sobota, 11 stycznia 2014

Dezorientacja

Nasze organizmy i świadomość chyba są nieco zdezorientowane tym, co dzieje się w pogodzie.
Ostatnio, przy jasno świecącym słoneczku, dopadł mnie absolutnie wiosenny nastrój i wena do prac i planów ogrodowych.
Z całą pewnością wyciągnęłam wnioski z zeszłorocznych problemów z nawadnianiem moich grządek.
Tych kilkadziesiąt metrów kwadratowych mocno podniosło moje rachunki za wodę w pierwszej fazie po wysianiu nasionek. Dopiero ściółkowanie grządek przeznaczonych pod pomidory pokazały mi, że jest to doskonały sposób na ograniczenie zużycia wody. Po różnych poszukiwaniach dotarłam do bardzo prostych sposobów bezpośredniego nawadniania roślin, ułatwiającego maksymalne oszczędności wody. 
Wystarczy np. przy każdym krzaku pomidora umieścić plastikową butelkę z obciętym dnem i szyjką wkopaną tuż przy korzeniach warzywa. Woda wlana do butelki będzie przenikała bezpośrednio w bryłę korzeniową bez parowania z niewykorzystanej powierzchni. Jeżeli do tego dołożymy ściółkowanie, z całą pewnością rachunki za wodę nie rzucą już na kolana. Podobnie zresztą można nawadniać większe donice lub wiszące pojemniku z roślinami.
Dobrze zadziałają"wieże" z plastikowych butelek. Te ostatnie postaram się wykorzystać z kilku powodów.
Po pierwsze: ubiegła, przedłużająca się zima spowodowała, że długo nie można było korzystać z zamarzniętej ziemi. Po drugie: mój maleńki ogródek nie pozwala mi na zasadzenie wszystkich roślin, jakie chciałabym mieć, a wertykalne grządki pozwalają na lepsze wykorzystanie powierzchni. Do tego znów dochodzi oszczędność w wykorzystaniu wody.
Dla mnie będzie to oczywiście eksperyment, ale skoro udaje się to innym, to jest szansa, że i w moim ogródku urosną własne warzywka.
Ciągle nie mogę się zdecydować na wycięcie mojej ogromnej, dzikiej czereśni, w miejsce której można by zasadzić co najmniej kilka kolumnowych drzew owocowych. Prawdopodobnie i tak znajdzie się kilka takich drzewek w moim ogrodzie i przesłonią miłosiernie widok na znienawidzone przez nas bloczysko hotelo - biurowca. To południowa strona ogrodu, niczym nie przesłonięta od sąsiadów, usytuowanie powinno wiec owocom sprzyjać. Po tej zimie okaże się, co dalej z naszym orzechem. Poprzednie dwie ujawniły jego słabości i zachwiały jego siły życiowe, sprawiając, że część gałęzi po prostu zamarła. Bardzo byłoby nam szkoda go wyciąć, bo tyle lat czekaliśmy na jego orzeszki i cień. To pod nim jadamy latem obiady, korzystając, że osłania nas od słońca i od wścibskich oczu "hotelowców".
(Zamieszczony filmik mówi o wykonaniu wież ogrodowych. )
Jeszcze kilka tygodni i znów będziemy wysiewać pomidory.
Tymczasem robię więc przegląd potrzebnych pojemników, a na roślinne wieże zbieram butelki, co przychodzi z pewnym trudem, bo trzeba na nie poświęcić sporo miejsca.
Obecna pora roku, to pora sięgania po słoiczki i wszelkie zapasy uczynione latem i jesienią. Z wielką przyjemnością spijany obecnie miodek mleczowy, już mnie nakręcił na zrobienie podobnej mikstury w najbliższą wiosnę. Postanowiliśmy, że słoiczków musi być dużo więcej, bo tegoroczne skromne zapasy topnieją w zastraszającym tempie. Do tego jeszcze musi dojść syropek z młodych pokrzyw - pokrzepienie dla organizmu z ograniczonym dostępem do witamin podczas zimy. Na wspomnienie sałatki z młodych pokrzyw aż cieknie ślinka. Och, gdyby tak udało się spełnić zeszłoroczne plany i nazbierać w jakimś sprzyjającym miejscu pokrzyw na "własnoręcznie" suszoną herbatkę.
Wszelkich herbatek ziołowych i owocowych spija się w naszym domu ogromne ilości. Zastępują nam kupowane kiedyś syropki owocowe rozcieńczane wodą, które trochę wyszły nam bokiem, a trochę z założenia odstawiliśmy ze względu na ilość konserwantów, polepszaczy i wszechobecny syrop glukozowo - fruktozowy.
Dziwna to pora roku - zamiast liczyć dni do stopnienia śniegu i nadejścia wiosny, zastanawiamy się w niemal wiosennych promieniach słońca czy śnieg spadnie, czy zimno nadejdzie...


