niedziela, 20 stycznia 2013

Pędzelki "hand made"

Niedawno Ilona z małej zagrody żaliła się, że psują się jej stadami sprzęty domowe.
Usiłowałam ją pocieszyć, że nie tylko jej się to przytrafia, bo w tym samym czasie zepsuła się moja zamrażarka (taka dolna w lodówce) i pralka (katastrofa!). Myślałam, że to koniec.
Nic z tego.
Dziś okazało się, że maszyna do chleba także ulega zmęczeniu.
Zużył się w foremce taki mały "coś" z silikonu przez który przechodzi śmigiełko do mieszania ciasta.
I przez ten mały "coś" trzeba kupić całą nową foremkę, bo producent chyba nie przewidział części zapasowych.
Do trzech razy sztuka. Proszę żeby to już był koniec awarii.
Wczorajszy dzień minął mi na pracach domowych i asystowaniu Panu Mężowi przy naprawie pralki.
Całkiem rozrywkowa praca bo mąż przy takich zajęciach śpiewa. Różności. Można się pośmiać.
Z kolei niedziele są dla mnie dniem stania przy garach.
Codzienne obiady jakoś "robią się" szybko, a w niedziele...
Bo to i osób zawsze więcej, i chyba staram się bardziej wszystkim dogodzić, i ciasto obowiązkowe.
Uff...
Przy okazji oglądania różnych swoich zdjęć natrafiłam na taki, których jeszcze Wam nie pokazywałam.
Jakiś czas temu w przypływie chęci namalowałam kilka rzeczy do domu siostry mojego męża.
Ponieważ w pewnym korytarzu zaczęli gromadzić najróżniejsze rysunki i obrazki przedstawiające koty, dostały im się Pan Kot i Pani Kotka. Namalowane są pędzelkiem. Na zamówienie według wzoru.
 Pędzelków mam całkiem sporą ilość, ale tu potrzebny był cieniusieńki - taki który zostawiałby ślad nie grubszy od mazaka. Nie lubię odstawiać farb żeby lecieć do sklepu, dlatego przy pomocy zapałki, nici, kleju i psiego podszerstka powstały mięciutkie i cieniutkie pędzelki.
Następny w kolejce był "drób łowicki" do kompletu z haftami na poduszkach.
To poduszka.
A to kogucik i kurka. Malowane temperami. Kurce na końcu przybyły jeszcze kolorowe jajeczka, ale to już nie zostało uwiecznione.
A ponieważ moja kochana rodzinka udziela się w góralskiej kapeli, obowiązkowo w strojach ludowych, grając na instrumentach, stworzyłam ikonowe wariacje na temat i tak powstały góralskie anioły...
Gdzieś zniknęły moje zdjęcia, (choć przebijają zza kogutka), mam tylko to powyższe otrzymane już po zawieszeniu grajków na ścianie.
Jak przystało na góralskich muzykantów "anielica" ubrana jest w strój góralski z okolic Nowego Sącza, a anioł w portki z parzenicami, skórzany pas i kapelusz. Oczywiście na nogach oboje mają kierpce. Szkoda, że nie mam zbliżenia ich twarzy, bo udały mi się całkiem nieźle, w dodatku w kanonie ikony.
Na powyższym zdjęciu wyszły jakieś odbicia i plamy, ale to już wina zdjęcia.
To tyle wspominków malarskich.
Może z wiosną znów coś namażę.
Na razie czeka na mnie moc różnorakiego szycia, a i na to czasu ciągle brakuje.






1 komentarz:

  1. Masz talent , tak pozytywnie pozazdrościć. Pozdrawiam serdecznie, miłego tygodnia

    OdpowiedzUsuń