środa, 3 kwietnia 2013

Królewskie córki



Zastanawialiście się kiedyś nad tym, co działo się z królewskimi córkami?
Jaki los je spotykał?
Mamy jakieś pojęcie o dziedziczeniu polskiego tronu przez Piastowych synów, coś tam się kołacze o Jagiellonach i Wazach...
Ale co się działo z królewnami ? - przecież królewskim parom rodzili się nie tylko upragnieni dziedzice, ale i dziewczynki.
Tak się składa, że od zarania dziejów naszego państwa, królewskie dzieci chorowały i umierały, jak każde inne dzieci, w czasach, gdy na wiele chorób nie znano lekarstw. Dodatkowo często surowe warunki życia miały wpływ na los królewskich maluchów.
Podejrzewam, że w wiekach średnich kroniki i pisma często nawet nie odnotowały narodzin córek, które umierały w niemowlęctwie, lub, co byłoby dziwne, żadne z niemowląt płci żeńskiej nie zmarło.
Jednak często giną w mrokach historii nawet imiona tych, które osiągnęły wiek dojrzały i stawały się kartą przetargową w zdobywaniu i utwierdzaniu sojuszów międzynarodowych.
O ile znamy chyba wszystkie imiona królewskich potomków płci męskiej, to nie raz możemy spotkać w książkach taki opis: nieznana z imienia córka Mieszka I, wydana za księcia pomorskiego, albo: nieznana z imienia córka Bolesława I [Chrobrego] poślubiona księciu ruskiemu Świętopełkowi, czy też: nieznanego imienia córka Mieszka II przyszła żona Króla Węgier Beli I.
Im bliżej naszych czasów tym więcej wiemy o królewskich córkach.
Pojawiają się imiona, a z czasem daty ich narodzin i śmierci.
Pojawiają się wiadomości o ich losach i życiu dorosłym.
Wydawano królewny za mąż, aby utwierdzić sojusze lub złagodzić zapędy wroga czy utrwalić pokój.
Zwykle starano się wydawać królewskie panny za mężów, których pozycja równała się z ich królewskim pochodzeniem.
Wydano na przykład Gertrudę, córkę Mieszka II za księcia ruskiego i nie był to pierwszy tego typu mariaż, bo tam też wydano córkę Chrobrego. 
Zofię, córkę Kazimierza Jagiellończyka wydano za (tylko) margrabiego brandenburskiego, ale Zofia była szóstym dzieckiem (spośród trzynaściorga).
Wychodziły polskie królewny za mąż do Rusi, Księstwa Kijowskiego, Węgier, Niemiec, Szwecji, Danii, na Śląsk, do Francji, Bawarii.
Zazwyczaj wyjście za mąż oznaczało bezpowrotny wyjazd z domu rodzinnego i pożegnanie się z rodziną na zawsze.
Oczywiście zwykle, w różnych okresach historycznych, pozostawała im na pocieszenie korespondencja z rodzicami lub rodzeństwem.
Im dalej sięgamy wstecz, tym rzadsze były te listowne kontakty.
W zależności od zażyłości zadzierzgniętej z rodziną w latach młodości, korespondencja taka była bardziej lub mniej oficjalna.
Anna Jagiellonka (obraz w stroju koronacyjnym) do swoich sióstr pisywała listy całkowicie prywatne - choć i w nich nie brakowało zagadnień politycznych, zaś do swojego brata - Zygmunta Augusta jedynie listy oficjalne, zawsze nacechowane ich wzajemnym chłodem.
     Po opuszczeniu domu i kraju rodzinnego, często byt królewien, nawet ten biologiczny, uzależniony był od posagu przywiezionego z Polski lub wypłacanego z kasy królewskiej na uposażenie królewny.
Po wyjściu z domu rodzinnego ich los był całkowicie związany z losem ich nowej ojczyzny lub poślubionych mężów.
Bywali nimi nie tylko królowie, ale i książęta rządzący większymi lub mniejszymi księstwami, burgrabiowie.
W średniowieczu mieliśmy królewnę, która wstąpiła do klasztoru - Gertrudę, córkę Krzywoustego.
Mamy w historii także królewnę, a potem królową, która została świętą.
To Jadwiga, córka Ludwika Węgierskiego, pierwsza żona Władysława Jagiełły. Zmarła w wieku 25 lat, wkrótce po urodzeniu kolejnej królewny - Elżbiety Bonifacji, która przeżyła tylko 20 dni.
     Małe królewny jeżeli nie skończyły swojego żywota w niemowlęctwie, czy wczesnym wieku dziecięcym, przeżywszy lat naście były wydawane za mąż.
Wtedy zagrożeniem dla ich życia mogły być kolejne ciąże i porody.
Żyjąc (przeważnie) w dobrych warunkach, otoczone troskliwą służbą, zwykle dobrze odżywione, rzadko umierały w młodości jak Anna, córka Stanisława Leszczyńskiego, która odeszła na zapalenie płuc w wieku 20 lat.
Była siostrą Marii Leszczyńskiej - żony francuskiego króla Ludwika XV, któremu ta urodziła dziesięcioro dzieci.
Tak liczne potomstwo w polskich rodzinach panujących także się zdarzało.
Marysieńka Sobieska urodziła trzynaścioro dzieci, Maria Józefa - żona Augusta III - czternaścioro, Elżbieta - żona Kazimierza Jagiellończyka - trzynaścioro, Bona - sześcioro, Konstancja - żona Zygmunta III - sześcioro, Dobroniega - żona Kazimierza Odnowiciela - pięcioro (o tylu wiemy, bo  przeżyły).
Wychowywały się więc nasze królewny przeważnie z mniej lub bardziej licznym rodzeństwem.
Czasami mając za przyjaciółki inne swoje siostry, czasami żyjąc wśród braci - jak Świętosława, córka Odnowiciela, która miała czterech braci i żadnej siostry.
Stosunki rodzinne królewien były zazwyczaj przyjacielskie, a na pewno co najmniej poprawne.
Każdej z nich pisany był podobny los, nie było mowy o konkurowaniu, czy zazdrości, ponieważ o ich losie decydowali rodzice, a także senat lub szlachta.
Inaczej sprawy wyglądały pomiędzy braćmi - pretendentami do korony.
Zdarzało się jednak, że rodzeństwo nie żyło ze sobą zbyt zgodnie, czego przykładem były wzajemne relacje Zygmunta Augusta i jego młodszych sióstr: Zofii, Anny i Katarzyny, które były ze sobą bardzo zżyte, brata zaś nie bardzo obchodził ich los.
Miłościwie panujący król nie dbał o siostry do tego stopnia, że po śmierci Bony zdarzało się, że miały co jeść jedynie dzięki trosce służby.
     O losie królewien decydowały układy polityczne i mężowie, którym były przeznaczone.
Czasami mężowie byli dobrzy, czasem nie, ale żadna z nich nie decydowała o sobie.
I na pewno nie podzielały losu Cysorza z wierszyka Andrzeja Waligórskiego...

3 komentarze:

  1. Wcale nie za wesoło miały...
    Jak się trafiło, to było dobrze a jak nie ...
    Królewny to w bajkach mają dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst Gabrysiu! A tymczasem prawie każda z nas w dzieciństwie marzyła o zostaniu królewna. Czemu? Bo po pierwsze sama nazwa "królewna" brzmi romantycznie i basniowo a po drugie zawsze jakiś piekny ksiąze czy też rezolutny, a przystojny młodzian o nią walczył. A jak już wywalczył, to zyli długo i szczęsliwie. Koniec bajki. Tymczasem wtedy dopiero zaczynało się to prawdziwe, zupełnie dla dzieci nie atrakcyjne zycie. Biedne były te królewny...Przypomniała mi się teraz czytana dawno temu ksiązka beletrystyczna o królewnie Jadwidze wydanej za starego Jagiełłę. Miała tytuł "Te same gwiazdy" i była chyba pierwszą ksiazką, która uświadomia mi w dzieciństwie, że los królewien wcale nie był godny pozazdroszczenia...

    OdpowiedzUsuń