wtorek, 14 maja 2013

Dzień

Roślinki posadzone.
Ogródek podlany.

Chleby rosną.
Bułeczki z dżemem się pieką.
Plecka bolą.

10 komentarzy:

  1. No, niezupełnie. Czasami bolą też inne części ciała :-)
    Na szczęście bywają i całkiem spokojne i łatwe dni, tylko szkoda, że nie częściej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Mogę wysłać zakwas i przepis :-)
      Ja piekę chleb codziennie z ponad kilograma mąki - chłopaki wchłaniają każdą ilość. (a jeszcze niedawno płakałam, że niejadki)

      Usuń
  3. Dzień jak co dzień... czasem więcej, czasem mniej dodatków.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właściwie to nie lubię dodatków, przynajmniej niektórych.
    Wolę spokój.
    Praca mi nie przeszkadza :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie piecze się w maszynie.Marzy mi się piec chlebowy.Kiedyś mieszkałem w chacie śląskiej,tam był piec chlebowy,wędzarnia i pompa w sieni.A ciotka trzepała przed chatą na ławce pół dnia masło.To były piękne czasy.
    Smacznego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O wędzarni też marzę, bo nikt w domu nie chce jeść sklepowych wędlin.
      Maszyny do chleba używam od lat, ale nie mam w niej programu, który pozwalałby na tyle godzin rośnięcia dokarmionego zaczynu, dlatego piekę w niej wszystko, co drożdżowe, a chlebek na zakwasie rośnie w misce i piecze się w piecu.
      Też marzyłam o piecu chlebowym, ale biorąc pod uwagę ekonomię jego wykorzystania - tj. ilość drewna i czas potrzebny do rozgrzania, wyszło mi, że piec należałoby raz na kilka dni, czyli dużo chleba na raz. Nie mam w domu nawet naczynia, w którym mogłabym wymieszać tyle ciasta i w którym mogłoby rosnąć.
      Codziennie piekę z 1,15kg mąki (pszennej i żytniej) i już taka ilość mieszana ręcznie zajmuje chwilę, a co dopiero zwielokrotnienie tej masy. Trzeba by chyba kupić jakieś mieszadło piekarnicze. Niestety - chyba nie mam tej krzepy, co nasze babki...
      Ale chlebek i tak wychodzi wyśmienity. Gdybym jeszcze miała w okolicy krowę to i o masło bym zadbała. Byłam ostatnio na targu w Mikołowie - ostatnim miejscu, gdzie bywały baby ze "swoją" śmietaną i mlekiem - niestety, krowy na śląsku chyba się skończyły - przynajmniej te w promieniu 20 - 30 kilometrów od Katowic.
      Biedne moje dzieci, które prawdziwego mleka kosztują tylko na wyjazdach kilka razy w roku.

      Usuń
  6. Ja mam gospodarza w pobliżu.Jest tak uprzejmy,że przynosi mi do domu ser,śmietanę,masło,a ostatnio też mleko.A na targowiskach w Dzierżoniowie i Świdnicy stoją jeszcze"baby"ze swoimi wyrobami.Często zaglądam na targowiska,bo można kupić niedrogo kwiaty i krzewy.
    Przy tej chacie mieliśmy też piękny poniemiecki sad.Niemiec mieszkający tam kiedyś znał się na sadownictwie.Na każdym drzewie,było zaszczepionych kilka odmian jabłoni i grusz.Niektóre odmiany były wyjątkowo pyszne.Żal,że tych ostatnich już,gdzieniegdzie rosnących unikalnych odmian się nie ratuje.
    Prof.Pieniążek próbował ratować stare odmiany jabłoni,ale chyba nic z tego nie wyszło.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. I buleczek i chleba pojadlabym...
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń