piątek, 13 września 2013

Jak to jest z życiem w mieście

- Nie wyobrażam sobie życia na wsi.
- Nie potrafiłabym żyć na wsi.
Takie zdania słyszałam nie raz od znajomych mieszkających w dużych miastach, z którymi dzieliłam się swoją nadzieją, że kiedyś wyprowadzę się na wieś.
- Ale dlaczego?
- Co jest takiego we wsi, że chcesz jej unikać?
(Nie, żebym uważała, że skoro ja o wsi marzę, to inni też muszą, po prostu ciekawi mnie takie stanowisko). Założyłam, że osoba, z którą rozmawiam nie zna się na roli i ma taki rodzaj zarabiania na życie, że nie jest związana w żaden sposób z miastem, ani z żadnym określonym miejscem na ziemi. Odpowiedzi zwykle były podobne:
- A bo wszędzie daleko, mniejszy wybór sklepów, nie potrafię grzebać w ziemi (wiadomo, że wieś = dom, a koło domu ziemia), nie znam się na zwierzętach, do dentysty daleko, do lekarza trzeba jechać, szkoła jest lub jej nie ma w pobliżu, jakby się coś stało, to pogotowie ma daleko, do urzędów trzeba jeździć, po różne zakupy trzeba i tak do miasta, drogi kiepskiej jakości. nie ma kina i teatru (bo to każdy taki kulturalny i uczęszcza) itd, itp...
Okazuje się, że to wygoda zabija w ludziach chęć opuszczenia miasta, co nie przeszkadza im narzekać na: ciasnotę, spaliny, korki, hałas, uciążliwość przejazdów przez zatłoczone ulice, ogólny tłok, nagromadzenie ludzkiej bezmyślności, zagęszczenie chamstwa i ścisk fizyczny panujący dokoła.
I teraz dochodzimy do najciekawszego: żaden mieszczuch nie pojedzie na wypoczynek do innego miasta, nie zostanie na urlop w domu, ale koniecznie wybierze się na łono przyrody, w góry, nad morze, nad jezioro, na wieś (!), nie ważne, czy w kraju, czy za granicą. Ucieknie tam, gdzie nie ma tłoku i spalin, za to jest cisza i zieleń. Ci, którzy jadą na zatłoczone plaże wracają do domu sfrustrowani i zdegustowani jakością odpoczynku.
Mieszczuch uciekający z miasta będzie napawał się szumem drzew, widokami, zapachem lasu, szumem morza, bezkresem pól, przestrzeniami i widokami gór.
Będzie siedział na piasku, moczył nogi w jeziorze, chodził po górskich wertepach, zachwycał się kurkami i konikami.
Będzie chwalił domowy chleb, wędliny i wszystkie potrawy zrobione z naturalnie wyhodowanych roślin i zwierząt. (chociaż dzieci już kręcą nosami).
Siedząc wygodnie w słońcu lub w cieniu będzie się zachwycał ciszą i odgłosami przyrody.
Wniosek?
Człowiek może mieć nawyk wygodnego życia i zorganizować sobie byt w gęstej zabudowie miasta, ale NIE potrafi i NIE może żyć beż choćby odrobiny kontaktu z naturą. Jest mu to potrzebne do prawidłowego funkcjonowania psychicznego i fizycznego jak powietrze.
Ciągłe życie w czterech ścianach jest męczące, jest krzywdą i niewolą. Budzi frustracje i agresję. Przyczynia się do najróżniejszych chorób.
Natura jest bezwzględnie potrzebna.
Potwierdzeniem tego jest obraz domów budowanych w miastach na coraz mniejszych działkach. Chociaż za cenę budowy domu można kupić spore mieszkanie, czy apartament, buduje się domki na spłachetkach wielkości chusteczki do nosa, byle mieć miejsce na kilka kwiatków i taras z widokiem na żywopłot, w ostateczności wystarczy ławeczka, stół i niewielkie miejsce na grill.
Działki robią się coraz mniejsze, bo mają zaspokajać bezwzględną potrzebę kontaktu z naturą, a z drugiej strony nie zmęczyć mieszczucha pracami ogrodniczymi, które same w sobie nie są mu do niczego potrzebne.Cena ziemi ma tu swoją rolę, jednak ideologia nie jest bez znaczenia.
niby taras na wieżowcu wielkiego miasta, a wrażenie...
Kiedy na początku XXw architekci robili różne nowatorskie eksperymenty urbanistyczne, projektowali praktyczne rozwiązania w budownictwie mieszkalnym, pojawiły się całe osiedla domów w których królował beton, cegła i asfalt. (m.in. u Le Corbusiera) Domy te z założenia były sypialniami wielkich miast. Były pozbawione drzew, skwerów, kwiatów - wszystko poddano idei utylitaryzmu. Szybko okazało się, że na takich osiedlach nikt nie chce mieszkać. Mieszkańcy wyprowadzali się do gorszych warunków mieszkaniowych, byle uciec od betonowej pustki. Sposobem na przywrócenie życia tym dzielnicom było zrywanie wszechobecnych bruków, sadzenie drzew i zakładanie skwerów. Złamanie monotonni było bardzo istotne, jednak na nic zdawały się kamienne, czy betonowe dodatki, urozmaiceniem musiały być elementy przyrody.
W zachodnich, wielkich miastach od dawna spotykamy zaspokajanie potrzeby przestrzeni i obcowania z przyrodą  przez zagospodarowywanie dachów i tarasów wieżowców i kamienic. Taki ogród na szczycie budynku ma same zalety: izolację od miasta i pejzaże pełne przestrzeni w ścisłym połączeniu z życiem w wielkim mieście.
Na ten luksus jednak niewielu stać, nam zaś pozostaje marzenie o nie uczęszczanej drodze zaznaczonej na mapie białym kolorem, domu otoczonym drzewami i sąsiedzie posiadającym krowę ;-)
Kontakt z naturą MUSI być!


