poniedziałek, 25 lutego 2013

miód i dziegieć, czyli nutella i rzeczywistość

Wokół cudownie błotniście, buro i rozmazanie.
Topią się resztki śniegu.
Nawet jeżeli będzie jeszcze zimno, to wiosna z godziny na godzinę jest coraz bliżej.
Taka słodka wiadomość nie może oczywiście pozostać niezmącona.
Oto spod śniegu wychynęły wszelkie mrożonki pozostawione przez całą zimę przez czworonogich pieszczochów wzdłuż chodników i na trawnikach.
Nie sposób przejść przez alejki w mojej okolicy bez wstrętu.
Co to za ludzie, którzy ciesząc się towarzystwem swoich psów innym pozostawiają wszystko co najgorsze. Toż to zwykła złośliwość - nawet nie niedbalstwo ani nieodpowiedzialność.

Dzieci skończyły ferie - już dziś, po pierwszym dniu nauki od progu wołały "jest już obiad?"
Oczywiście rano każdy dostał kanapki, a chwilę po obiedzie okazało się, że niezbędny jest deser.
I to nie taki "na smak", ale żeby było co do brzuszka wrzucić.
Usmażyłam więc całą stertę amerykańskich naleśników, które ostatnio cieszą się dużym powodzeniem w naszym domu. Szczególnie średni syn dopomina się o "grubasy" .
Oczywiście te "patelniane ciastka" muszą być posmarowane nutellą.
Dzieci z pełnymi brzuchami i uśmiechem na obliczu zajęły się nauką i swoimi sprawami, a mnie trudno przejść obojętnie obok realnych wydarzeń dnia codziennego.
Codziennie wypracowaną i w trudzie zdobywaną "słodycz" naszego bytu zatruwa spora łycha dziegciu: a to rodzinie usiłuje się odebrać dzieci z wydumanych przyczyn, a to rząd uchwala możliwość zwrócenia się po pomoc obcych wojsk w razie "sytuacji kryzysowych", a to oskarża się nas o fałszowanie mięsa koniną, a to rusza nowa fala emigracji młodych za chlebem...
Dzień jak co dzień.
Słodycz i gorycz.
Tylko tej goryczy ostatnio jakby więcej.

Pancakes:
  • 2 szklanki mąki
  • 2 jajka
  • 1 i 1/2 szklanki mleka
  • 75 g rozpuszczonego masła
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/3 szklanki cukru pudru
  • szczypta soli   
  • (masło wlewamy na końcu) Odstawiamy na 15 minut.                                                                   Smażymy najlepiej na niewielkiej teflonowej patelni.

4 komentarze:

  1. Hmmmm niestety ludzie nie sprzątają i dlatego tak wyglądają miejskie trawniki. Choć u mnie podobnie bo po swoich psach staram się sprzątać jak zauważę ale nie raz otwarta brama i przyleci ci taki smrodek się załatwić. Śnieg stopniał i wyszły niespodzianki tylko że ja sobie posprzątam a inni omijają i nic nie widzą w mieście. Te naleśniki często robię tez moje dzieci lubią ale zamiast nutelli robię swoje masło czekoladowe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój pies też je i ..., ale własne podwórko sprzątam sobie sama.
    Rozłożyło mnie, kiedy zwróciłam uwagę pani pieseczka, który załatwiał się dokładnie przed furtką do przedszkola (właśnie zaprowadziłam wtedy dziecko). Mówię: proszę pani, proszę sprzątnąć po swoim pupilu, bo pierwsza osoba wychodząca w to wdepnie. A pani na to: co to panią obchodzi, to nie pani chodnik. Powiedziałam, że będę za nią z tym prezentem chodzić i położę przed drzwiami do mieszkania i nic jej do tego, bo nie jej korytarz. Pyszcząc głośno zabrała w chusteczkę i poszła. Założę się, że to był jedyny raz, kiedy sprzątnęła po swoim psie.
    W głowie się nie mieści, że ludzie robią takie rzeczy i jeszcze wrzeszczą zamiast się wstydzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy mieszkaliśmy w Gdańsku byłam jedyną osobą w okolicy, która sprzątała po swoich psach. Zawsze uzbrojona w woreczki latałam potem jak przysłowiowy kot z pęcherzem szukając kosza, gdzie mogłabym "prezent" wyrzucić. Bo ten specjalny był tylko w jednym miejscu - na wybiegu w parku, a pies nie zawsze do wybiegu dotarł na czas... I powiem Wam, że nasłuchałam się przy tym sporo komentarze w rodzaju " a po co pani to robi, to obrzydliwe...", albo " na cholerę pani ten pies...", albo " żartuje pani, po co to sprzątać, zaraz się rozłoży"... Nikt inny po kupki się nie schylał. Nie wiem jak jest teraz, bo dzięki Bogu od czterech lat mieszkam na wsi i stres miejskich spacerów z psami jest już za mną. A czemu stres? Spróbujcie sprzątnąć jak ( przepraszam za obrazowy opis ) pies ma lekkie choćby rozwolnienie? Kiedyś zabrakło mi woreczków i musiałam uciekać przed strażą miejską... Masakra! Problem rozwiązałyby służby miejskie, które po prostu powinny sprzątać w mieście. A skąd finanse - proste. Z podatków od psów. Przecież wszyscy właściciele powinni je płacić!
    No i zrobił się nam " gówniany" temat :-)))
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas problem jest taki, że w środku zespołu osiedli jest przedszkole, duży plac zabaw i tzw. alejki - czyli namiastka parku: trochę trawników, drzew, ławeczek. Zawsze bawią się tam dzieci, biegają i jeżdżą na rolkach i rowerach, grają w piłkę. Jest to też arteria prowadząca do "głównych" przystanków autobusowych. Wbrew temu, co myślą właścicielki psów (widuję głównie panie) psia kupka nie rozłoży się w pięć minut. Szkoda, że nie przychodzą posłuchać wiązanek skierowanych przez kosiarzy trawników pod adresem właścicieli i ich psów. Miejsca, w które nie wjeżdżają kosiarki na kołach panowie idą kosić w goglach, maskach i czapkach z klapami na szyję i gumowych butach po uda. Myślę, że po pierwszym dniu motorowe kosy opryskały ich tym psim złotem dostatecznie by nie chcieć tego więcej.
    Kawałek dalej mamy nieużytki zakrzaczone na stoku pradoliny rzeki, po której został maleńki strumyczek. Żadne dzieci tam się nie bawią. Chodzą tam tylko nieliczni psiarze. To nie alejki, gdzie można wyjść w szpileczkach i nowej sukieneczce.

    OdpowiedzUsuń