
Mieszkam w tej swojej "wsi" (z przerwą) od urodzenia, więc w głowie mam wiele utartych szlaków. Na jagody chodziło się "tam", na grzyby "tam", a na jeżyny "tam", i do głowy mi nie przyszło szukać gdzie indziej. Tymczasem Babcia świeżym okiem i nieznajomością terenu pozyskała prawdziwe jeżynowe el dorado.
We trzy dziewczynki (Babcia, ja i moja córcia) zebrałyśmy dziś w godzinę z okładem około dziesięć litrów tych smakowitych owocków.
Większość już znalazło miejsce w słoikach, reszta czeka w lodówce na chętnych łasuchów.
Pojutrze chcemy powtórzyć ten wyczyn... I tak do skutku, aż skończą się owoce.
Tylko ręce i nogi mam boleśnie podrapane, a z urodzajnych chaszczy wygoniły nas w końcu tnące gzy, zwabione zapewne naszym potem. Bo i pogoda taka, że siódme poty z człowieka wyciska.
Ale od tego przecież jest lato.
Tymczasem u Babci remont już na finiszu. Została kosmetyka i obrazki do zawieszenia.
Obiecałam zdjęcia moich wytworków na kuchennej ścianie.
Rękami swoimi uczyniłam takie mazie, które następnie zostały rozjaśnione "po wierzchu" białą farbą z wałka, która podkreśliła trójwymiarowość powstałej struktury.
Udało się idealnie i, trochę przez przypadek, ściany ponad kafelkami zgrały się kolorystycznie z nowymi meblami w kolorze bielonego dębu. (zdjęcia robiłam niestety przed dostawą mebli).
![]() |
Czemuś na zdjęciu kolor glazury nie współgra tak dobrze ze ścianą, jak w rzeczywistości. Pozostało zawieszenie obrazków... |
Babcią zwana jest moja kochana teściowa.
W życiu tyle jeżyn nie widziałam a tak je lubię...
OdpowiedzUsuńJa też jeszcze takiej obfitości nie widziałam, choć przecież nie raz zbierałam te słodkie owoce.
OdpowiedzUsuńTym razem wystarczy stanąć w jednym miejscu i zbierać, zbierać, zbierać...
I kto by pomyślał, że mieszkam w wielkim mieście :-)
(a właściwie, na szczęście, na samym jego skraju)