czwartek, 22 listopada 2012

Z serii idą święta - "czego nie lubię"

Są takie dni, że w domu nawarstwiają się nielubiane prace.
Bo w każdym domu mamy zakamarki, które źle się sprząta, (trudno dostępne), albo trzeba czyścić jakieś zawijasy, albo wypakować cały mebel żeby doprowadzić go do porządku, albo praca jest po prostu nudna.
Nie lubię:
- czyścić pieca gazowego,
- czyścić kuchenki mikrofalowej,
- prasować,
- sprzątać w przesympatycznym kąciku z kozianym piecykiem. (sama sobie tam nawieszałam obrazków, świeczników i różnych paści, które dodają uroku, a przy okazji łapią kurz. Kurzu z racji palącego się ognia jest tam więcej niż normy przewidują, a do tego śmieci się z drewna).
Uff.
Przyznałam się.
Ciekawa jestem jakich prac Wy nie znosicie, albo unikacie.
Napiszcie.
Będziemy się wspierać w naszej niedoli przynajmniej psychicznie. Może będzie nam raźniej.

Na pocieszenie podam przepis na błyskawiczne w przygotowaniu ciasto - czyli "mieszamy i otrzymujemy".
BAMBO
2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1/2 kostki margaryny (rozpuszczona)
1 jajko (mogą być 2)
1 szklanka mleka
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka ciemnego kakao
kto lubi i ma - dodaje bakalie
(po dodaniu jeszcze łyżeczki przypraw piernikowych mamy wyborny babo-piernik)

Wszystko po kolei wrzucamy do michy, mieszamy mikserem [ręcznie też się udaje, ale dłużej to trwa]. Ciasto wlewamy do wysmarowanej babkowej foremki z dnem wysypanym bułką tartą.
Piecze się około 45 minut w 180 stopniach C.
Jak nauczyła mnie teściowa - ciasto jest upieczone, kiedy "chodzi po domu" - czyli kiedy wszyscy już poczują jego zapach.
Ja dla pewności dziabię ciasta patyczkiem i sprawdzam, czy w całym przekroju są suche.
Ktoś wypróbuje?

4 komentarze:

  1. Weszłam wieczorową porą na nowo przywitać się w blogowym światku ;)
    Cofnęłam się oczywiście żeby nadrobić zaległości i widzę że dostałam wyróżnienie za które bardzo dziękuję.

    Nie cierpię wręcz zmywać garów, szczególnie tych dużych po zupie lub bigosie, odkurzać, prasować męskich koszul i zamiatać kawałka betonu wylanego przed wejściem do domu. To ostatnie to syzyfowa praca.
    Natomiast bardzo lubię w przeciwieństwie do Ciebie wymiatać okolice pieców, mogę również wybierać z nich popiół nawet codziennie, lubię czyste okna więc myję je w miarę regularnie mniej więcej co dwa tygodnie z przyjemnością i bez przymusu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, dawno Cię nie było.
    Skoro lubisz myć okna - zapraszam do mnie ;-) (ten śląski brud!) Mam w jadalni okna, które do umycia trzeba za każdym razem rozkręcać. Mogę Ci za to odszorować gary... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry, Gabrielo :)
    Już od jakiegoś czasu obserwuję Twój blog i bardzo mi się podoba. Przyciągnął mnie tutaj Twój wpis na jednym z blogów, bardzo bliski memu sercu.
    Jeśli chodzi o sprzątanie, to muszę się przyznać. Sprzątam okazjonalnie czyli od akcji do akcji pod hasłem "Goście jadą!" Na codzienne sprzątanie szkoda mi czasu i energii. Teraz przygotowuję się do wystawy, a praca twórcza tak mocno wciąga, że trudno się od niej oderwać. Jedyną czynnością jaką lubię robić systematycznie jest zmywanie. Dzieckiem będąc uwielbiałam bawić się wodą i tak mi zostało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Zosiu, miło mi Cie powitać.
    Cieszę się, że podczytujesz moje wypociny. Mam nadzieję w taki sposób spotykać różne bratnie dusze. Bardzo jestem ciekawa jaką wystawę przygotowujesz. Zajrzałam na Twój blog i szczęka mi opadła. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń