poniedziałek, 7 stycznia 2013

Tylko cię miłować potrzeba ...

Kiedyś miałam trochę pieniędzy i postanowiłam ulokować je w (jak mawia mój mąż) "banku ziemskim".
Po prostu kupiliśmy kawałek ziemi w cudnym zakątku świata na skraju Jury.
Wtedy nie trzeba było na to wielkiego majątku.
Gospodarstwo już dawno było zapuszczone - zabrakło sił gospodyni, która została sama na włościach.
Dom przygotowano do generalnego remontu - zerwano podłogi, skuto tynki, wyjęto stolarkę wewnętrzną, rozebrano piece. Ocalały stare, rozpadające się okna.
Urzeczeni urodą okolicy i podwórza, miejscem cichym i ustronnym, zdecydowaliśmy się na zakup z nadzieją na szybkie doprowadzenie domu do stanu używalności.
Jednak czasy dla mnie się zmieniły i remont domu odwlekł się w nieskończoność.
Zniechęceni brakiem dachu nad głową, czyli domu zdatnego do użytku, rzadko zaglądaliśmy przez ostatnie lata na naszą hacjendę.
Czas upływa nieubłaganie i stwierdziliśmy, że to nie w porządku - mieć ziemię i z niej nie korzystać.
 Nie na darmo całe dzieciństwo mama mi śpiewała:
"Oj ziemio, ty ziemio sieroto, jest w tobie i srebro i złoto..."
Tej jesieni postanowiliśmy, że od wiosny zabieramy się do pracy.
Nie będzie łatwo.
Ugór, częściowo zarośnięty brzozami - samosiejkami na ziemi w klasach od trzy do sześć.
W tym spory kawał szczerego piasku z malowniczymi sosenkami.
Jedynie przy domu ziemia wygląda na zdatną do szybkiego przystosowania do upraw.
Zima daje nam czas na planowanie prac i zakupów niezbędnych, by zacząć gospodarować.
Czeka nas karczowanie i intensywne przekopywanie ziemi.
W tym mam już doświadczenie - miałam okazję dwa razy zakładać ogrody na ugorze, na terenie po skończonej budowie.
Kilof i szpadle już czekają. Jednak te narzędzia przydadzą się jedynie do niewielkiego przedogródka. Wszystko, co znajduje się poza podwórzem, a kiedyś było polem uprawnym woła o piłę, siekierę i traktor z pługiem i broną.
Nie wszystko na raz.
Będziemy szczęśliwi, jeżeli w tym roku wydrzemy przyrodzie jakieś trzysta - pięćset metrów kwadratowych. Ma to być zaczątek ogrodu warzywnego. W planie jest ogrodzenie tego spłachetka i posadzenie chociaż kilku krzaczków owocowych: agrestu, porzeczek, malin.
Jeżeli miejsca będzie dosyć, to możliwe, że i drzewka owocowe znajdą tam swoje miejsce.
Ale z tym ostrożnie - ogrodzenie musi być skuteczne, bo niedaleki las ze zwierzyną budzi nasze obawy o los sadzonych roślin.
Od czegoś trzeba zacząć. Gdyby udał się plan minimum - w przyszłym roku pójdziemy dalej.
Będziemy chcieli odzyskać kawałek pola i łąki. Tu będą potrzebne maszyny - czytaj = sąsiedzi.
Do (już niedalekiej) wiosny mamy czas by kompletować narzędzia.
Pamiętam, że jeden z ogrodów w moim życiu brał początek od zdzierania  darni tak zbitej, że trudno było w nią wbić kilof. Żadna maszyna nie mogła tam wjechać, dlatego zdzieraliśmy to, co nam przeszkadzało, metr po metrze, dzień po dniu. Bolały plecy i ręce, ale kiedy było widać efekt - chciało się pracować dalej.
Szpadle są już nawet tam, na wsi.
Oczywiście następne w kolejce będą piły i siekiery. Mam zamiar kupić jakąś solidną, która się nie rozpadnie i nie złamie przy pierwszych twardszych kawałkach drewna, a takie - tanie nie są.
Jeszcze sekatory, motyczki, grabie... Coś na pewno pominęłam. W razie możliwości użycia - czeka kosiarka i glebogryzarka. Do miejsc trudniejszych przyda się na pewno prawdziwa kosa, a może nabędziemy mechaniczną, spalinową?
Teraz czeka mnie jeszcze planowanie roślin jednorocznych.
Pojęcia nie mam jak prędko będę miała ziemię do dyspozycji.
Chcemy zacząć na wiosnę, najwcześniej jak się da. Na początku będą to tylko weekendy i dni wolne od szkoły. Potem całe wakacje.
Możliwe, że w tym roku skończy się tylko na jakichś roślinach na zielony nawóz.
Byłabym szczęśliwa, gdyby dało się posiać i zebrać trochę marchewki, pietruszki i buraków. O pomidorach nawet nie marzę, a bardzo chciałabym mieć dość własnych, żeby zrobić chociaż trochę słoików z przecierem na zimę.
Pomarzyć można.
Taki jest plan minimum na ten rok, ale co dojedzie do skutku i co się uda - życie pokaże.
Już zeszłego lata chcieliśmy wyjechać "do siebie". Wtedy pilne sprawy zawodowe zabrały mężowi cały wolny czas, a bez jego sił sama niewiele zrobię.
Wakacje w mieście zawsze przysparzają nam kłopotów z zapewnieniem dzieciom dostatecznej ilości atrakcji i zajęć. Tym razem postanowiliśmy je spędzić na własnej ziemi.
Nawet gdyby gościł nas tylko namiot, a jedynym zapleczem był "domek z serduszkiem".
Na szczęście w otoczeniu lasów i pól, z drogami, które tylko czekają na rowerzystów, dzieci nie będą się nudzić. Okolica zaś obfituje w ciekawe miejsca przyrodnicze i historyczne. Byle pogoda dopisała.
Zobaczymy.
Trzymajcie kciuki za moje marzenia i siły do ciężkiej pracy.

Oj, ziemio, ty ziemio sieroto,
Jest w tobie i srebro, i złoto,
Jest w tobie dla wszystkich dość chleba,
Tylko cię miłować potrzeba!...

Oj, ziemio, ty matko rodzona,
Przytulasz ty wszystkich do łona,
Oj, dajesz ty życiu swe siły,
A kwiecie rozkwiecasz z mogiły!

Oj, ziemio, ty ziemio kochana,
Nie byłaś ty pługiem orana!
Nie byłaś zroszona ty potem
Ni ziarnem obsiana tym złotym!

Wszystkim, którzy mają jakieś dobre rady w zanadrzu, będę wdzięczna za podzielenie się nimi!

2 komentarze:

  1. Gabrysiu już trzymam kciuki :) za Twoją marchewkę , pomidory też posadź , czeka Was dużo pracy , ale potem będziesz miała być z czego dumna , a warzywa czy owoce będą miały niepowtarzalny smak , bo będą TWOJE :)
    Miłej nocki życzę

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie dzięki. potrzebne mi będzie wsparcie, a najbardziej, gdy na rękach porobią się bąble. Wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń