niedziela, 18 listopada 2012

Olaboga, goście idą ...

Niedzielny poranek, z kawą w wygodnym fotelu.
W ręce kanapka z białym kozim serem i szczerą warstwą miodu wrzosowego, który przyjechał do mnie z Roztocza. (czy ktoś jeszcze jada na słodko kozie sery, czy to ja, jak zwykle jestem dziwna?)
Kozie mleko (mniam!!!) i serki przyjechały do mnie od od Moniki "z kozami w tle", budząc mój pełny zachwyt.
Chwila zadumy nad tym, jakie ciasto upiec na dzisiejsze popołudnie.
Ciasto niedzielne, na deser po obiedzie jest niejako obowiązkowe. Dziś padło na cytrynowiec.
Szukając inspiracji przejrzałam moje zeszyty i książki kucharskie, w tym moją (maminą) Kuchnię Polską. Wiem, że książka jest wznawiana, ale ten stary egzemplarz ma swój niepowtarzalny urok.
Oczywiście, książka otwiera się w miejscach często czytanych, a dziś przypomniała mi przepis na piernik, który w naszym domu zwany był "Olaboga, goście idą".
W czasach, gdy na półkach był tylko ocet, a w domu drzwi się nie zamykały, bo ciągle jakiś gość wchodził, lub wychodził, trzeba było mieć zawsze coś w spiżarni do poczęstunku. Latem to były biszkopciki; własnoręcznie upieczone, a potem podsuszone. Mieliśmy wtedy najmniej ponad pięćdziesiąt kur każdego roku (i dużo więcej kogutków co lato), więc jajek w domu nie brakowało.
W zimie, gdy kur zawsze było trochę mniej i mniej niosły, piekłam piernik na głębokiej blasze.
Ciasto można także użyć do pieczenia małych pierniczków wycinanych foremkami.
Taki piernik z blachy był ciężki i twardawy - daleko mu było do pulchności - jednak po przełożeniu kwaśną, gęstą marmoladą i zawinięty w pergamin mógł czekać na swą kolej nawet kilka miesięcy.
W razie potrzeby należało ukroić kilka kawałków ciasta, które z czasem robiło się miękkie, i podać gościom, którzy niezmiennie spożywali je z mlaskiem zachwytu.
Przypomniałam sobie także przepisy na ciasteczka ze skwarków i ciasteczka na łoju wołowym.
W czasach, gdy masło było na kartki, takie przepisy były bezcenne. Chociaż komuś może się wydawać, że "ciastka ze skwarkami" brzmią strasznie, zaręczam, że smakują doskonale. W finalnym produkcie nie zdradzają z czego są zrobione. To samo dotyczy też tych na łoju.
Jak mawiała moja bratowa - były MNIAMISTE!
Dziś tylko maniacy pieką ciasteczka domowe - reszta, (szczerze gardząc skwarkami i łojem [obciach?]) zadowala się gotowcami ze sklepu w których zawarta jest cała gama konserwantów.
No i oczywiście, wygodniej jest kupić paczkę ciach, niż paprać się z nimi całe popołudnie.
Ale ta satysfakcja i smak!
Ruszcie swoje oblicza i sprawdźcie, ze potraficie zrobić doskonałe, niepowtarzalne i rozpływające się w ustach ciasteczka!
Smacznego.



2 komentarze:

  1. Potrafię i lubię robić domowe ciasteczka. Najlepiej wychodzą mi pierniczki świateczne, ciastka owsiane z wiórkami kokosowymi oraz zwykłe kruche, posypane makiem. Są pożerane w trymiga, co chyba świadczy o ich jakości, albo o wygłodzeniu moich gości!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama widzisz, że wyrób własny jest wyżej ceniony od seryjnej produkcji :-)

      Usuń