Kiedyś miałam ich chyba kilkadziesiąt. Tato kupował mi je na każde urodziny, oraz jako prezenty ze swoich wyjazdów służbowych. Powinnam odnaleźć swoje zdjęcie do którego posadzono mnie na kanapie, a dokoła siedzą, stoją i leżą moje lale, zajmując całe siedzenie z górą oparcia włącznie, a na mnie sześcio-, czy siedmioletnią zostało niewiele miejsca.
Moją ulubioną była lala w stroju krakowskim, pierwsza z włosami ! - takimi, które można było zaplatać i czesać. Gdzieś jeszcze jest, tyle że w stanie żałosnym. Oczekuje na reanimację.
Były też inne lale z włosami, jak ta na zdjęciach, i zawsze zastanawiało mnie dlaczego lale z figurą małego dziecka (pulpeciaste rączki i nóżki, spory brzuszek) mają fryzury dorosłych pań, i najczęściej, poważne sukienki. Miałam też jedną lakę chłopczyka (!), co w moim dzieciństwie było niemal niespotykane. Największą furorę wśród moich koleżanek robiła lalka - Murzynka, w falbaniastej, czerwonej sukience. Ostatnie lale, jakie mi się dostały pod opiekę w wieku lat nastu, pochodziły od naszych (wtedy) wschodnich sąsiadów, miały chyba ze siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i potrafiły chodzić, prowadzone za rękę.

Zachowując do końca późnego wieku trzeźwy umysł, cudownie głuchł, gdy któreś z wnuków usiłowało się zwracać do niego po rosyjsku. Jego słuch przyjmował jedynie ojczystą mowę.
Gdy byłam malutka przywiózł mojemu bratu nakręcaną pozytywkę (istnieje do dziś), ja zaś dostałam cud - lalę w żółtej sukience balowej i równie wspaniałym czepeczku. Dodatkowo głowę tego zjawiska wieńczyły delikatne włoski ułożone w subtelne i misterne loczki zwieszające się po obu stronach twarzy. Haleczki i majtaski uszyte były z delikatnego batystu, a strój był wykonany z cieniutkiej i delikatnej gąbki. To właśnie ta gąbka nie przetrwała próby czasu, zetlała, zbrązowiała, polepiła się z bielizną i resztą lali. Wydawało się, że już nic nie da się z nią zrobić. Teraz myślę, że trzeba było bardziej się postarać. Ech...

Wczoraj otrzymałam to moje namacalne wspomnienie z dzieciństwa odziane w kombinezon (jak z westernu) robiony na drutach i sukieneczkę, oraz fikuśny czepeczek. Kombinezon nie tylko odziewa to celuloidowe cudo, ale równocześnie sprawia, że nadwyrężone wiekiem rączki i nóżki lepiej trzymają się tułowia. Czepeczek zaś, oprócz dodawania wdzięku małej damie, skrywa niewielkie wgniecenie w lalczynej głowie, powstałe zapewne podczas któregoś z licznych, dawnych upadków.
Nie miałam pojęcia, że widząc po latach moją zabawkę w tak doskonałej formie i pięknym odzieniu, tak się wzruszę.
Tymczasem otrzymałam ofertę ubrania, przez kuzynkę, kolejnej lali.
Dla mnie to oferta nie do odrzucenia :-)
Ulu! Dziękuję!!!
Post niby o lalce a tak pięknie opowiedziałaś o dziadku. Myślę, że był wspaniałym człowiekiem, a losy ludzi czasem tak dziwnie się układają...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!