piątek, 28 grudnia 2012

Gorsety

Jakiś czas temu feminizm objawiał się walką z noszeniem gorsetów.
Machina ta ściskała kobiecy tułów usztywniając go w sposób bezlitosny, jednocześnie rzeźbiąc talię osy i ponętnie unosząc biust. Miała więc, oprócz wad. niezaprzeczalne zalety.
Zgodzę się, że noszenie "na co dzień" gorsetu przez panie z towarzystwa musiało być dla nich nie lada udręką. To dlatego pani potrzebowała pomocnej męskiej dłoni w najróżniejszych sytuacjach.
Przysłowiowe podnoszenie damie chusteczki nie wzięło się znikąd. No bo, jakże miała dama schylić się w tym urządzeniu, skoro w talii była sztywna jak lalka?
A jak tu wysiąść z powozu i utrzymać równowagę, skoro miało się giętkość klocka?
Do prac domowych, innych niż praca palcem skierowanym w stronę służby, gorset się nie nadawał.
Dlatego służba, by być skuteczną w działaniach, urządzenia tego nie nosiła.
W upalne dni zagorsetowane panie z usztywnioną klatką piersiową, przegrzane od kolejnej warstwy materiału padały jak muchy.
Można by rzec, że gorset to nic dobrego.

A jednak, nigdy panie nie wyglądały lepiej niż w sukniach pięknie układających się na wymodelowanej sylwetce.
Która z nas nie marzyła, żeby choć raz założyć na siebie suknię z talią osy zasznurowaną gorsetem?
Wydawałoby się, że w czasach dowolności w dobieraniu odzieży i pewnego luzu w noszeniu się gorset powinien pójść w zapomnienie.
Niestety coraz częściej dochodzę do wniosku, że odrzucenie gorsetów było wielkim błędem kobiet.
Ów luz i pozorność doprowadziły kobiecą sylwetkę do postaci karykatury.
Myślę, że nie jeden/jedna z nas widząc przed sobą dziewczynę, czy kobietę "modnie" odzianą pomyślało sobie: "biedactwo, chyba w domu lustra nie ma."
Spodnie "biodrówki" i przykrótkie bluzeczki "nad pępek" szczególnie malowniczo uwydatniają wszelkie fałdki i niedoskonałości kobiecej figury.
Nie da się zaprzeczyć, że bez tego elementu bielizny tracimy wiele na atrakcyjności.
Nie trzeba nawet takiego odkrywania się.
Wystarczy spojrzeć na paski spodni, czy spódnic, lub inne elementy bielizny (i górnej i dolnej) wcinające się w damską sylwetkę, by zatęsknić za starym, poczciwym gorsetem.
No może nie tak starym - może być nowocześnie zmodyfikowany.
I chociaż czasy już nie te - pań z służbą znajdziemy jak na lekarstwo, tym trudniej o panie z towarzystwa - to jedna dla własnej urody, godności i kokieterii aż prosi się, aby gorset wrócił na swoje miejsce - przynajmniej na czas spotkań towarzyskich, czy wyjść za progi domów, gdzie nie musimy biegać ze ściereczką i schylać w trakcie prac domowych.

Zresztą to samo dotyczy gorsetów mentalnych, a więc zrzucenia z siebie okowów towarzyskich, czy moralnych.
Niby jest luźniej, niby lepiej, a jednak w końcowym rozrachunku brakuje porządku, piękna i elegancji. Bez sztywnych ram robi się bałagan i zatraca się życiowe bezpieczeństwo.
Nie zawsze odrzucanie "starego" wychodzi nam na zdrowie.
Czasami życie domaga się, by wrócić do dobrych wzorców, a czasami sami tęsknimy za tym, co minione.
A więc- niech żyją gorsety!
Precz z emancypacją!

6 komentarzy:

  1. Właśnie zaczynam czytać prezent spod choinki:"Dobre maniery w przedwojennej Polsce". Przemyślenia mam nie wiedzieć czemu podobne. Pozdrawiam starorocznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I komu te dobre maniery przeszkadzały?

      Usuń
    2. Trudno odpowiedzieć, z książki, chociaż jest mocno idealizująca ( nie ma co się dziwić, podręczniki savoir vivre kreują raczej piękny obraz rzeczywistości ), wynika, że klasy niższe bardzo się starały, żeby dociągnąć do wyższych...Ale to przed wojną...

      Usuń
  2. Zawsze fascynowała i zachwycała mnie moda dziewiętnastowieczna. Ileż ja się narysowałam tych pań we wciętych, powłoczystych sukniach, ogromnych kapeluszach i o wdzięcznych spojrzeniach! Gdyby nie ich gorsety wyglądałyby zupełnie przeciętnie, nie tak nieziemsko i eterycznie jak się prezentowały.
    Na dodatek podkreślano wówczas wypiętość ich pup, upinając na nich dodatkowo jakieś kokardy, czy też wkładając pod suknie specjalne poduszeczki. No i dodatkowy atrybut dziewiętnastowiecznej (a włąściwie pierwszej połowy tamtego wieku) mody - krynoliny! Moze to było cięzkie i niewygodne lecz jakze pięknie się na tym stelażu suknia układała...Tak cudownie szeroka u dołu, by przejsć w talii w zwężający się jak w butelce kształt...
    Nie wiem, czy umiałabym w czymś takim chodzić i czuc sie swobodnie. Ale i dzisiaj panie wdziewają rzeczy krępujące ich ruchy i dla mody znoszą sfecyficzne, wynikajace z niej tortury. No bo czym są niebotycznie wysokie obcasy, czy koturny jak nie torturą dla stóp? Czym są tak obcisłe czy krótkie po pupę spódniczki, że chodzenie w nich zahacza o ekshibicjonizm lub o groteskę?
    A gorsety, krynoliny, tiurniury i kapelusze przystrojone morzem kwiatów miały wdzięk, romantyzm i niepowtarzalny urok epoki fin de sciecle'u...
    Przepraszam, że sie tak rozpisałam, ale temat dla mnie ciekawy, to i pobudził me palce do nieposkromionego tańca po klawiaturze!:-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiadomo, że gorset nie nadaje się do codziennych prac domowych, a i za biurkiem trudno byłoby wysiedzieć na "bezdechu", jednak wszelkie wizyty, wyjścia i spacery powinny oszczędzić postronnym widoku nieapetycznych fałdek lub niczym nieuzasadnionej golizny chociażby z użyciem gorsetu właśnie.
    Niech wróci elegancja!!!

    OdpowiedzUsuń