wtorek, 20 sierpnia 2013

Szybciutko

Szybciutko mija lato.
No, niby upalne dni ciągną się i ciągną, ale słońce patrzy już na nas jakoś inaczej, wstaje później, spać idzie wcześniej.
Trzeba się spieszyć żeby zamknąć jak najwięcej lata w słoikach, żeby w zimowe dni rozkoszować się jego wspomnieniem.
wisienki
Pamiętacie jeszcze jak późno przyszła w tym roku wiosna? Jak sypała śniegiem - nawet w Wielkanoc?
Miałam tyle planów na zbieranie różnych roślin do słoików. Udało mi się zrobić syropki z wiosennych pokrzyw i miodek z mleczy. Truskawki też znalazły swoje miejsce w słojach. Deszczowa pogoda nie dała szans na zebranie młodego dzikiego szczawiu, za to ten ogrodowy, który pięknie wzeszedł na grządkach, zmarniał mi ze szczętem przez suszę.
Z braku własnych owoców ratujemy się giełdą owocowo - warzywną. Zakupione wiśnie, papryczki i śliwki systematycznie przeprowadzam ze skrzynek do słoików.
papryka marynowana


Tym sposobem, po raz kolejny (a wiem to i na co dzień) przekonałam się, że duża rodzina potrzebuje duuużej kuchni. I nie powinna to być w żadnym wypadku kuchnia połączona z pokojem. Nie pomoże najlepszy wyciąg kuchenny - mój dosłownie "głowę urywa", a pokój i tak jest zaparowany. Zawsze zastanawiam się widząc reklamy ślicznych markowych kuchni, prezentowanych przez piękne panie w sukniach wieczorowych, jak też taka kuchnia wygląda i sprawuje się w ferworze słoikowej walki. Oczywiste jest, że żadna "nowoczesna" kobieta w nowoczesnym wnętrzu nie będzie się parała jakimiś staroświeckimi przetworami - nie od po to mamy postęp w przemyśle spożywczym, żeby samemu stać przy garach. (Ja jednak z uporem maniaka wolę własne wyroby, a w sukni bardziej wolę występować w salonie niż w kuchni.) Cóż reklama lansuje nie tylko meble, ale i styl życia.
sos paprykowo czosnkowy
(Nie przeszkadza mi to w podziwianiu pomysłowości i stylistyki prezentowanych mebli.)
Po raz któryś, w duchu, żałuję połączenia kuchni z pokojem, ale była to życiowa konieczność, by zyskać pokój dla dzieci. Nawet z dzisiejszym doświadczeniem musiałabym zrobić to samo.
Wnioski jednak mogę wyciągać - taka kuchnia jest świetna do odgrzania gotowego dania w kuchence mikrofalowej, albo zrobienia szybkiego obiadku na dwie/trzy osoby. Gotowanie pełnych obiadów dla dużej rodziny, smażenie, pieczenie i w ogóle całe to "babranie", że o przetworach nie wspomnę, nie powinno mieć w takiej kuchni miejsca, gdyż mści się na sprzętach pokojowych i elegancji salonu.
Żeby doprowadzić kuchenny przybytek do standardów ludzkich, biegnę wypełniać moje słoiki, żeby potem je uprzątnąć.
Szybciutko...
Przełożenie 2 skrzynek śliwek do słoików jednak chwilę potrwa...

4 komentarze:

  1. Dość długo zajmowałem się przetworami w słoikach,a to z tego względu,że żona musiała zrywać się do pracy o godzinie trzeciej w nocy i wracała o osiemnastej(praca w Czechosłowacji).Ale jaką ma teraz emeryturę:(((Gdyby nie moja,umarła by z głodu,a przepracowała 32 lata!
    Żona ponownie przejęła dowodzenie i ostatnio zrobiła pyszne dżemy z kabaczków i cukini.
    Obrodziły na wałach z kompostu.Rozdaję sąsiadom,albo bawimy się w handel wymienny.Będę miał też sporo pomidorów z pod folii.Nasiona dostałem z Niemiec.Reszta owoców-marnie.
    Jestem w trakcie dużego remontu i kuchnię też robię z salonem,ale jest możliwość zmiany projektu.Pozdrawiam!Bo wywali komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po własnych doświadczeniach z kuchnią połączoną z pokojem i prowadzeniu NORMALNEGO domu z gotowaniem obiadów, wypiekami, przetworami - nigdy nikomu nie polecę takiego rozwiązania.
    Tak sobie myślę, że my to pewnie już żadnej emerytury nie dostaniemy, na szczycie piramidy byli nasi rodzice, a im dalej tym gorzej, biorąc pod uwagę nieustanne okradanie obywateli tego kraju.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja miałam prawie 30 lat kuchnię połączoną z pokojem dziennym/nie salonem bo eleganckiego salonu nie potrzebuję i nie mam/i nadal bym miała gdyby nie to, że kuchnia była ciemna a mnie się marzył stół pod oknem zastawionym doniczkami z ziołami. Bardzo lubię takie rozwiązanie bo wtedy całe życie dzienne skupia się w jednym miejscu i nie czuję się odizolowana gdy np. robię przetwory...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że taka kuchnia łączy przestrzeń i ludzi - robię swoje i gadam z całą rodziną. Kuchnię mam maleńka, bez stołu, więc siłą rzeczy wiele czynności przenosi się na stół jadalniany - robi się z tego bałagan wszędzie, co się nachlapie zapacia też dywan, a z czasem na meblach, mimo czyszczenia pojawia się subtelny, tłustawy osad. Dodatkowo mam w salonie bibliotekę z jakimiś dwu tysiącami książek, którym kuchenne opary nie służą z całą pewnością. Nie jest to jakaś powalająca ilość, ale kiedy trzeba je co jakiś czas przeczyścić... Odkurzanie boków książek, narażonych na zakurzenie wraz z kuchenną parą, uświadamia mi że należy im się osobne, przyzwoite pomieszczenie. W domu mojego dzieciństwa, jak i w tym, w którym wiodłam nastoletnie życie były ogromne kuchnie - jakże chętnie przebywała w nich cała rodzina, a i goście często woleli w niej posiedzieć, zamiast iść na salony...
      Nie uchronię się też w tej konfiguracji przed zapachem smażenia i gotowania czy ulubionego przez dzieci popcornu, wsiąkającym w firanki i zasłony. Jednym słowem - żyjemy w kuchni, która wchłonęła pokój, z którym się łączy.

      Usuń