niedziela, 3 marca 2013

Niedziela

Jakoś tak zwykle bywa, że kiedy wszyscy dokoła mnie mają niedzielę, ja spędzam więcej czasu niż zwykle w kuchni "przy garach".
Dzień świąteczny domaga się pełnego obiadu, i potraw, które choć trochę różnią się od tych codziennych.
A to mięso inaczej przyprawione ze starannie zrobionym sosikiem.
A to sałatka ma więcej składników, lub robię dwie.
A to rosołek "długo warzony" na stół podaję z drobnym makaronem.
No i ciasto musi być na deser.
Ponieważ u mnie ciasto rzadko ma szanse dotrwać z poprzedniego dnia, więc niedzielne przedpołudnia i poranki miewam na prawdę pracowite.
Dzieci czasami w czymś pomogą, do stołu nakryją, słoiki z kompotem przyniosą, czasami ziemniaki obiorą, ale generalnie wolę żeby mi się pod nogi nie pchali, kiedy robię wszystko na raz.
Tak więc niedziele wcale nie są do specjalnego odpoczynku dla mnie.
Dziś jednak wykorzystałam fakt, że jesteśmy tylko w pięcioro, czyli "we własnym sosie" trochę się zbuntowałm.
 Mój organizm wielkim głosem domagał się jednego dnia lenistwa i zwolnienia tempa.
Rozdzieliłam część czynności pomiędzy rodzinę i zrezygnowałam z pieczenia ciasta.
Od rana oddawałam się słodkiemu lenistwu, wykonywanie wszelkich ruchów ograniczając do minimum.
Nareszcie znalazłam czas i na drzemkę i na czytanie, w tym jednego przypadkiem odkrytego blogu o budowaniu małego kurnika i przydomowym chowie kilku niosek.
Czasami taki dzień nieróbstwa jest bardzo potrzebny, przed kolejnymi zadaniami, które stoją przed nami.
A zadań przede mną jest sporo.
I na ten tydzień i kolejne.

3 komentarze:

  1. Taki dzień leniwca jest potrzebny, nawet najbardziej pracowitej pszczółce:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwłaszcza, że kobitki zwykle najmniej tych niedziel, urlopów i świąt mają ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i dobrze, ze sie zbuntowalas!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń