niedziela, 10 marca 2013

Kwadratura koła

Piękna słoneczna pogoda chwilowo się skończyła.
Niebo zasnute chmurami jakoś sympatycznie nie nastraja.
W tym tygodniu miałam przyjemność spotkać się z paniami nauczycielkami średniego syna.
Zostałam zaproszona na rozmowę.
Nie żeby nawywijał jakoś szczególnie.
Problem w tym, że w odróżnieniu od wielu rozwydrzonych i źle wychowanych dzieci, których wybryki usprawiedliwia się ADHD, moje dziecko ma dawno temu potwierdzoną tę przypadłość. Przez badania (w tym EEG i lekarzy specjalistów).
Co ja się z nim jako dzieciakiem po lekarzach nawłóczyłam - to moje.
Syn się stara z całych sił dobrze uczyć. Wyobraźnię ma ogromną. Dopilnowany ma dobre wyniki w nauce - oprócz matematyki.
Chociaż wcześniejsze badania nie wykazały jakiejś szczególnej dyskalkulii - jego wyobraźnia matematyki nie ogarnia.
Jak niektórzy wiedzą, a jak nie wiedzą to podpowiem, że ADHD objawia się nie, jak się uważa, nigrzecznoscią, a deficytem uwagi.
Dzieci z ADHD nie koniecznie muszą być nadpobudliwe, mogą być nadzwyczaj spokojne - po prostu zawieszają się od nadmiaru bodźców, które równocześnie są zewsząd odbierane przez ich zmysły. Wtedy nie potrafią się skupić na jednej czynności.
Tak też jest z moim synem. W związku z czym bywa że przeszkadza na lekcjach: odwróci się tam, gdzie coś się dzieje, odpowie na słowo rzucone przez kolegów, skupi się na czymś, co nie ma związku z lekcją, nieustannie się wierci, nie łapie o czy w danym momencie jest mowa...
No i tu dochodzimy do sedna.
Siedzę ja i prawie wszystkie nauczycielki syna.
-Dlaczego dziecko z takim deficytem uwagi trafiło do zwykłej klasy? Powinno być w klasie integracyjnej albo na nauczaniu indywidualnym.
- Zgadza się. Tak było w szkole podstawowej.
- Niech Pani z nim idzie do Poradni Pedagogiczno Psychologicznej zrobi badania i załatwi nauczanie indywidualne.
- Byłam, jak co roku od 6 roku życia. Załatwiałam. W opinii psychologów powinien mieć przyznane nauczanie indywidualne. Ale nie dostał, bo pod stosownym dokumentem musi się podpisać lekarz specjalista. Nie podpisał, bo stwierdził, że dziecię ma już 14 lat, nie może zawsze funkcjonować poza klasą i ma się integrować z innymi.
- Ale on się doskonale integruje, ma sympatię kolegów i koleżanek. Tu chodzi o naukę.
- A co ja mam zrobić, skoro specjaliści tak zdecydowali. Moja droga do pomocy dziecku została zamknięta. Zresztą otrzymałam wyraźną informację, że już nie będzie się wydawać skierowań na nauczanie indywidualne dzieciom innym niż kalekie, fizycznie chore, głuche lub niedowidzące.
(Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o jedno.)
- No to co my mamy zrobić? Nie sposób z nim pracować w ponad trzydziestoosobowej klasie.
- A co ja mam zrobić, skoro moje środki działania, jako rodzica zostały wyczerpane? Dziecko ma obowiązek szkolny i spełnia go.
- To może szkoła napisze list do lekarza i poradni PP, że prosi o przyznanie godzin indywidualnych?
- Dobrze, niech szkoła napisze...
Z opuszczonymi płatwami rozstaliśmy się.
Wierzycie, że coś uda się wskórać? - bo ja nie.
Skoro już dawno oszczędzamy na służbie zdrowia, a teraz na szkołach (likwidacja bibliotek i naciski na ograniczenie nauczania wspomagającego), to na czym będziemy oszczędzać dalej?
Już otrzymujemy sugestie żeby jeść szczaw.


6 komentarzy:

  1. Sama zmagalam sie z podobnym problemem, o czym pisalam tu: http://swiattodzungla.blogspot.de/p/owsik.html
    Ale my zyjemy poza Polska, wiec sluzba zdrowia funkcjonuje nieco inaczej. Nikt jednak nigdy nie sugerowal, zeby dziecko uczylo sie indywidualnie.
    Wprost przeciwnie, przy tym schorzeniu, ktore czesto prowadzi do izolacji, kladzie sie nacisk na zycie w grupie. Panie nauczycielki sa po prostu wygodne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat zgadzam się z paniami nauczycielkami.
      Syn jest niesamowicie towarzyski, potrafi łatwo nawiązywać znajomości, więc akurat tego mu nie brakuje.
      Prawdą jest, ze zajęcia indywidualne mu służyły - potrafił się lepiej skupić.
      Odkąd ma lekcje w gimnazjum razem z klasą jego średnia spadła.
      Panie bardzo starają się do niego podejść indywidualnie, jednak jego rozproszenie szkodzi nie tylko jemu, ale przez jego ruchliwość szkodzi całej klasie - rozprasza inne dzieci.
      Mnie wkurza, że o potrzebach dziecka "z czapy" ktoś decyduje, bo ma na względzie kasę miasta.

      Usuń
  2. moja najmłodsza córka [ dzis 20 letnia kobieta] tez miała stwierdzona dyskalkulie, dyslekcje i cała resztę..... był ai jest bardzo spokojnym dzieckiem, w poradni pedagog-psych . była od 3 roku zycia i nawet miała skierowanie do szkoły specjalnej...
    nie zgodziłam sie i pracowałam z nią w domu, nauczanie indywidualne miała przez 3 lata SP,
    a teraz mieszka samodzielnie, uczy sie w klasie przedmaturalnej....
    wiem że nauczyciele ida po najmniejszej linii oporu, a matka najlepiej wie czy dziecko się rozwija czy tez stoi w miejscu
    myslę że twój syn też dojrzeje powoli do spokojnego przyswajania wiedzy,... przecież nie każdy rodzi sie Einsteinem....
    życze synowi powodzenia w nauce a tobie wiele cierpliwości.... sama wiesz ja to jest walczyc z bezduszna machiną edukacyjną
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Za wariatkowo uważam, że ta machina biurokracji nie zgadza się sama ze sobą, bo równocześnie odmawia i żąda nauczania indywidualnego.
    Syn z naszą pomocą wyjdzie na ludzi. Bywa z nim trudno, ale równocześnie jest wielką pomocą i radością. Jest radosny i towarzyski. Byle przetrwać okres szkolny...

    OdpowiedzUsuń
  4. i jak sobie radzić - jako nauczanie indywidualne dołożyć płatne korepetycje? Na to trzeba mieć kupę pieniedzy, no i dziecko siedzi dwa razy dłużej, a przecież w tym rzecz, że i usiedzieć mu trudniej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korepetycje nie mają sensu. Myślę, że poświęcamy mu dostateczną ilość czasu w domu. Problem w tym, że szkoła tylko przeszkadza. Syn szybciej nauczy się wszystkiego w domu, niż siedząc na lekcjach, na których nie potrafi się skupić i przeszkadza. A do szkoły chodzić musi.
      Zresztą z korepetycjami doszlibyśmy do tego samego, co 3/4 społeczeństwa z lekarzami - wszyscy płacą składki, a gdy trzeba lekarza, to i tak idziemy prywatnie bo w państwowych przychodniach nie ma szans.

      Usuń