sobota, 1 lutego 2014

Sobotnia mieszanka

Dzieje się tak niewiele i dużo zarazem.
Niewiele rzeczy niezwykłych, a wiele z codziennej rutyny.
Przed nastaniem mrozów obserwowaliśmy przedziwne zjawisko pogodowe.
Przy dodatniej temperaturze i padającej mżawce na płotach, samochodach i drzewach zamarzała lodowa glazura. Z każdej gałązki zwisały lodowe sopelki.
Nadchodzący później mróz i śnieg na kilka dni utrwaliły te lodowe twory. Wszystko już jednak zniknęło, bo od dwóch dni mamy temperaturę dodatnią.
Miłe ciepełko dodaje energii i sprzyja różnym pracom domowym, które odkłada się na później, kiedy włącza się instynktowny tryb przetrwania/przespania zimy.
 Ostatnimi czasy rodzinka polubiła prażoną cebulkę, którą  kilka razy kupiliśmy gotową, jednak od czego jest domowa kuchnia i internet. Przeczytany przepis, kilkanaście minut "przy garach" i mamy uzupełniony pojemniczek aromatycznego dodatku do potraw.
 A sprawa jest prosta: siekamy cebulę na niewielką kosteczkę, przesypujemy mąką, zostawiamy wszystko na chwilę żeby mąka dobrze oblepiła siekankę, w tym czasie rozgrzewamy olej na głębokiej patelni, wrzucamy partiami cebulkę na rozgrzany olej i zarumienioną wyciągamy łyżką cedzakową, najlepiej na bibułę.
Potem wsypujemy do słoika i gotowe.
Dziś z kolei natchniona wspomnieniami z domu rodzinnego postanowiłam zrobić "cepeliny", czyli ziemniaczane kluchy z nadzieniem mięsnym.
Rozpędziłam się z ilością, gdy tymczasem potrawa jest tak syta, że już jeden ziemniaczany wałek zapychał do rozpuku, a dwa zjedzone przez Archanioła "rozłożyły go na łopatki".
Cóż, jest to prawda znana już dawno, że połączenie węglowodanów z białkiem po prostu zbyt obciąża układ trawienny, powodując senność. Dlatego jeżeli gdziekolwiek przyjdzie mi jeść golonkę - zjadam nawet dużą, ale bez chlebka.
Kilka lat temu, w górach podano nam miejscowy specjał: kotlet schabowy pieczony w placku z otrąb i chyba migdałów. Potrawa była doskonała, jednak w połowie kotleta wszyscy już wzdychali, do końca nikt nie dotrwał, poza mną - oczywiście po wyskubaniu mięska ze smakowitej okładki.
Tu podeprę się teorią "diety nie łączenia": nasz organizm ma problem z jednoczesnym wytworzeniem enzymów i do białek i do tłuszczu i do węglowodanów. Te same produkty zjedzone w krótkich odstępach czasu tak nas nie zmęczą.
Trzeba o tym pamiętać, przy różnych bardziej lub mniej uroczystych okazjach, gdy próbujemy najróżniejszych potraw.

2 komentarze:

  1. "Burze lodowe",to coraz częstsze zjawisko w Kanadzie i USA.Powodują straszne zniszczenia.
    Zima ma trwać jeszcze sześć tygodni,tak ogłoszono w Punxsutowney w dniu 2.02.14.-Dzień Świstaka:"www.youtube.com/watch?v=HEOH0GOt-PI"
    "www.nydailynews.com/news/national/groundhous-predict-weeks-winter-article-1.1599381"
    Do cebulki dodaję trochę czosnku:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł z tą cebulką, podgapię od Ciebie. Co do wielodoniczek po jajach - znany sposób, wielu moim koleżankom doskonale się sprawdziły. Ja mam plastikowe wielodoniczki, kilka lat temu kupione w sklepie, chociaż - przyznam - kasy na nie szkoda było...

    OdpowiedzUsuń