Wczoraj wieczorem w "Mojej Małej Zagrodzie" odbył się wieczór babskich pogaduszek, zwany inaczej Sabatem Czarownic.
Było sympatycznie i miło - włączyłam się z przyjemnością, wessało mnie i przykleiło do klawiatury do tego stopnia, ze zapomniałam o nastawionym na dzisiejszy obiad rosołku.
Zapomniałam nawet zmniejszyć płomień.
Skutek był taki, że zupka zalała ogień i gaz ulatniał się bezkarnie.
Dziękować ludziom, którzy wymyślili dodawanie śmierdzącej substancji do gazu.
Dzięki temu wszystko skończyło się na wietrzeniu domu, a wyciąg kuchenny pracował jeszcze przez pół nocy. W domku unosi się jeszcze delikatny smrodek, ale to wymaga chyba intensywnego wietrzenia, co przy obecnych temperaturach raczej sobie daruję.
Drogie Czarownice i Czarodzieje - oddając się miłym spotkaniom, zapomnijcie o czynnościach przyziemnych - wszelkie kotły i kociołki niech poczekają na Waszą pełną uwagę.
A to dopiero! Przez te nocne ploty mielibysmy ofiare na blogowisku.
OdpowiedzUsuńKiedy ja cos gotuje i musze opuscic kuchnie, zawsze nastawiam sobie minutnik. Jesli sie zapomne i zajme czyms innym, to mnie on w pore przywola. Polecam.
Gabrysiu to Ci kocioł wykipiał :)
OdpowiedzUsuńA tak poważnie dobrze że się nic nie stało , już jak znikłaś myślałam co i jak :)
Ściskam Cię moja czarownico ale dobra :)
Ilona
Na szczęście moi panowie czuwali i nas uratowali.
OdpowiedzUsuńTrochę Wam zazdroszczę tych pogaduch.A smrodek się wywietrzy. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTeż tam byłam. Miód i wino piłam. A nade wszystko siostrzaną bliskościa się napełniłam i o dziwo, niczeego w tym czasie nie przypaliłam!:-)
OdpowiedzUsuńAlino, przyłącz się i Ty!
OdpowiedzUsuńOlga - proszona jest o zrymowanie ostrzeżenia o wyłączaniu piecyków, którym proponuję rozpoczynać kolejne sabaty ;-)
Nawiasem mówiąc cierpnę - gdyby chłopcy już poszli spać, a ja posiedziałabym trochę dłużej w pokoju obok...