eko wieś teraźniejszości ;-)


eko miasto przyszłości

10 komentarzy:

  1. Ano musi. Dwugodzinny kontakt z natura niweluje stres, nawet o 800 % (!!!), czego dowiodly badania naukowe.
    W przyszlym roku u mnie ekoterapia i ekowczasy :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieustannie planuję swoje eko wczasy na własnym ranczu i terapię z łopatą i siekierą w ręce :-)

      Usuń
  2. W mieście typowe sprawy rozgrywają się czasie godzin, dni. Plany w mieście są tworzone na miesiące, góra rok. Na wsi podstawowe sprawy rozgrywane są dniami, tygodniami, miesiącami. Plany na wsi to kwestia nie tyle miesięcy co pór roku, a dłuższe plany to kwestia lat albo nawet całego pokolenia.
    Inny świat, inna perspektywa, inne priorytety. Ja próbowałem i w mieście po prostu się duszę. Za tłoczno, za cwaniacko, za szybko. A na wsi... ziemi nie oszukasz, liczy się reputacja osobista i rodzinna (co akurat jest zaletą). Przedostatnie zdanie: coś jak mój dom ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O szczęśliwy człowieku przy "białej drodze"! Niech Ci się szczęści w ciszy i spokoju!

      Nienawidzę tłumów, hałasu, korków i nagromadzenia ludzkiej głupoty. Duszę się w mieście. Nienawidzę pośpiechu, (choć czasem muszę przyznać, że miewa swoje dobre strony, kiedy coś załatwiam i dzieje się to szybko),jednak cena i tak jest zbyt wysoka.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Miasto mnie wykańcza-dosłownie!!Wieś mam zapisaną w genach.Lubię wiejskie zapachy.Zapach dochodzący z obory,stajni mieszający się z parzonymi ziemniakami i śrutą.Zapach świeżo skoszonej trawy,siana.Kiszonki nie:)
    Na wsi nie można pozostać anonimowym bo są to małe społeczności-mnie to nie przeszkadza.Na wsi jest się bardziej wrażliwym na dźwięki,ostatnio denerwują mnie motokrosowcy-to zaczyna być plagą.Na wsi nie wolno pracować w niedzielę i święta,ludzie"brzydko patrzą",i piorun też może uderzyć w stodołę:)
    Alternatywą może być przedmieście,ale to może okazać się pułapką-szybko postępująca rozbudowa miast.
    Stwierdzenie,że na wsi nie ma życia kulturalnego jest nieprawdą,bo wszystko zależy od lokalnej społeczności.
    Ale dzieję się coś dziwnego.(?)Badania wykazują,że miejskie pszczoły z nieznanych dotychczas przyczyn radzą sobie lepiej niż pszczoły na wsi.
    Np.trudne przetrwanie zimy.Przeżywa 40% rojów wiejskich,w mieście 62,5%.Przyczyną mogą być pestycydy,których w mieście nie ma.Wiejskie pszczoły produkują 7,5 kg miodu,miejskie 160% normy-12 kg.Miejski miód posiada właściwości antyalergiczne.Być może miasta uratują pszczoły.
    "www.youtube.com/watch?v=BT8dHjlic_Y"
