czwartek, 17 sierpnia 2017

Dziewanna

O różnych perypetiach związanych z próbami zagospodarowania ogródka pisałam w minionych latach. Piach w kolorze szaro czarnym skutecznie zniechęcił mnie do robienia kolejnych grządek (niewarta skórka wyprawki, patrząc na ceny wody w moim mieście.) Rośnie więc sobie trawa, która po tegorocznych upałach wygląda mizernie i blado. Rosną sobie także dziewanny, których od wiosny nie pozwalałam skosić.
Pisałam chyba kiedyś, że na terenie, na którym mieści się teraz mój dom i kilka sąsiednich, oraz spore blokowisko, były kiedyś łąki i pastwiska. Gdy byłam dzieckiem czasami pasły się tu kozy, a my z babcią, w znanych jej miejscach zbierałyśmy różne zioła, które później, w zimie, babcia parzyła nam do picia. Mam w głowie przepiękny obrazek, który zostanie mi pewnie na całe życie, mnie samej pochylającej się nad ogromną kępą dorodnych, kolorowych bratków polnych. Kwiatuszki te, jak i wiele innych, zostały zebrane.  Pamiętam też, jak nieopodal mojego domu (który został wyburzony ku chwale socjalizmu) wyrastały kępy dziewanny. Przez całe lato zbierałyśmy z babcią te pachnące kwiatuszki, które potem suszyły się w ogrodzie na specjalnych sitach.
Moja babcia nie była żadną znachorką, czy zielarką, po prostu robiła to, co przez wieki robiły kobiety dbające o dom, a mające kontakt z naturą - wykorzystywały to, co przyroda im darowała dla pożytku rodziny.
Żałuję, że o wiele mniejszy kontakt (odległość) miałam z drugą babcią, która też mogłaby się podzielić podobnymi doświadczeniami ze swojej młodości. Moje obie babcie, urodzone jeszcze w XIX wieku, miały w głowach wiele ciekawych przepisów i wiedzę na temat ziół i wykorzystania natury.
Od mojego dzieciństwa minęło bardzo wiele lat. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy na początku lat siedemdziesiątych dziewanny zniknęły z okolicy. Cóż, był to czas gwałtownego rozwoju przemysłu, a co za tym idzie, zanieczyszczenia środowiska. Zmienił się system, upadł przemysł, w minionych latach dobito, to, co jeszcze w okolicy działało. Pojawiły się dziewanny...
Ja tego lata mogłam się przynajmniej nią nacieszyć. Systematycznie zbierane kwiatki, suszone w cieniu będą mi przypominać o ciepłym lecie, gdy zrobi się zimno. I - co dla mnie bardzo ważne - może wreszcie pomogą mi w leczeniu kaszlu, który męczy mnie każdej zimy. W przyszłym roku, jeżeli się uda, a są po temu przesłanki, bo wybija mi w ogrodzie mnóstwo nowych liści, zrobię syrop z dziewanny. W tym roku oprócz suszu udało mi się jedynie nastawić nalewkę, która także ma właściwości lecznicze.





 o

1 komentarz:

  1. U mnie rośnie mnóstwo dziewanny we własnym ogrodzie. Lubie ją - Nie wiedziałam że jest na kaszel...

    OdpowiedzUsuń