wtorek, 7 października 2014

Stanie się jasność

Jak długo mieszkam w moim domku, a to już ponad dwadzieścia lat, NIGDY nie brakowało mi oświetlenia na krótkiej, "sześciodomowej" ulicy.
Brakowało mi natomiast przyzwoitej nawierzchni, by wiosną i jesienią nie grzęznąć w błocie, gdy idę na piechotę, i równego asfaltu, gdy jadę samochodem.
Przez wiele lat moja ulica była po prostu ubitym piaskiem, który, gdy zrobił się dziurawy, można było wyrównać przy pomocy szpadla i grabi. Kilka lat temu (przed wyborami) zaszczycono nas asfaltem ułożonym wprost na piasku.
Nie mieliśmy oczywiście nic do powiedzenia, bo naszym zadaniem było cieszenie się z łaski, która na nas spłynęła.
Z góry było wiadome, że za jakiś czas w asfalcie pojawią się dziury. Tak też się stało - niektóre wyrwy sięgały dzieciom do kolan. Te nowe dziury stały się problemem o wiele większym, niż dawniejsze, te wypłukane przez wodę w piasku. Dziur w asfalcie nie daje się już równać prostymi metodami. Zasypane piaskiem, czy ziemią pojawiają się szybciutko znowu.
Kilka dni temu zjechały w okolicę naszej grupki domów maszyny i ludzie, którzy zabrali się do pracy. Odmierzali, wytyczali, zaznaczali. Przez chwilę nadzieja wstąpiła w serca mieszkańców.
Przez chwilę, bo wnet okazało się, że wytyczane są miejsca pod ustawienie latarni. Na króciutkiej ślepej uliczce z sześcioma domami stanęło sześć latarni.
Wielka oszczędność prądu mnie czeka, gdyż idąc wieczorem do sypialni, czy pokoju chłopców nie będę już musiała zapalać światła. Nie wiem tylko, jak będzie mi się spało w tej jasności.
Sąsiedzi zachodzą w głowę po co nam te latarnie, skoro  bardziej potrzebujemy wyrównania dziur w jezdni.
Nareszcie spłynęła na mnie jasność: latarnie są po to, byśmy lepiej te dziury widzieli!
To wszystko w trosce o nas.
Jednak ojcowie miasta dbają o swoich obywateli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz