sobota, 25 czerwca 2016

Europejskie tresowanie krokodyla

Detroit - z daleka widać, że coś jest "nie tak" z tym miastem...
Jak wiadomo ze szkoły (choć może nie wszyscy pamiętają), krokodyla wytresować się nie da. Tym drapieżnym gadom po prostu brakuje odpowiednich instrumentów neurologicznych, a mówiąc wprost - brak im szeroko pojętej inteligencji. Nie zapamiętują, nie wyciągają wniosków, po prostu się nie uczą.

Wczoraj Anglicy powiedzieli, że już dłużej nie chcą, by obcy rządzili w ich kraju.
43 lata temu przystąpili do EWG, a potem stali się członkiem Unii po to, by ludziom żyło się łatwiej, i by uprościć kontakty handlowe. Po latach doczekali się najbzdurniejszych przepisów unijnych, narzucania prawa, regulacji najdrobniejszych szczegółów z patrzeniem w gary i pod kołdrę włącznie.
Powiedzieli dość. Wielka szkoda i żal, kiedy ktoś opuszcza towarzystwo, ale według mnie należy na ten fakt spojrzeć też ze zrozumieniem. Przestali się czuć "u siebie".
Tymczasem niemieccy politycy domagają się „wspólnej, europejskiej polityki społecznej”, a także „jednego głosu Europy w sprawach międzynarodowych”.
Według Niemców to nie rządy poszczególnych krajów powinny zadecydować o zmianach czy przyszłości UE, lecz… Parlament Europejski! - i to jest demokracja???
Przecież to otwartym tekstem wypowiedziane zdanie :WŁADZY RAZ ZDOBYTEJ - NIE ODDAMY"
Po utracie członka wspólnoty Niemcy podnoszą krzyk, by obrzydzić koncepcję państw narodowych. Domagają się uwspólnotowienia (cokolwiek to znaczy).
A tak przy okazji nasuwa mi się, że Europa już kiedyś przeżywała "uwspólnotowienie" narzucane przez Niemców - jakoś poszczególne narody i wtedy nie miały nic do gadania.
Ale przechodząc do narzuconego społecznego ujednolicenia narodów...

... dochodzimy do Detroit...
Jedno z piękniejszych, wspaniale rozwijających się miast USA, znane z przemysłu motoryzacyjnego rosło i bogaciło się przez wiele lat.
Ściągały tam tłumnie różne nacje, by szukać dobrych zarobków w fabrykach samochodów. Powstawały kolejne dzielnice narodowe czy rasowe. Była dzielnica chińska, afroamerykańska (co za okropny twór językowy) litewska, niemiecka, polska, żydowska... Można pewnie jeszcze długo wymieniać. Miasto kwitło, przemysł się rozwijał, kontakty między dzielnicami, czyli grupami narodowościowymi były przyjazne i dobrowolne. Do czasu...

Jak w każdej bajce i tu zaczęły mieszać złe siły. W imię poprawności politycznej i eksperymentu socjalnego, mającego na celu przymusową integrację poszczególnych nacji, władze wprowadziły przymusowe osiedlanie obcych kulturowo, językowo i narodowościowo grup w środku istniejących osiedli narodowościowych. Skutkiem tego były niepokoje społeczne, masowe przesiedlanie się mieszkańców poza obręb osiedli (nie potrafili znieść różnych zachowań innych grup), a w efekcie niszczenie miasta, destrukcję więzi społecznych i ogólny upadek przemysłu. Dziś miasto wygląda jak strefa wojny, a niektóre obszary wręcz należy omijać - obcy rzadko wychodzą stamtąd żywi.
Całe dzielnice wyglądają jak po przejściu frontu
Może gdyby najmądrzejsi z mądrych Europejczyków, zamiast uzasadniać przyrośnięcie swoich rewersów do urzędowych foteli, rozejrzeli się po świecie, wyciągnęli by wnioski? Mam jednak wrażenie, że intelektualnie dorównują krokodylom!
Narody mogą ze sobą współistnieć, współpracować, handlować, przyjaźnić się, ale wyłącznie DOBROWOLNIE!
Każdy chce się dobrze czuć w swoim domu, mówić w swoim języku, jeść potrawy, jakie lubi i wychowywać dzieci tak, by były ich podporą na starość. I żadne chcenia i "prawa" tego nie zmienią.
Nasiedlenie obcego lokatora w czyimś domu nie spowoduje wielkiej miłości między właścicielem domu, a obcym. Co najwyżej spowoduje wielkie niesnaski, a może i wzajemne wyniszczanie.
TO wiedzą nawet krokodyle, które trzymając się razem pożerają lub przeganiają obcych...


Szyb do wybijania w budynku dworca wystarczyło na kilka lat

1 komentarz: