niedziela, 9 sierpnia 2015

Ktokolwiek wie

Ktokolwiek wie o miejscu w Polsce (mieście, miasteczku, wsi, przysiółku) która przez ostatnie lata rozwinęła się znacząco pod względem ekonomicznym proszony jest o podanie tego cudownego faktu do wiadomości.
Jeżeli przybyło znacząco miejsc pracy, powstały nowe firmy PRODUKCYJNE, niech mnie oświeci i napełni nadzieją, bo mam wrażenie, że przybyło jedynie miejsc pracy w Biedronkach i podobnych sklepach. będących własnością obcego kapitału. Zresztą najczęściej zatrudnia się tam pracowników kosztem likwidujących się małych sklepików będących własnością naszych obywateli.
Jeżeli w jakimś regionie znacząco wzrósł poziom życia - niech o tym opowie. (Warszawa się w tym opowiadaniu nie liczy. Jest tam zbyt wielu ludzi, którzy żyją w oderwaniu od realiów reszty kraju.)
Bo po mojemu w ostatnich latach rzeczywistośc wyglada jak w tym opisie znalezionym w sieci:
O co walczyli Ci nasi dziadkowie? Normalnie mi wstyd... –   „Mój dziadek walczył w powstaniu Śląskim, a potem przeciwko Niemcom na wojnie. Niemcy wojnę przegrali.... Mam 56 lat, nie umiem znaleźć pracy w Polsce. W każdą niedzielę jadę do Niemiec pracować w szklarni, paru innych znajomych jeździ na truskawki, dwie sąsiadki zmieniają pieluchy starym Niemcom. Młodzi jeżdżą do niemieckich fabryk. Przywiezione pieniądze wydajemy w sklepach... jest Lidl, Kaufland... w nich niemieckie kosmetyki, słodycze... Mam 16-sto letniego Opia, niemieckie auto. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy tylko tanią siłą roboczą żeby u nich wykonywać najpodlejsze prace a zarobione pieniądze i tak oddajemy w ich sklepach. Oni kręcą interes a My Polacy kręcimy się w miejscu”
Kiedy wiec słyszę, że oskarżenia o zrujnowanie kraju są nieprawdziwe, że przecież żyjemy w świetlistej krainie miodem i mlekiem płynącej, a mowa o jego odbudowie z ruin jest wyłącznie jątrzeniem, to znajduję na to jeszcze jedną odpowiedź z sieci:
25 LAT WOLNOŚCI W RADOMIU:
ŁUCZNIK - zatrudniał 50 tys.
ludzi - LIKWIDACJA!
RADOSKÓR - kiedyś największy producent obuwia
w Polsce - LIKWIDACJA!
Radomska Wytwórnia
Telefonów - LIKWIDACJA!
Radomska Wytwórnia
Papierosów - LIKWIDACJA! – Gdyby nie bliskie sąsiedztwo Warszawy i otwarte granice Unii, w Radomiu panowałby głód i kanibalizm! Nawet Wehrmacht nie zniszczył tyle w Radomiu, co politycy III RP. Oni są gorsi, niż najazd Hunów!
To tylko JEDNO miasto, myślę, że można by tutaj dołączyć litanię kilkuset miast i miasteczek, które znalazły się w podobnej kondycji. W tym moje, całkiem przecież spore, miasto.
Dlatego nie dam już szansy tym, którzy do tego doprowadzili.
Nie dam sobie też wmówić, że nic się nie da zrobić. To postawa przegranych i niewolników.
Wszystko można.
Skoro państwo może się odrodzić po 123 latach nieistnienia, może też zakwitnąć po kilku latach niszczenia. Przynajmniej należy spróbować...



7 komentarzy:

  1. Szanowna Autorko, podobnie jak Ty nie mam najlepszego zdania o obecnej sytuacji na rynku pracy, niemniej według mnie reprezentujesz drugą skrajność - ultrapesymizm. Powinnaś się zetrzeć z panią ultraoptymistką, która na moje stwierdzenie, że tylko dureń może widzieć w Polsce prosperującą krainę (czy jakoś tak) napisała taki oto post:

    http://babciabezmohera.blox.pl/2015/07/Jestem-cynicznym-durniem.html

    Sporo osób poparło jej punkt widzenia. Polska "się buduje", kiedyś było znacznie gorzej, etc. No cóż, na zdrowie.

    Co do mnie, to nie narzekam, tylko staram się żyć po swojemu. Nie chciałabym powrotu do czasów socjalrealizmu ani lat 90-tych. W wielki boom gospodarczy nie wierzę, a kiedy Duda obiecuje złote góry, to mnie śmiech pusty ogarnia. Mam nadzieję, że nie będę żałować oddania nań głosu i że przynajmniej będzie potrafił się godnie zachować poza granicami naszego kraju lub przyjmując zagranicznych gości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Oczywiście wkleiłam link nie po to, żeby doprowadzać do prawdziwego starcia, tylko dlatego, że nie chce mi się przytaczać argumentów strony przeciwnej.

      Usuń
  2. Pozory mylą...
    Cytowana pani opiera się na wspomnieniach z dzieciństwa i wczesnej młodości oraz swoim obecnym statusie.
    Ręczę, że gdyby poczytała statystyki - jej cyniczny optymizm przygasłby znacznie lub zgasł zupełnie zalany łzami żalu, że jest "aż tak" źle.
    Ręczę, że dziś dzieci nie mających na porządne buty jest dużo więcej niż za czasów prl-u. Fakt,że nie latamy po świecie, jak pawiany, z gołymi tyłkami, bo kupujemy w szmaciarniach tanie ubrania i schodzone buty wcale nie świadczy o tym, że jest jesteśmy kraina obfitości. Po prostu jesteśmy biedakami noszącymi na grzbiecie to, czego pozbył się, jako nieprzydatne do użytku; Niemiec, Francuz, Holender. Zwyczajnie nie stać nas, by te same ubrania kupić NOWE w zwykłym sklepie.
    Ręczę, że matek pożyczających, żeby przetrwać do pierwszego jest dziś o wiele więcej niż w opisywanych czasach. Trzeba by tu przytoczyć statystyki GUS, które swego czasu przeglądałam - ile gospodarstw w dzisiejszych czasach funkcjonuje przeznaczając na jedzenie i opłaty 100% zarabianych środków, podczas gdy wg UNESCO wydawanie na te cele więcej niż 50% jest objawem skrajnej biedy.
    U nas takich rodzin jest więcej niż połowa społeczeństwa.
    Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
    W szkole podstawowej, gdzie jeszcze prowadzi się dożywianie dzieci na ok 500 uczniów, ponad 50 jest dożywianych: otrzymują śniadanie i obiad. Najczęściej są to ich jedyne posiłki i nie są to dzieci tzwanego "marginesu". Ponad 10% dzieci nie ma co jeść! A przecież jestem z dużego miasta, gdzie pracy jest więcej niż na prowincji.
    W czasach prl-u każdy kto chciał, miał pracę. Ta praca i zarobki otrzymywane w niej często ukrywały faktyczne bezrobocie, niemniej, podstawowy grosz na utrzymanie osoba pracująca otrzymywała.
    Dziś zwyczajnie pracy nie ma, a optymistyczne statystyki nie pokazują skali problemu, bo najzwyczajniej nie uwzględniają osób, które wyjechały z kraju za chlebem. Nie jest krajem miodem ociekającym państwo, które zmusza obywateli do opuszczenia swoich domów, rodzin i szukania często najgorszych i najgorzej opłacanych miejsc pracy, poza swoimi granicami. Przy czym te zagraniczne stanowiska pracy i tak zapewniają lepszy poziom życia, niż kochana ojczyzna. Oficjalnie podaje się, że z kraju wyjechało ponad 2 mln obywateli z przyczyn ekonomicznych. Nieoficjalnie mówi się o sześciu milionach. Jeżeli 1/6 mieszkańców jakiegoś państwa wyjeżdża z zagrożeniem bytu fizycznego, bo pozostanie grozi im powolna śmierć głodowa, to trudno mówić obfitości i powodzeniu.
    A wolność? Widać autorka wklejonego linku mało ma do czynienia z osobami prowadzącymi samodzielne biznesy i niewiele rozgląda się dokoła. Zaczynając od obecnej cenzury mediów, która za nic w świecie nie dopuści do głosu opozycji, równocześnie promując dosłowne uwłaczanie osobom nie popierającym bieżącej władzy. Odrzuca się projekty obywatelskie, nie dopuszcza do odkrywania prawdy historycznej, a przy tym, by żyło się lepiej od lat wyznacza policji wysokość "dochodu", jaki musi otrzymać z mandatów i przeróżnych kar. W państwie, gdzie obostrzenia i opłaty sięgają granic absurdu. Pisząca pani zapewne nie wie, jak doprowadza się do bankructwa setki (!) firm, które narażają się trwającemu układowi, bo o tym nie napisze cenzurowana prasa. Historia pana Kluski jest jedną z dziesiątków tysięcy. Film "Układ zamknięty" nie jest historią s-f. Takie rzeczy dzieją się ciągle, tylko nikt o nich nie mówi, bo nie może. Takie rzeczy dzieją się NA PRAWDĘ w naszym kraju w większej lub mniejszej skali.

