach polskich był tzw. Statut Kaliski wydany w roku 1264 w Kaliszu przez księcia Bolesława Pobożnego (1221-1279). Gwarantował w nim Żydom pełne bezpieczeństwo, wolność dla praw i własności. Statut ten potwierdził - Król Polski Kazimierz III Wielki w 1334, 1364, 1367, a następnie kolejni władcy Polski. 
Dzięki uregulowaniom prawnym Żydzi stali się w Polsce niejako odrębnym stanem - obok stanu szlacheckiego, duchowieństwa, mieszczaństwa i chłopstwa. 
Wspomniane przywileje dawały, obok gwarancji bezpieczeństwa i wolności praktykowania swojej religii, prawo do działalności handlowej, dzierżawy ceł, myt i przywilejów propinacyjnych a także działalności quasi bankierskiej (jako, że chrześcijanom religia zabraniała udzielania pożyczek na kredyt, Żydzi opanowali ten segment usług finansowych, niejednokrotnie kredytując nawet władców). 
W okresie późniejszym do tych uprawnień doszło jeszcze prawo prowadzenia karczm i zajazdów, a także wiążące się z tym przywileje wyszynku alkoholi. 
Ograniczeniem, jakim objęto Żydów (podobnie zresztą jak i mieszczaństwo), był całkowity i surowo przestrzegany zakaz nabywania ziemi. 
Z czasem było to powodem do pogardy, że Żyd nie potrafi pracować w polu.
Cóż - przez kilka tysięcy lat nie mieli za bardzo swojej ziemi, na której mogliby gospodarować. 

Ale dziś mam inny powód by pisać o narodzie, który zniknął zupełnie z naszego krajobrazu. 
Zniknął, jakby zniknęła nagle jedna dziesiąta naszych znajomych, w klasach zniknął co dziesiąty uczeń, jakby opustoszał co dziesiąty dom.

Chcę napisać o narodzie, który brał udział w ważnych dla naszej Ojczyzny wydarzeniach, o których tak niechętnie się dziś mówi. Skrywa się, by zabić naszą dumę. Telewizja ostatnio daje do zrozumienia, że wspominanie własnych bohaterów rozbija jedność narodową i jątrzy stosunki międzynarodowe (czytaj - nie drażnić niedźwiedzia).
 
Wycinanka żydowska
W latach 1860–1863 Żydzi brali udział w manifestacjach patriotycznych i konspiracji, która poprzedziła wybuch powstania styczniowego. Znamienna stała się działalność nadrabina Dow Bera Meiselsa, wspierającego Polaków w ich walkach narodowowyzwoleńczych (za co spotkał się z prześladowaniami ze strony władz carskich). 27 lutego 1861, w czasie pogrzebu pięciu poległych oświadczył Andrzejowi Zamoyskiemu: I my czujemy, że jesteśmy Polakami, i my polską ziemię kochamy jak panowie.
Symbolem istnienia kultury społeczeństwa żydowskiego w Królestwie Polskim stała się postać Michała Landego, który zginął niosąc krzyż w czasie demonstracji patriotycznej na Placu Zamkowym w Warszawie 8 kwietnia 1861, krwawo stłumionej przez wojsko rosyjskie

Walczyli i ginęli za swoją wybraną ojczyznę.
Dziś mamy ich w całej Polsce 1200.