    Pozdrawiam!Miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miastach jest cieplej, więc i warunki do zimowania są łagodniejsze. Dlatego też w miastach na zimę zostają kosy, choć jeszcze niedawno migrowały w cieplejsze rejony Ziemi.
      W miastach (zadbanych) masz ukwiecone rabaty, w których mnogość kwiatów pozwala małym kosztem energii zebrać więcej pyłku i nektaru, niż na łące, gdzie odpowiednie kwiaty są rozrzucone na dużej przestrzeni.
      To tak na szybko, co zaobserwowałam ;)

      Usuń
  4. To ciekawe ;-) wiejskie zapachy (jeśli nie przesadzone) nigdy nie zmęczą człowieka tak jak spaliny.
    Kiedy uszy odpoczną od hałasu ulic i jednostajnego, monotonnego szumu, które staje się tłem naszego życia, którego z czasem niby nie zauważamy, a jednak obciąża nasz układ nerwowy, wtedy słyszymy nawet pszczoły brzęczące nad rabatką. Wtedy głos traktora, ryk krowy (nie mówiąc o motorach) staje się głosem wybuchu bomby.
    Nie pracowanie w niedzielę może utrudniać czasem życie, ale za to doskonale pozwala odróżnić dzień powszedni od święta.
    Że życie kulturalne istnieje na wsi i to być może w bogatszej formie niż w mieście o tym wiem juz dawno. W mieście ludzie idą do kina, do teatru czy na koncert - wymaga to niewiele wysiłku, zauważyłam że na wsiach ludzie chętniej sami angażują się w różne przedsięwzięcia. Starają się sami coś zrobić, żeby świat i życie było piękniejsze i ciekawsze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miasto jest bezduszne i przytłaczające.Hałas, zgiełk, tłum ludzi, człowiek żyje na człowieku. Nie ma w tym nic pociągającego. To jak betonowa klatka, więc nic dziwnego, że każdy, choć na chwilę chciałby się z niej wydostać. Zarówno te osoby, które kochają miejską codzienność, jak i te, które jej nie znoszą. Ja należę do tej drugiej grupy i ubolewam nad tym, że przyszło mi żyć w mieście. Staram się każdą wolną chwilę wykorzystać na ucieczkę od blokowiska. Przyroda, natura to dla mnie złapanie oddechu, naładowanie baterii, pozytywna energia, która mnie nakręca na codzień. Góry, lasy, pola, łąki-je kocham najbardziej i na pewno nie wyobrażam sobie, że w przyszłości będę nadal mieszkała w mieście.
    Miasto to złodziej czasu. Ciagła pogoń za pieniądzem, brak czasu dla rodziny. A niedziele spędza sie w centrach handlowych...Nie rozumiem tego i czuję się niedostosowana.
    Wieś to jednak inny rytuał, inne zwyczaje i inna mentalność...Nie zawsze jest "kolorowo", ale jednak to tak jakby inny świat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy ma się samochód i pracę (w sensie, że inną niż zajmowanie się gospodarstwem), a dotarcie do miasta nie zajmuje dłużej niż godzinę to nawet dobrze mieszkać na wsi. Samo mieszkanie na wsi nie znaczy, że musi dochodzić dodatkowa praca. To już wybór ludzi.

    OdpowiedzUsuń