poniedziałek, 19 listopada 2012

Dla kogo przepisy ?

Ostatnio czytałam, że zamyka się świetlice środowiskowe dla dzieci, bo nie spełniają wymogów przepisów sanitarnych.
No ba - skandal. Przepis święta rzecz.
W relacji jednak zabrakło mi dwu elementów - podania alternatywnego rozwiązania lokalowego i... wytłumaczenia jakim cudem placówki te do tej pory działały?
Nie o świetlicach tu jednak sprawa, a o przepisach.
Nadziwić się nie mogę nad ich mnogością, tematyką i producentami.
Weźmy na przykład instytucje pichcące dla ludności.
Toż rozsądek takiemu właścicielowi (nie ma tu mowy o złodziejach i oszustach) podpowie, że w kuchni ma być porządek i świeże produkty, bo jak nie, to klient przyjdzie tylko raz - ostatni,
a jeszcze znajomym powie, żeby omijali szerokim łukiem.
Od złodziei i oszustów serwujących odpad, zgniłki i badziewie jest właściwie i szybko reagujący aparat prawa.
Szkoły.
Jeszcze do niedawna chyba w każdej szkole działały kuchnie przygotowujące dla dzieci gorące posiłki. Dziś przepisy spowodowały, że obiadów, albo nie ma wcale, albo przywozi je firma cateringowa. Najczęściej droższe i zimne. A czy ktoś zastanowił się, jakim cudem do tej pory te kuchnie działały? Bo przecież działały. Nawet jeśli nie miały stołów z chromowanej stali.
Za istnienie przepisów zapłaciły dzieci - i rodzice z własnej kieszeni.
Placówki służby zdrowia.
Oczywiście bezwzględni konieczne są NORMY higieny potrzebne dla zachowania zdrowia pacjenta i każdy szanujący się lekarz świadczący usługi dla ludności musiałby ich przestrzegać. Po pierwsze ze względu na strach przed utratą pacjentów (w każdym znaczeniu), po drugie ze względu na sprawnie działający aparat prawa. Normy powinny mówić "co", czyli jaki ma być osiągnięty cel: np. sterylność, a niekoniecznie "jak".
Placówki opiekuńcze.
Wiadomo, że tam gdzie ludzie, tam potrzebna jest woda przypływająca i odpływająca. Czasy są też takie, że pewne normy czystości są przez społeczeństwo wymagane. Ale już ilość metrów kwadratowych, wysokość jakiej sięgają kafelki i długość korytarza prowadzącego do łazienki jest kwestią jakby mało istotną.
Czy urzędnicy zdają sobie sprawę, że przepisy, choćby nie wiem, jak bardzo uzasadnione, często więcej przynoszą szkody niż pożytku?
Chcącemu nie dzieje się krzywda.
Skoro potrzebujące dzieci przychodziły do takich azylów, to znaczy, że były im potrzebne bez względu na wysokość stolika.
Tu jednak przepisy wkroczyły z całym dobrodziejstwem i dzięki nim dziatwa nie narazi się na zimną wodę w kranie. Na nic się już nie narazi, bo nie będzie miała gdzie. Budżet gminy na tym dobrze wyjdzie. (kto powinien dawać pieniądze, to już odrębny temat).
Przepisy.
Przepisy są dla idiotów, którzy nie wiedzą na jakim świecie żyją.
Dla reszty świata są normy (niekoniecznie spisane na papierze) i sprawnie działające sądy.
Pamiętam moją wizytę w toalecie jednej z restauracji na Champs-Elysees jakoś pod koniec lat osiemdziesiątych.  Szok.
Marmury, chrom, "pokoje" z dywanami, lustra.
Przecież nie narzucały tego właścicielom żadne przepisy. Normy mówiły, że bywalcom należy zapewnić toaletę.
W tym samym czasie działały u nas restrykcyjne przepisy dotyczące higieny i metrażu toalet.
Są pewnie tacy, co pamiętają, że nawet w tych "lepszych" lokalach przepisy nie pomogły.
I znów nie chodzi o porównanie Paryża z siermiężnością PRLu, ale o wyższość norm nad przepisami.
Przepis mówi, że jeżeli w gabinecie lekarskim pracuje więcej niż jeden lekarz, (na zmianę), gabinet każdego z nich musi mieć przebadaną wodę. (Norma mówi, że woda ma być). Tak więc, trzy razy bada się wodę z tego samego kranu, dla trzech różnych lekarzy.
Toż to prawie śmieszne - po pierwsze, to za każdym razem ta sam rura, po drugie, czy lekarz odpowiada za jakość wody? Nie. A badanie musi być.
Zastanawiam się, kiedy naród poprosi dostawcę wody, aby się wykazał stosownymi parametrami dostarczanego towaru. Kiedy rodzic upomni się o jakość lekcji u nauczyciela? i.t.p.
I tak dochodzimy do krótkiej konkluzji - żadne przepisy nie zastąpią zdrowego rozsądku (i sprawnie działającego sądownictwa.)
A, że go nie mamy? To już zupełnie inna bajka.
Dochodzimy także do tego, że aby wystarczyły NORMY, ludzie muszą czuć się odpowiedzialni za siebie i za innych.
Nie interesujemy się losem bliźnich, a sami za siebie coraz mniej odpowiadamy poddając się bez walki "opiekuńczemu państwu".

1 komentarz:

  1. Mam tylko nadzieję, że mnogość przepisów doprowadzi do zapaści państwa i tym samym do likwidacji przepisów i nadmiaru urzędników.
    Innej alternatywy niż całkowita zapaść i blokada funkcjonowania niestety nie widzę. Nie można wierzyć, że durnie którzy tworzą owe przepisy nagle przejrzą na oczy i się opamiętają.
    Trzeba być realistą i modlić się o jak najszybszy przyrost ilości regulacji który doprowadzi do przekroczenia masy krytycznej.

    OdpowiedzUsuń