
Zaciągnęło się na dłużej.
Jest ciemno i mokro...
NARESZCIE!
Zawsze ktoś może narzekać, bo przecież wakacje i pogody by się chciało, ale ważniejsza jest jednak ziemia. Nie wiem, jak te deszcze posłużą zbożu, ale inne rośliny pewnie klaszczą liśćmi z radości.
Zresztą zboże już częściowo zżęte - przynajmniej to, które nie wyschło w fazie wzrastania.
Ale...
Dojdźmy do dziewanny.
Zaczęło się od tego, że kilka lat temu nie pozwoliłam skosić wyrosłej w ogrodzie dziewanny. Następnego roku były już dwie, a w ubiegłym cztery. W tym roku ostało się ich pięć. Może byłaby szósta, ale wczesną wiosną zniszczył ją Regis ciężko ciągnąc swoje łapy. Tylko pięć, ale JAKICH!

W dodatku, co w moim ogrodzie wcześniej się nie zdarzało, są ROZGAŁĘZIONE.

Tymczasem wokół mojej mini grządeczki z pomidorami i miętą rozpanoszył się kret. Koty pilnują kopczyków i pilnie nasłuchują, ale bardzo nie chciałabym, żeby kret dostał się w ich pazury. Na razie, gdy tylko wyjdę do ogródka któryś /lub wszystkie/ kręci się koło mnie, czekając na głaskanie.
I zakwitła mi dynia!
Pozdrawiam już jesiennie;)
OdpowiedzUsuń