poniedziałek, 11 lutego 2013

Polowanie

Kotu różowej kokardki nie zawiąże, a pieska nie wyperfumuję.
To moi przyjaciele i nie pozwolę nikomu ich krzywdzić, ani zrobić z nich pluszaków.
Jednak, gdyby nie szczególne okoliczności pojawienia się Tytusa w naszym domu, zostałby z pewnością zwyczajnym łowcą gryzoni.
Regis zaś, gdyby dane nam było mieszkać na wsi, pilnowałby obejścia zamiast spełniać funkcję jedynie ozdobną. towarzyską i trochę terapeutyczną.
Zwierzęta mają mieć swoje miejsce w naszym życiu.
Z niektórymi możemy się zaprzyjaźnić czerpiąc z ich obecności korzyści dla własnej psychiki.
Niektóre mogą dla nas pracować, a niektóre są po prostu przeznaczone na nasz stół.
Skąd wzięło się w nas to szczególne roztkliwienie nad losem świnek, krów i drobiu?
Zabicie każdego stworzenia nie jest łatwe, ale jest konieczne dla naszego przetrwania.
Skąd larum podnoszone w obronie biednych zwierzątek, na które źli myśliwi przebiegle polują?
Tak do końca to nie wiem.

Podejrzenia mam następujące:
Wraz z rozrostem miast, wsi i wszelkich siedzib ludzkich, które otacza coraz większy obszar pól uprawnych, kurczą się zasoby obszarów dzikich. a co za tym idzie maleje nam liczebność dzikiej zwierzyny.
Ludzie w którymś momencie zorientowali się, że nie można zagarnąć całej ziemi, bo zabraknie jej dla innych stworzeń.
Z czasem zmienił się tryb życia i zdobywania jedzenia.
Przeszliśmy od polowania  i zbieractwa do uprawy roli i hodowli.
Polowania natomiast stawały się coraz bardziej elitarne.
Do upolowania dzikiego zwierza potrzebne są przecież pewne umiejętności i szczególne przymioty charakteru. Nie obojętne jest także jaką broń posiadamy, by ułatwić sobie zdobywanie mięsa.
No i dochodzi do głosu jeszcze jakość mięsa, które zdobywamy, a które ze względu na swoje walory z czasem nie dla każdego mogło być dostępne. W różnych krajach i czasach różnie z tym bywało i polowanie na największe zwierzęta, jak jelenie na przykład, przez osoby bez przywilejów - nawet gardłem bywało karane.
Skoro przez wieki upolowana dziczyzna cieszyła się taką atencją, cóż więc się nagle stało, że w mniemaniu wielu ludzi myśliwy (a więc dostawca doskonałego mięsa) stał się zwyczajnym mordercą niewinnego zwierzątka?
Po pierwsze zmalała populacja dzikich zwierząt, co nieustannie jest nam uświadamiane.
Zdajemy sobie sprawę, że ludzkość nieustannie doprowadza do eksterminacji kolejnych gatunków zwierząt. W przeszłości niszczono kolejne gatunki nie tylko z potrzeby, dla zaspokojenia głodu, ale również dla niezaspokojonej próżności - jak chociażby nasze tury. Likwidowano zwierzęta z przyczyn politycznych - jak bizony - mordowane tylko dlatego by Indianom zabrakło pożywienia. Z głupoty - zatruwając środowisko.
Goryle i inne małpy, słonie i trawożerców zabijano dla... pamiątek.
Wryto nam w mózgi, że polowanie jest "be", bo niszczy i tak zagrożoną przyrodę.
Po drugie zatraciliśmy instynkt myśliwego i po trzecie, co chyba przeważa - zapomnieliśmy, jak to jest być głodnym. I po czwarte - w braku bliskiego i częstego kontaktu z dziką przyrodą, w naszej wyobraźni i kulturze - uczłowieczyliśmy zwierzęta do granic absurdu.
Dziś bez skrupułów zabijają dzikie zwierzęta (chyba?) ludzie głodni. Robią to jednak w mało szlachetny sposób, najczęściej przez kłusownicze wnyki i potrzaski. (myślę o naszym kraju).
Takie zabijanie z polowaniem nie ma nic wspólnego.
Wyobraźcie sobie na chwilę, zapominając o zagrożeniu gatunków, ogromne lasy pełne różnorakiej zwierzyny. Czy wasz opór przed polowaniem nieco maleje?
A teraz wyobraźcie sobie, że pozyskujecie zdrowe mięso dla swojej rodziny tylko za cenę własnego wysiłku.
Teraz wyobraźcie sobie, że jesteście głodni, podobnie jak wasze dzieci.
Mój opór przed polowaniem niknie.
Jeżeli do tego dodamy adrenalinę, konieczność wyćwiczenia różnorakich umiejętności, zdobycie koniecznej tężyzny fizycznej - mogę sobie wyobrazić dziką satysfakcję towarzyszącą zabiciu zwierzęcia. To uczucie zwycięstwa, radości pokonania własnych słabości i nadziei na nasycenie głodu.
Dziś taka radość chyba rzadko nam się objawia - może jedynie, gdy po chudych dniach udaje nam się napełnić lodówkę i spiżarnię uświadamiając sobie, że nasza rodzina na dłuższy czas ma zapewniony byt.
Niestety taka satysfakcja także znika z naszego życia, bo nie znając głodu, nie znamy satysfakcji zapełniania spiżarni.
No, może nie wszyscy, ale myślę tu o nadgorliwych obrońcach zwierzęcego życia, piętnujących myśliwych - morderców, którzy najczęściej wywodzą się z dużych miast. a schabowy kupowany na styropianowej tacce jest abstraktem nie mającym nic wspólnego ze świnką. (Poniekąd mają rację, biorąc pod uwagę, jak syntetyczne jest to mięso).
Polowanie jest więc dla mnie wyższą formą zdobywania pełnowartościowego mięsa - wyższą od zabijania zwierząt hodowlanych.
Nie myślę tu o "myśliwych" ustawiających się malowniczo w określonym miejscu, którym nagonka podsuwa zwierzynę pod koniec lufy. To  powinna być trochę bardziej wyrównana potyczka.
Czasy się zmieniają, nasz tryb życia i odżywiania też, a polowanie jest przypomnieniem czasów minionych i niegdysiejszych zależności człowieka od przyrody.
Zwierzęta są po to by je podziwiać, by korzystać z ich siły i umiejętności, by nam towarzyszyły i by były naszym pokarmem.
Jako takie musimy je traktować z szacunkiem, bo wiele im zawdzięczamy
A kotu kokardki nie zawiążę.

13 komentarzy:

  1. Akurat tu i teraz, czyli we współczesnej Polsce - i dzikiej zwierzyny i bezpańskiej, porzuconej ziemi - coraz więcej. I to już od dłuższego czasu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym bardziej nie powinny nikogo dziwić polowania.
    A za to, że osierocamy naszą ziemię i tak zapłacimy. Właściwie już płacimy i to drogo jedząc zagraniczne produkty, które wcale nie muszą służyć naszemu zdrowiu, ale portfelowi zagranicznego właściciela - tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polowanie, by jeść - rozumiem. Dla rozrywki - potępiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proponuję zatem stanąć oko w oko z takim na przykład dzikiem ,uzbrojoną tylko w swoje kły i pazury i podjąć walkę - "wyrównaną potyczkę". Patrzenie na zwierzę tylko jak na kawał mięsa ... Traktowanie ich jak rzeczy, dawanie sobie prawa do zabijania ich a potem pożerania- to smutne. Zamiast dostrzegać w zwierzęciu piękno i cud, wielu ludzi dostrzega tylko coś , co można zastrzelić. Walka o prawa zwierząt , o prawo do życia to nie jest " uczłowieczanie zwierząt do granic absurdu " to zwykła ( lub może niezwykła) empatia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może jeszcze sobie mózg pomniejszymy? Równe szanse.

      Usuń
  5. Chyba nie przeczytałaś wszystkiego.
    Nie chodzi mi o zabijanie dla sportu.
    Czysto teoretycznie rozważam tu wrażenia towarzyszące zmaganiom o zdobywanie pożywienia dla siebie i głodnych członków rodziny. O zwycięstwo nad własnymi słabościami i zyskanie umiejętności. O zdobywanie pożywienia przy obfitości zwierzyny nie zagrożonej wyginięciem.
    Chciałabym widzieć jak bronisz praw zwierząt w momencie, gdy Twoje dzieci płaczą z głodu. Gdy stajesz w sytuacji - albo zadać cierpienie ludziom, albo zabić zwierzę.
    Jestem ostatnią osobą, która pójdzie sobie postrzelać do sarenek, ale zrobiłabym to gdyby zagrożony był byt mojej rodziny. Inna sprawa, że o polowaniu nie mam pojęcia ;-)
    Dziś, gdy mamy ograniczoną powierzchnię lasu, to myśliwi dbają o odpowiednią liczebność zwierzyny, o ich zdrowie i potrzeby. To koła łowieckie dokarmiają zwierzęta zimą, odstrzeliwują nadmiar, by nie zginęły z głodu.
    Niedawno na Jurze mieliśmy nadmiar lisów, które polowały na zwierzęta gospodarcze i roznosiły wściekliznę. Należało ograniczyć ich liczbę.
    W naszej części Katowic mamy od lat problem z nadmiarem dzików, które pasą się na śmietnikach i stadami wychodzą na osiedlowe skwery. Las im nie wystarcza. Straszą mieszkańców, rozwalają śmietniki, nie można po zmroku bezpiecznie wyjść, ani wypuścić dziecka z obawy, że może zostać zaatakowane przez kilkadziesiąt dzików. Gdy nie ma śniegu ryją we wszystkich trawnikach. Nasza dzielnica wygląda jak po wojnie. Pozostawienie ich w takiej licznie jak teraz, lub pozwolenie na dalsze rozmnożenie będzie zagrożeniem dla życia ludzi. W tej sytuacji nieco dla mnie bledną prawa zwierząt. Wolę prawa moich dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieci nie znają smaku mięsa , wiedzą że zwierzęta żyją z nami na równych prawach i te domowe i te dzikie . Może warto też zastanowić się dlaczego zwierzęta wychodzą z lasu , a raczej z tego co z lasu pozostało. Coraz bardziej zagarniamy, zabieramy, przywłaszczamy.Mamy mózgi i coraz mniej z nich korzystamy. Człowiek to brzmi dumnie ... P.S. Polecam książkę Zenona Kruczyńskiego "Farba znaczy krew" W końcu trzeba poznać też poglądy strony przeciwnej:)

      Usuń
    2. Jestem pierwsza, która będzie walczyć o nieodbieranie zwierzętom ich środowiska, o niezatruwanie tych resztek przyrody, jakie nam zostały, o przetrwanie gatunków. Będę przeciwna zabijaniu zwierząt dla sportu i zabijaniu dzikich zwierząt dla futra (ale sprzeciwiam się też futrom syntetycznym, których produkcja czyni wiele złego środowisku). Nie zgodzę się jednak, by koń został senatorem, co miało już miejsce w starożytności.
      Nie zastrzelę "ostatniego tura". Mogę zrozumieć czyjś wybór nie jedzenia mięsa, jednak tysięcy lat ewolucji i nawyków żywieniowych nie można przekreślić jednym dekretem. Powinniśmy mieć wybór, który uzasadniać możemy szacunkiem dla zwierząt i troską o ich humanitarne wykorzystanie.
      Po to mamy mózgi i serca, żeby z nich korzystać.
      Nie uznam jazdy na koniu za jego krzywdę, ale już głodzeniu, czy fizycznemu maltretowaniu będę się sprzeciwiać.
      W swoim poście chciałam pokazać jak daleko odeszliśmy od zwykłych mechanizmów żywieniowo - społecznych. Zapomnieliśmy o umiejętnościach i rzeczach normalnych - takich jak głód, czy radość napełnienia brzucha.
      Dla mnie polowanie było i jest (i powinno być) Sztuką - sprawdzianem umiejętności, odwagi, desperacji. Nie powinno być wyrazem złych uczuć.
      Rozważania te są dla mnie czysto teoretyczne.

      Usuń
    3. Joanna, a jakbyś miała psa, to czym byś go karmiła? Warzywami?

      Usuń
  6. To nie są proste sprawy. Ale poglądy autorki doceniam, są wyważone i przemyślane. A jeżeli chodzi o te łowieckie emocje, to ja ich doświadczm zastępczo podczas zbierania grzybów, oraz podczas łowów w szmatlandiach.:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Te w szmatlandiach nieźle nakręcają...
    Tylko zawsze potem bolą mnie rączki, a skóra robi się czerwona - pewnie od tego środka przeciw pleśniom, którymi pryska się szmatki.
    Chętnie wyżyłabym się w lesie "polując" na jagody, ale dane jest mi to bardzo rzadko. Lasy w zasięgu nóg mamy przedeptane wzdłuż i wszerz, zaśmiecone i zas... przez pieski, a do lasów z jagodami muszę jechać daleko :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam
    Zabić z głodu, tak, popieram.
    Ale czy nasi myśliwi zabijają z głodu ?
    Dlaczego nie zrobią porządku z dzikami, które Tobie i Twoim dzieciom zagrażają, gdzie oni są wtedy ?
    Rozumiem odstrzał w jakimś konkretnym celu ale nie dla przyjemności.
    Broń z lunetą - jaką szansę ma zwierzę, przecież nawet nie poczuje wroga !!!
    Mam znajomych myśliwych, gorsi od kłusowników. Mam tylko nadzieję, że ci moi to wyjątki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy właśnie myśliwi wzięli sprawy dzików w ręce. Wyznaczają ile sztuk trzeba odstrzelić, żeby nie zadeptały lasu swoimi racicami i miały co jeść.
      No i tu racja - myśliwi nie zabijają z głodu - w tym wypadku wykonają planowany odstrzał - z zimną krwią.
      Jednak sprawa polowań w dzisiejszych czasach to temat rzeka.
      Mnie chodziło o teorię, której nigdy już nie sprawdzimy.

      Usuń