środa, 27 marca 2013

Wariatkowo

Jakoś nie potrafiłam się zabrać za pisanie w ostatnich dniach.
W weekend było dość różnych zajęć, ze staniem przy garach włącznie.
Były i przyjemności - moja bratanica skończywszy lat dziewiętnaście świętowała z rodziną.
Pomoc ciotki była w tym roku niewielka, ale się przydała.
Tak się złożyło, że mnie słabość jakaś dopadła w końcu tygodnia. Myślałam, że mnie choróbsko rozkłada na łopatki, ale przeszło bokiem.
Coś jednak w powietrzu krążyło, bo starszego syna dopadło i w niedzielny poranek przywitało nas gorączką.
W gardle pożar, kaszel i gorączka wystarczyły, byśmy na urodzinowy tort pojechali w zmniejszonym składzie.
Nie można było zrobić inaczej niż w poniedziałkowy ranek wybrać się z latoroślą do lekarza.
Po powrocie do domu okazało się, że gorączka wcale nie przeszkadza w nadaktywności i nudzeniu się progenitury. Średnie moje dziecię ma tę ciekawą cechę, że choruje niezwykle rzadko, ale zawsze z jakimiś sensacjami.
Jeżeli kiedykolwiek wzywaliśmy do domu pogotowie - to z jego powodu. Jeżeli musieliśmy wieźć kogoś na pogotowie - to jego. Jeżeli trzeba było podawać kroplówki - tylko jemu.  Jeżeli ktoś stracił przytomności musiałam robić sztuczne oddychanie - to był tylko mój średni synuś.
Aż truchlałam, co będzie tym razem.
Jeszcze nie jest całkiem zdrowy, ale dotąd obyło się bez "atrakcji".
Wczoraj po domu chodził, ale dzisiaj przespał cały dzień.
Tak samo jego młodszy brat - okazało się bowiem, że i najmłodszego choróbsko dopadło.
Chłopcy spali, a cisza w domu była cudowna.
Oczywiście obaj lubią sobie pochorować i lubią, gdy z tej racji się ich obsługuje i im dogadza.
Gorzej, że po południu także Archanioł zaczął pokasływać.
Czyżby wirus czepiał się tylko chromosomy Y?
Wczoraj (już na święta) przyjechała Babcia!
Moje wsparcie psychiczne w leczeniu i zajmowaniu się znudzonymi chorymi.
Nawet ona, która zawsze bierze świat "jak leci" stwierdziła, że jest już umęczona, jak wielu innych ludzi, tą ciągnącą się zimą.
Dziś wykonałyśmy wspólnie na obiad, z córy pomocą, ogromną górę pierogów z kapustą.
Wszyscy rzucili się na nie z wielkim apetytem - wyszły doskonałe.
I tak minęło kilka ostatnich dni - na niczym niezwykłym, ale na sprawach zajmujących na tyle, że weny twórczej do pisania bloga już zabrakło..

Kaczuszka znaleziona w necie służy wyłącznie ociepleniu humorów w tę zimową wiosnę.

4 komentarze:

  1. Miłości, która jest ważniejsza od wszelkich dóbr, zdrowia, które pozwala przetrwać najgorsze. Pracy, która pomaga żyć. Uśmiechów bliskich i nieznajomych, które pozwalają lżej oddychać i szczęścia, które niejednokrotnie ocala nam życie.

    Zatem, staropolskim obyczajem: dużo szynki życzę z jajem, niech zające i barany po spełniają Twoje plany. Święta to jest czas wielki, a więc porzuć swe rozterki. Niech to będzie czas uroczy, życzę Tobie i Twoim Bliskim Radosnych Świąt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno nie dostałam tak pięknych życzeń.
      Chciałabym je z całego serca odwzajemnić, ale słów brakuje.
      Dobra, szczęścia i Bożego błogosławieństwa życzę!

      Usuń
  2. Choróbska sezonowe dzieciaków to nie dopust Boży, a rzecz, z którą trzeba się sezonowo uporać. U mnie nie było wybitnie chorowalnej osobistości i obie odnogi od piekła po drgawkach gorączkowych woziłem do szpitala. Dołączając do tego dwóch synów mojej siostry, stałem się specjalistą u gorączkujących dzieci. Tu chodziło jedynie o opanowanie i stanowcze działania, opanowujące panikę i ordynujące przykładowo chłodną kąpiel miast nie za zimnych okładów.

    Babcia może być pomocą przy dzieciach, jednak gdyby miała jeszcze tę zaletę, żeby nie była jednocześnie teściową, to byłbym się pod tym szczerzej podpisał. ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam najlepszą teściową na świecie!
    O dzieci oczywiście się martwię - byłoby dziwne, gdybym się nie przejęła, ale wiem, że szybko się regenerują i stają na nogi.
    Bardziej martwi mnie Archanioł. Duży, ciężki i uparty ;-)
    Jak tu takiego leczyć? Tym gorzej, że ma robotę nieskończoną.

    OdpowiedzUsuń