    OdpowiedzUsuń
  3. c.d:
    Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego prawie wszystkie miasta w Polsce są zadłużone, a jakże, w zachodnich bankach? (no polskich już prawie nie ma, na ostatni robi się właśnie "skok", by go zniszczyć) Dlaczego nikt głośno nie mówi o mechanizmie dopłat unijnych - musimy zapłacić haracz do kasy unii z własnych, ciężko zapracowanych pieniędzy, potem prosić, by łaskawie przydzielono nam jakąś pulę, wreszcie do otrzymanych pieniędzy musimy dołożyć "swoje" drugie tyle, by je móc wydać. To "swoje" 50% najczęściej zaciągamy jako kredyt w niemieckim banku. Chciałabym wiedzieć, czy są jeszcze jakieś miasta instytucje nie utopione w kredytach.
    Można by tak jeszcze długo: o cenach wody, prądu, paliw, ale kto ciekaw wie, a kto uważa, że jest dobrze i tak nie uwierzy. Ale może proszę trochę poszperać i samemu przekonać się, jak słodko się mamy.
    Gdyby pani pisząca tak optymistycznie o naszej rzeczywistości, chodząca w starym niemieckim sweterku i belgijskich butach z odzysku, prowadziła własną działalność gospodarczą, czy jakakolwiek firmę prywatną, nie tryskałaby takim optymizmem. Skala zadłużenia tych firm w budżecie bywa przerażająca, a podatki i składki zus nie są płacone dlatego, że jesteśmy bandą złodziei, tylko dlatego, że obciążenia są zwykle nie do udźwignięcia. Kto zdaje sobie dziś sprawę z tego, ze pracodawca, by wypłacić 1000 złotych pracownikowi, musi drugie tyle oddać państwu? Nie wiem, jak jest w innych branżach, ale w budowlanej, bankrutuje firma za firmą, a lawina rozpoczyna się "u góry", bo opóźniają się, lub są nie wypłacane wynagrodzenia z zamówień instytucji. Braki w zapłacie przekładają się na podwykonawców i firmy pomocnicze, które nie mając bogatego zaplecza finansowego, zwyczajnie bankrutują, a mówiąc dosadnie - ludzie zostają bez pieniędzy na jedzenie i opłaty. mogą ustawić się w kolejce prawnej do otrzymania zarobionych pieniędzy, a przecież, by wykonać jakąkolwiek pracę, najpierw należy zainwestować w materiały. Piętrzą się więc faktury nieopłacone w firmach dostawczych, pociągając je za sobą na dno.
    Rozpisałam się, więc może już tylko wspomnę o korupcji panoszącej się na skalę nie znaną w chudych czasach prl-u. Wtedy załatwiało się za kawę, czekoladę, pralkę, samochód. Dziś kwoty niepomiernie wzrosły.
    Doi się obywateli i instytucje państwowe, na które wszyscy ciężko pracujemy.
    Przykład jeden z miliona? W Kielcach powstaje ponad 80 przystanków po 400 tysięcy każdy! Są to zwykłe przeszklone wiaty. Za 400 tysięcy można wybudować piękny, dobrze wyposażony dom jednorodzinny. Myślicie, ze Kielce są ewenementem w naszej rzeczywistości? Ręczę, że nie.
    W Warszawie natomiast wymienia się istniejące przystanki i powstają takie,które nie zapewniają ani cienia, ani ochrony przed deszcze, za to mają duuużą powierzchnię przeszklonych gablot. Miasto ponoć za nie nie płaci, w zamian za to zrzekło się, na rzecz budującej je firmy, zysków z prezentowanych reklam. Pytam się dlaczego? Jakim prawem ktoś pozbawił kasę miasta, podejrzewam, że ogromnych przychodów?
    Tu faktycznie - można powiedzieć, że wolność urzędników jest wielka. Robią co chcą, za nic nie odpowiadają i są chronieni przed opinią publiczną.
    Jeżeli więc zestawimy: zlikwidowane zakłady przemysłowe, brak miejsc pracy, głodne dzieci, "prawo" działające przeciw obywatelom, ciągłe zadłużanie instytucji, najwyższe w Europie podatki, nadmierne obciążenia i obostrzenia wszelkiego rodzaju, to mówienie, że jest dobrze brzmi jak chocholi chichot.
    Dalej będę twierdzić, że otacza nas morze ruin. W dodatku nie tylko gospodarczych, ale moralnych, bo skądś się taki stan rzeczy bierze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkiego naprawić się nie da. Na pewno nie ma co liczyć na to, że państwo "da pracę", bo ono może "dać pracę" jedynie urzędasom, których i tak jest za wielu. Państwowe firmy też się nie rozerwą, byle tylko zatrudnić jak największą liczbę ludzi, byłoby to zresztą szalenie nieekonomiczne. Nie łudźmy się zatem, że najlepszy i najuczciwszy rząd zrobi każdemu dobrze.

      Co się tyczy głodujących dzieci, to przychylam się do pomysłu rzuconego przez pewnego blogera, żeby dokarmiać je w szkole.

      400 tysięcy złotych na JEDEN przystanek? Przekręt, jakich mało! :)

      Usuń
  4. Takich przekrętów są tysiące - często inicjowane przez "tych, którzy mogą" czyli urzędników. Ciekawe, że STATYSTYKI mówią, że za czasów znienawidzonego "Kaczora" nagle to wszystko przystopowało. Dlaczego? Nie było odgórnego zezwolenia i ci u żłobu zamarli z przerażeniem w oczach i w oczekiwaniu "co to się będzie działo?"

    Państwo NIE jest od dawania pracy!!!
    Państwo ma tylko zanadto nie przeszkadzać i nie odzierać ze skóry, jak to ma miejsce za ostatnie lata. Nadmiar ograniczeń i obostrzeń praktycznie paraliżuje oddolne inicjatywy i próby zarobienia na siebie przez najbiedniejszych.
    Państwowe instytucje mają zatrudniać JAK NAJMNIEJ ludzi !!! przecież istnieją dzięki podatkom. Wyjątkiem byłyby firmy produkcyjne, zarabiające na siebie, ale czy jeszcze takie mamy? POlitycy wszystko rzucili pod młotek, według hasła: nachapać się, a po nas choćby POtop...

    Naprawić nie da się ruchem czarodziejskiej różdżki, co nie znaczy, że nie należy próbować. Wbrew temu, co usiłują nam wmawiać obcy, nasz naród jest bardzo pracowity i przedsiębiorczy. Wystarczy stworzyć warunki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Państwo ma tylko zanadto nie przeszkadzać i nie odzierać ze skóry"

      W tym jesteśmy zgodne.

      Usuń