poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wytatuowane bydlę

Przez rok z okładem, a może dłużej, dwa domy dalej mieszkała rodzinka. Mama, tata, grzeczna córka w wieku szkolnym i świeżutki dzidziuś. Tatuś co prawda kilka razy dał popis swej elokwencji i znajomości języków - głównie podwórkowej łaciny, rzucał się też w oczy nieograniczoną ilością tatuaży, ale był ciężko pracującym człowiekiem i o rodzinę i dom się starał. Dom owi sąsiedzi wynajmowali, dbali o niego, dzieciom urządzili miejsce do zabaw w ogródku i mieli dwa rozpieszczane koty. Kocura i kotkę.(Popis owej łaciny był ponoć właśnie z powodu psa innej sąsiadki, który za bardzo chciał się z kotami spoufalić.) Kotki wędrowały po okolicy w ślicznych obróżkach, kocurek z dzwoneczkiem, kotka w błyszczącej różowym brokatem. Przyszedł jednak czas, gdy urodził się dzidziuś, i z jakiegoś powodu rodzina musiała się przeprowadzić - bliżej centrum innego miasta, do mieszkania w kamienicy. Cóż więc zrobili dumni właściciele rozpieszczonych, wychowanych w domu kotków? ZOSTAWILI!!!
Przecież koty nie mogą mieszkać w kamienicy.
Kocura łażącego po okolicy przygarnęli nowi najemcy domu, a kotka z jakiejś przyczyny (choć ponoć sterylizowana) nie znalazła nowego domu. Moja bezpośrednia sąsiadka przez cały czas karmiła opuszczoną kicię, ale z wielu względów wziąć do domu nie mogła. Zrobiłam dla niej jakiś czas temu ocieplaną skrzynkę, aby zwierzątko mogło się chować przed zimnem, drżałam, co się z kocinką stanie, gdy były duże mrozy. Na szczęście, dobrze karmiona, przetrwała. Kilka dni temu spojrzałam na prognozę pogody i zmartwiałam - idzie kolejna fala mrozów, nawet do -20 stopni. Żal ścisnął serce, ale przecież to dorosły kot, a my mamy Regisa, którego wszystkie koty, poza naszym Timonem, omijają szrokim łukiem, nie wiedząc, że to chodząca psia miłość i wielki przyjaciel wszystkiego, co mruczy. Zapomnieliśmy, że przecież Kicia, zwana Małpą, też nastała u nas w stanie dorosłym i z Regisem zawarła znajomość bez problemu.
Wczoraj wieczorem Archanioł wracał do domu i po skręcie w naszą uliczkę zobaczył na środku drogi siedzącą kotkę, która absolutnie nie przejmowała się tym, że nadjeżdża coś wielkiego, co może z niej zrobić mało estetyczny placek. Jednym słowem - obraz kociej rezygnacji i żalu. Serce się kroiło, bo choć kotka odkarmiona, jednak została po prostu porzucona i pozbawiona domu, jaki znała przez całe swoje życie. Niestety, nam, obcym nie dała się złapać. Udało się to dziś dokarmiającej ją sąsiadce. Zdążyliśmy przed mrozami! Tym lepiej, że jak się okazało ocieplana budka, wczoraj w nocy została zajęta przez innego kota, który poprzednią mieszkankę bezczelnie przegonił. Kotka została więc bez schronienia. Teraz siedzi w ciepłym biurze Archanioła, bezbłędnie zajęła przygotowane dla niej pudełko wyścielone ciepłym kocem, nie pogardziła michą, kuweta dla panienki też się znalazła. Najbardziej rozbrajające jednak były jej żale. Kiedy poszłam do niej, by się zaznajomić i mówiłam jej różne miłe rzeczy kocia po prostu się żaliła na swój los, a potem... dała się głaskać domagając się jeszcze i jeszcze, i jeszcze. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam było uwolnienie jej od sztywnej, różowej obróżki. Była zachwycona. Nie jest wychudzona, ale głodna człowieczej miłości. Myślę, że z człowiekami w naszym domu szybko się zaprzyjaźni, ale co będzie z Regisem? - nie mam pojęcia, bo psisko starzeje nam się w ostatnim czasie i zapada jakby na coś w postaci psiej demencji starczej. Jeszcze o tym opowiem.
A o poprzednich właścicielach kotki w błyszczącej obroży (której chyba od roku, lub dłużej, nikt nie zdjął jej z szyi nawet na chwilę) myślę jak najgorzej...

2 komentarze:

  1. Witaj i podobno są anioły i własnie taki jeden stanął na drodze kici i ja temu aniołowi dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz ma dobra opiekę i kochającą nową rodzinkę :) Niech się chowa

    OdpowiedzUsuń