niedziela, 22 kwietnia 2012

Szkoda róż

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem prac ogrodniczych. Wcześniejsze sprzątanie po zimie było tylko wstępne, zaś ciepło i słońce skłoniło do zaplanowania "zasiewów". Ze względu na wielkiego i ciężkiego psa, w dodatku czującego się królem ogrodu, nie mogę zasiać i posadzić tyle roślin, ile bym chciała. W dodatku wszystko trzeba zabezpieczać przed Panem Psem. To jakaś potrzeba tych kudłatych stworzeń każe im kłaść się na świeżo skopanej (i obsianej) ziemi. Jedynie małą rabatę przy samym wejściu do domu udaje się z trudem zachować w "stanie kwitnącym".

Wysiane zostały nagietki i aksamitki. Marzą mi się jeszcze malwy przy samej ścianie domu - mają szanse przetrwać nie zadeptane przez Kudłatego.
Pracując w ogrodzie cieszyliśmy oczy cudownie kwitnącą magnolią i rozwijającymi się pąkami kwiatów czereśni i śliwy.






Niestety pełnia szczęścia została zakłócona - okazało się, że większość pnących róż nie przetrwała zimy. Cieszyły nasze oczy od kilkunastu lat, a tu nagle... Podejrzenie padło na mrozy. Wszystkie suche pędy zostały wycięte. Pozostały smutne kępki badyli sterczące z ziemi - mam jeszcze nadzieję, że jakieś pędy wybiją z korzeni. Szkoda róż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz