niedziela, 9 grudnia 2012

Mięsko

Zagadana przez dzieci zapomniałam wieczorem włożyć do lodówki siatkę z mięsem. Wyjęłam ją wieczorem, wyciągnęłam z niej porcje rosołowe, z których ugotowałam pieskowi wczorajsze żarełko, i zostawiłam na blacie.
Rano w panice zaglądam do środka, bo tam i dalsze kąski dla psa, ale  i indycze kawałki na niedzielny obiad.
I cóż się okazuje?
Indyczyna w dobrej kondycji doczekała dnia dzisiejszego, za to kurczacze kadłubki po prostu zaśmierdły. No, może nie jakoś tragicznie, ale zapach przestał być miły dla nosa.
I znów zaświeciło się w mojej głowie czerwone światełko.
CO MY JEMY?
Już dawno chodzą słuchy, że indyk, stworzenie delikatne i czułe, byle czego jeść nie chce.

Co innego kurczak - jak wszystkie tłumnie chowane zwierzątka, nie widzące nawet przez chwilę słońca, jedzą karmę podsuwaną przez człowieka, która musi być jak najtańsza.
Czy można przy takiej "produkcji" mięsa zachować jego dobrą jakość?
Pierś kurczaka rozpada się na kawałki w ręce, udko wodniste, miękkie i białe rozlatuje się ledwo tknięte widelcem.
Pamiętam nasze kurczaki chowane na zieleninie i grzebiące w ogrodzie. Pierś była białym, spoistym mięskiem, ale już nogi były właściwie mięskiem czerwonym - jędrnym i smakowitym. Kości miały gładkie i twarde, a nie gąbczaste, jak tych mutantów ze sklepu.
Wiem też, że mięso ptaka chowanego po bożemu jest bardziej sycące od tej wodnistej gąbki, której można zjeść nie wiadomo ile.
Czy na prawdę musimy jeść codziennie duże porcje byle jakiego mięsa, czy też może wystarczy kilka razy w tygodniu, za to dobrej jakości?
Czy codziennie musimy jeść chlebek z szynką? Ostatnio kupuję po kilka plastrów tej "dobrej" w cenie sugerującej właściwą zawartość szynki w szynce, a jednak nawet z owych plasterków wycieka woda...
Skończyliśmy niedawno jeść dojrzewający ser od Moniki z kozami w tle - to była jakość, która mówiła sama za siebie. Po prostu czułam, że jem ser, a nie plastelinę niewiadomego pochodzenia.
Czyli, można zrobić dobre jedzenie, tylko trzeba w tym nieco trudu i serca.
Skoro już dziś nie wiadomo, co jemy, co będzie jak zostanie nam narzucone (tak, narzucone! - choćby ekonomią) GMO?
Czy nasze dzieci jeszcze będą wiedziały, jak smakuje prawdziwe mięsko ze szczęśliwego kogutka?

3 komentarze:

  1. Juz teraz drób i mięso są napompowane hormonem wzrostu, anybiotykami i innymi paskudztwami. Wczoraj na Facebooku wrzucałam zdjęcia krów z dziurami w bokach - często testuje się zawartość żołądka, żeby produkować jak najtańszy nabiał (oczywiście napompowany chemią). Warzywa, owoce - pryskane truciznami. Dlatego też jak już nareszcie osiądę na tym moim Podlasiu, to będę starać się abyśmy byli samowystarczalni aż do bólu. Nie chcę dawać się truć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorsze jest to, że nawet jak człowiek jest świadom tego, co się dzieje, to nie ma za bardzo możliwości kupienia NORMALNEJ żywności, a nie każdy ma możliwość samodzielnego chowu zwierząt. W sklepach ze zdrową żywnością kupię produkty roślinne, mięso już niekoniecznie. Kiedyś można było jeszcze poszukać "u baby" na jakimś targu, teraz baby jakby wyginęły - są tępione za niehigieniczne warunki sprzedaży i takie tam, a to przecież ja powinnam decydować, czy chcę kupić kurę, czy gęś od baby z torby, czy w folii z supermarketu. Przypomina mi się koleżanka, która miała okazję odwiedzić przed laty Koreę Północną - gdy zapytali przewodnika - dlaczego cała plaża pokryta jest zasiekami(!) - ten odpowiedział: -bo wielki wódz Kim Ir Sen dba o naród i nie chce, żeby się ludzie potopili... O nas też dba jakiś Wielki Wódz.

    OdpowiedzUsuń
  3. This post will help the internet users for setting up new webpage or even a blog from
    start to end.

    Also visit my blog payday loans in maryland

    OdpowiedzUsuń