8 komentarzy:

  1. Na młode pokrzywki (i nie tylko) zapraszam do mnie. Nie ma też wieżowco-hotelu, w ogóle niewiele tu jest. Ale my jesteśmy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga i jeszcze nie wiem, gdzie to jest "do Ciebie"?
      Ale gdziekolwiek by to nie było, a nie w mieście, to już jestem zachwycona.

      Usuń
  2. Sepp Holzer, austraicki permakulturzysta, wie bardzo duzo jak uprawiac rosliny z bardzo mala iloscia wody.
    http://www.youtube.com/watch?v=Adgf2-xWcqk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Z przyjemnością obejrzałam, tym bardziej, że permakulturą zainteresowałam się już jakiś czas temu.
      Już chciałoby się coś robić...

      Usuń
  3. Dla przyrody, ktora wokol nas czas spoczynku jest bardzo wazny wiec niech ta zima przyjdzie...
    Ja spijam soki porzeczkowe i zajadam sie konfiturami...
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyż to nie cudowna rzecz - takie owoce z odrobiną lata zamknięte w słoiku? :-)
      Aż się ciepło na sercu robi, kiedy można się uraczyć takimi darami.
      Pozdrawiam gorąco.
      G

      Usuń
    2. Tabula rasa - niezapisana tabliczka
      Jeden sieje drugi zbiera, jeden buduje drugi niszczy. Polacy czuja, ze tak im sie przytrfilo w ostatnich dwudziestu latach. Nie ma zlego co by na dobre nie wyszlo, przynajmniej czesciowo. Zniszczenie przezytej cywilizacji to tak samo jak upadek spruchnialego drzewa. Na tym miejscu wyrosnie cos nowego. Tworczy umysl moze wiecej wykazac sie na calkowitych zgliszczach niz na poprawianiu starego. Tam gdzie nie wiele jest do stracenia tam tez jest wolnosc do probowania. Na kilkudziesieciu metrach ziemi mozna pozwolic sobie na pedejmowanie ryzyka, jak sie straci to od tego swiat sie nie zawali. W sklepie kupuje sie zywnosc np na wage. A ile w okreslonej zywnosci jest odzywczych wartosci to juz nas nie interesuje. Warzywa wyrosle na wlasnej dzialce maja te przewage, ze mozna swiadomie wzbogacac ich odzywcze wartosci. Nie tylko to, mozna nawet powiekszyc ilosc (nie powierzchni) ziemi uprawnej. Dlugokorzenne rosliny poglebiaja plodnosc ziemi. A naddto nawoza ziemie mineralami z glebi, ktore inaczej bylyby niedostepne. Zdrowie na talerzu zaczyna sie od zdrowej ziemi. Taka zyjaca ziemia nie wymaga duzo wody. Hugelkultur, gorki ziemi z zakopanym drewnem zatrzymuja wode i naturalnie reguluja odczynnik kwasowosci a ten decyduje ktore mineraly beda przysowajane przez rosline a ktore nie. Dalej, ziemia pelna mikrobow to ziemia odporna na susze. Herbata z kompostu / roslin to zrodlo mikrobow. Ogrod wydajny i nie czasochlonny to ogrod np zwierajacy: pokrzywe, cykorie, zywokost a w budzie kilka liliputow z koguem aby miec zaplodnione jajka. Welsummer, holenderski liliput, znosi sporej wielkosci jajka.

      Usuń
  4. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mogę sadzić do woli, co tylko chcę.Jednak, po trzech latach na wsi wiem, że trzeba mierzyć siły na zamiary ;).Pomysł z nawadnianiem fajny.Mnie też tęskno za wszystkim o czym piszesz. Za zielskiem tęsknię i wypatruję zimy. Jeśli ma być, to nich przyjdzie i zakończy się w przyzwoitym czasie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń