niedziela, 10 lutego 2013

Marmolada różana

Jakiś czas temu prawie przestaliśmy kupować dżemy słoiczkowe.
Na pięć osób (+) taki słoiczek to zaledwie podrażnienie podniebienia.
Ale nie to jest istotne - w takim słoiczku dżemu jest wagowo zaledwie kilkanaście procent owoców.
Reszta to żelatyna lub/i pektyna i całe mnóstwo składników chemicznych.
Przypadkiem kiedyś nabyłam marmoladę zwaną twardą.
Etykietka głosi, że na 100 g marmolady użyto 130 g owoców, cukier, aromaty i sorbinian potasu.

Ilość owoców zachęca do kupowania.
Oczywiście, ponieważ ludzie zaczynają być wyczuleni na symbole preparatów chemicznych umieszczanych na etykietach pod symbolem "E" - coraz więcej producentów nie napisze już, że w marmoladzie umieszczono E 202 jak w podanym przykładzie, lecz umieści pełne brzmienie nazwy konserwantu. (w tedy "E" nie rzuca się w oczy). Klient bierze produkt do ręki, patrzy ile "E" wypisano na etykiecie i zastanawia się nad wyborem.
Jeżeli w oczy nie wpada zbyt duża ilość "E" z etykiety, wkłada produkt do koszyka i idzie dalej.
Wróćmy jednak do mojej marmolady.
"Moja" marmolada nazywa się wieloowocowa - i tu nie ma się czego czepiać - producent wypisał, że zrobiono ją z aronii, jabłek i śliwek. Ok.
Trzy rodzaje owoców dają już prawo do takiej nazwy.
Ale drugim rodzajem marmolady, którą zajadają się moje dzieci jest "Marmolada twarda o smaku różanym". Pychotka - zwłaszcza do nadziewania pączków i słodkich bułeczek.
Otóż nasza ulubiona marmolada o smaku różanym składa się z aronii i jabłek.
O owocach róży nie ma żadnej wzmianki.
Nie wymieniono nawet aromatu różanego, który przecież musiał się w tej słodkiej mieszaninie znaleźć!
I po zastanowieniu przyznaję, że nie ma się czego czepiać.
Przecież nie napisano, że to marmolada z róży, a jedynie, że ma smak różany.
Nikt nie skłamał, a w marmoladzie o smaku róży nie ma nic z róży!
Ponieważ do wszelkich produktów wkłada się w celu konserwacji substancje chemiczne szkodliwe dla naszego zdrowia, dokłada się także do tych produktów informacje o tym ile dziennie danego produktu można spożyć.
To załatwia sprawę, bo skoro sorbinian potasu powoduje alergie, podrażnienia skóry, astmę i problemy behawioralne (czyli wpływa na układ nerwowy), a laboratoria określiły dopuszczalną dawkę dziennego spożycia, to napisanie na produkcie, że wolno nam zjeść tego produktu X gramów załatwia sprawę.
A co, jeśli dziecko jest głodne i zje więcej?
A co, jeśli babcia zapomniała okularów i nie doczytała, albo nie orientuje się ile właściwie zjadła?
TO SAMI SOBIE SĄ WINNI !
A po co się objadają?!
To nie producent jest winny uszkodzeniom nerek, wątroby, alergiom, astmom, chorobom układu nerwowego z padaczkami włącznie, stawów, serca itd, tylko konsumenci.
Wszelkie syropki owocowe, które rozpuszczamy w wodzie do picia, składają się głównie z soku z aronii.
A to bardzo dobrze, bo są i takie, gdzie jakikolwiek składnik owocowy wymieniany jest na etykiecie na ostatnim miejscu - czyli jest go najmniej ze wszystkiego, co znalazło się w butelce.
Kupując w sklepie dostajemy produkty, które ZAWSZE zawierają konserwanty szkodliwe dla naszego zdrowia.
Chyba, że jest na nich wyraźnie napisane, że tych konserwantów nie zawierają.
Te są zwykle droższe, bo wymagają więcej zachodu, pracy i energii.
Może pora wrócić do domowych syropków, kompotów i żmudnej pracy przez całe lato.
Do mycia stosów słoików, wielkich garów do zagotowania przetworów, do saganów z nieustannie mieszaną marmoladą czy powidłami.
Bo jemy, to do czego mamy dostęp.
Patrzymy na świat chorujących ludzi, nowotworów, alergicznych dzieci, kobiet mających trudności z zajściem w ciążę, czy jej utrzymaniem.
Patrzymy i nie widzimy związku.
A chyba należałoby się na prawdę zastanowić:
CO MY WŁAŚCIWIE JEMY ?

6 komentarzy:

  1. Już mnie przeraża to myślenie co jeść , wszystko sztuczne , kompoty , dżemy , powidła , soki klnąc nie raz , robię sama ....wtedy psioczę , ale zimą to z przyjemnością sięgam po te domowe skarby do piwnicy.
    Pozdrawiam Ilona

    OdpowiedzUsuń
  2. tak własnego wyrobu lepsze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego lata mam zamiar zaszaleć przetworowo :) Będę przetwarzać co się da i jak się da, oczywiście bez konserwantów chemicznych. Konserwacja głównie w oparciu o smażenie i pasteryzację. W zeszłym roku zrobiłam dżemy jabłkowe i dynie na różne sposoby, w tym roku zaszaleję na całej linii ze wszystkimi możliwymi warzywami i owocami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam z dzieciństwa jak mam się krzywiła, gdy prosiłam o kupienie sklepowego dżemu. W domu zawsze było do pełna marmolad "made by Babcia + Mama".Te dobroci jednak nie były takie ładne jak na półkach w sklepie, nie były tak jaśniutko czerwone, albo żółte - zawsze miały trochę ciemniejsze kolory, z domieszką brązu. Były smażone z dodatkiem cukru - i już. Na tym dodatki się kończyły. Jako dzieci zwracaliśmy uwagę na kolory. Dopiero po latach dotarło, dlaczego mama nie chciała kupować słoiczków pełnych chemii. DO WSZYSTKIEGO TRZEBA DOJRZEĆ. Szkoda, że nie mam miejsca na drzewa owocowe w ogrodzie - trzeba będzie kupować owoce na giełdzie, ale i tak przetwory wyjdzą taniej niż gotowe ze sklepu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gabrysiu ja to pytanie postawiłam sobie dawno, dawno temu, dlatego w moim domu nie ma kupnych dżemów ;) A tak poważnie wiem że nie da się całej żywności wyprodukować we własnym ogrodzie ale staram się jak mogę, przynajmniej odkąd mam swój kawałek ogrodu,uprawiać to co tylko zdoła wyrosnąć.
    W tym roku chcę iść dalej i wbrew własnym poglądom najprawdopodobniej będę hodować również i własne mięso. Nie wiem czy dam radę ale założenie jest takie, kupujemy jagniątka i drób, karmimy, dbamy, cieszymy się że są a za pół roku cieszymy się że mamy zdrowe mięso. Obiecuję sobie że wytrwam w tym postanowieniu i nie będę za wiele myśleć na jesień.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. To mój ideał - wyprodukować jak najwięcej zdrowego jedzenia z mięsem włącznie. Niestety, przyszło mi żyć w mieście i nie wiem kiedy (i czy w ogóle) uda mi się wynieść na wieś. Na razie jestem dziwakiem pomiędzy mieszczuchami.

    OdpowiedzUsuń