Już chyba niewielu wie, co to jest prawdziwe mleko i jak smakuje.
Biały płyn, który kupujemy w kartonikach zachował tylko nazwę i namiastkę smaku.
Krowie mleko, po przybyciu do przetwórni rozkłada się na czynniki pierwsze - tłuszcze, białka, serwatkę, po to by poskładać je na nowo z "właściwą" zawartością, jednakową dla wszystkich partii produkowanego płynu. Wszystko jest oczywiście sterylizowane w UHT - czyli przegrzane do temperatury 130 - 150 stopni Celsjusza. Jakakolwiek bakteria nie ma szans na przeżycie. Jest to robione oczywiście w trosce o nasze zdrowie (zabijamy bakterie chorobotwórcze: jakieś Shigelle, Listerie, Yersinie, itd) ale zabijamy też te, dzięki którym możemy spożywać zsiadłe mleko i serek.
Dodatkowo prawie doskonale jałowe mleko, nie mając własnych obrońców (lactobacteriaceae) jest doskonałą pożywką dla wszystkiego co unosi się w powietrzu lub może się w nim znaleźć przez kontakt z przedmiotami domowymi.
Efekt?
Spróbujcie nastawić "mleko ze sklepu" na zsiadłe.
W dziewiętnastu przypadkach na dwadzieścia wszystko nam zgnije.
Mleko stanie się gorzkie, śmierdzące, niejadalne. Kiedyś - aż trudno uwierzyć - przybrało mi delikatnie zielonkawy kolor.
Skąd wziął mi się dziś taki temat ?
Otóż ze spojrzenia na świat z bliska.
W ramach prac pożytecznych na rzecz utrzymania domu, czyli współpracy z Panem Mężem, siedzę od jakiegoś czasu żmudnie stwarzając bazę danych potencjalnych klientów.
W ostatnich dniach padło na zlewnie mleka i zakłady przetwórcze tegoż.
I co się okazuje.
Zlewnie mleka praktycznie zaniknęły.
To co kilkanaście lat temu pozwalało zebrać od rolników produkty ich krów, jest teraz w każdym zakątku kraju wyprzedawane.
I słusznie skoro stoją nie używane.
Kolejne spostrzeżenie jest takie: nie ma małych, gminnych zlewni mleka, bo teraz rynek został przejęty przez ogromne przetwórnie.
Ekonomia, panie dziejku, ekonomia...
A ogromna przetwórnia nie ma interesu w skupywaniu jednej, dwu baniek mleka, które świtkiem zbiera się na Żuka z platform ustawionych przed gospodarstwem (pamiętacie?) i zawozi do zlewni, a potem do przetwórni.
Teraz do przetwórni przyjeżdża cysterna z mlekiem od producenta, który ma krów kilkaset.
Wszystko logiczne i ekonomicznie uzasadnione.
Ale...
Taka ilość krów powoduje, że nieustannie szuka się potanienia paszy, którymi są karmione.
Potanienie to często odbija się na jakości.
Dodatkowo, jak każda monokultura - tu monokultura hodowli - narażona jest na szybkie przenoszenie się chorób wśród zwierząt. To z kolei powoduje podawanie zwierzętom środków medycznych.
Tak, wiem, są okresy karencji, kwarantanny, ale dochodzimy w nich do ograniczenia substancji szkodliwych, a nie do wykluczenia. Bo produkcja musi być.
Ekonomia.
I tak księgowość wyparła produkt naturalny, który niektórzy pamiętają jeszcze z dzieciństwa, a który moja babcia i mama przetwarzały w najlepsze na świecie zsiadłe mleko i biały serek.
Dziś uzupełniamy bakterie mlekowe w organizmie (naszego przyjaciela i obrońcę przed chorobami) łykając tabletki lub proszki.
Kiedyś wystarczyło zsiadłym mlekiem popić ziemniaczki, przekąsić kiszony ogórek lub zjeść do obiadu kiszoną kapustę...
Dziś zsiadłe mleko jest zapomniane, ogórków kiszonych w miastach zjadamy bardzo mało, a kiszona kapusta jest w nieustannym odwrocie...
W Polsce chyba jeszcze nie mamy stad mlecznych, które całe życie, jak kurczaki, spędzają pod dachem - tak jak dzieje się to na zachodzie europy i w Stanach.
Tam, gdy widać na wybiegu stado krów, to są to zwykle krowy mięsne. Tych się nie doi, chodzą sobie po prerii, żrą trawę i rosną na steki.
Nasze krowy jeszcze widzą słońce.
PS
Dowiedziałam się, że jednak mamy już krowy, które całe życie nie wychodzą z obory...
Pamiętam zsiadłe mleko. Wystarczyło ono i ziemniaki ze skwarkami. Obiad jak marzenie...
OdpowiedzUsuńproszę wyłącz weryfikację obrazkową ;)
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze tak źle nie jest. Działa w okolicy bardzo dobra spółdzielnie mleczarska (Międzybórz) i nawet się trzyma. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMam już Międzybórz na liście ;-) Ciekawe, czy kiedyś tam pojadę?
UsuńSwoją drogą niewiele wiem o tych okolicach.
Spółdzielni mleczarskich jest jeszcze trochę w Polsce - inaczej nie mielibyśmy mleka i a mój mąż nie mógłby się wykazać swoimi rozwiązaniami technicznymi.
Mnie w stan osłupienia wprawiło ogólnopolskie wyprzedawanie zlewni mleka. Wiadomo, że mleko musi być schłodzone w ciągu 2 godzin od udoju i że OSM nie kupują już mleka w bańkach. Do tego służą zbiorniki/cysterny ze schładzaniem (takimi dowozi się do przetwórni). Wiadomo, że rolnik, który trzyma kilka krów nie kupi takiego (po pierwsze drogo, po drugie - nie opłaca się poniżej pewnego poziomu produkowanego mleka) - musi współpracować z innym. Niestety u nas chyba nie dzieje się to często i tym sposobem małe gospodarstwa przestają mieć rację bytu, a my pijemy mleko z masowych hodowli.
U nas to jest tak: krów się z zasady ręcznie nie doi, wszyscy którzy jeszcze mają krowy - mają też elektryczne dojarki.
UsuńPrzy czym:
- ci co mają kilka - kilkanaście krów, zlewają mleko do przenośnych, około 100-litrowych zbiorników na kółkach, gdzie jest ono wstępnie schładzane,
- ci, co mają więcej krów (ale kilkaset to w okolicy nikt nie ma - góra to 30 - 40), mają stacjonarne zbiorniki 1000-litrowe z własną instalacją chłodniczą.
W obu przypadkach - mleko jest praktycznie wyjaławiane zaraz po udoju, więc nawet kupując "wprost od rolnika" - zsiadłego się nie zrobi.
A drugiego dnia strasznie jedzie kiszonką z kukurydzy!
Co dwa dni przez wieś przejeżdża cysterna i zbiera całe mleko od wszystkich gospodarzy.
Oczywiście - nikt nie kupuje własnej cysterny!
Czy dobrze myślę, że schładzanie nie wyjaławia ?(temu służy pasteryzacja lub UHT), a tylko nie dopuszcza do rozmnażania będących w mleku różnorakich bakterii. (podwajają swoją ilość w sprzyjających warunkach mniej-więcej co godzinę). Dłuuugo brałam mleko od kolegi, który miał gospodarstwo. Mleko schłodzone, w ciepłej kuchni zsiadało się tak samo dobrze, jak to prosto od krowy, trwało to tylko czasami dzień dłużej.
UsuńTej kiszonki z kukurydzy w zapachu mleka szczerze współczuję. Wynika z tego, że "optymalizacja" kosztów żywienia dotyka tak samo małe stada, jak wielkie.
Gabrysiu , dziś kupiłam sobie mleko i maślankę z targu od babki , zawsze co tydzień kupuję bez porównania , z sklepowym , i już dawno chciałam napisać abyś tę weryfikację wyłączyła bo nieraz ciężko coś opublikować :)
OdpowiedzUsuńMiłego piątku :)
Ja też kocham takie mleczko.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziała, że zostawiłam tę weryfikację nie wyłączoną.
Upraszam wszystkich wybaczenia.
Mozna i w supermarkecie dostac swieze mleko i nawet nastawic je na zsiadle, ale to juz nie to samo mleko, co onegdaj. Zsiadle mozna bylo nozem kroic, a to...
OdpowiedzUsuńOstatnio czytałam, że w supermarketach świeże znaczy, że naprawdę świeże było około trzy doby temu. To mleko, które kupujemy jako prawdziwe i nadające się na zsiadłe, było tak samo od nowa "poskładane" jak to kartonikowe, dodano tylko do niego trochę bakterii mlekowych.
Usuń"Polskie prawo, zintegrowane z prawem Unii Europejskiej zakazuje produkcji i dystrybucji mleka niepasteryzowanego."
Przy przetwórstwie na szeroką skalę jest to uzasadnione względami higienicznymi.
Pozostają nam tylko baby na targu, ale i te łamią prawo.
W Kanadzie znalazła się firma, która znalazła obejście dla podobnych przepisów i sprzedaje mleko niepasteryzowane jako produkt kolekcjonerski, a śmietanę jako środek do masażu.
Polacy kiedyś też potrafili, teraz jakoś oklapli...
Dobra sprawdzamy i napiszę Ci że jak miałam się użerać nie raz z tą weryfikacją to komentarza odechciewało mi się pisać :)
OdpowiedzUsuńSprawdzam
Już tego dziadostwa nie ma :))))czytaj weryfikacji :)
UsuńDziękuję za odwiedziny .Bardzo ciekawy post.Smak mleka pamiętam bardzo dobrze z domu rodzinnego.Kiedy zamieszkałam w lesie piję kozie mleko i bardzo nam smakuje.Robię serki a nawet masełko.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Szczerze zazdroszczę tym, co mają własne, czy choćby u sąsiada mleko czy sery - obojętnie czy krowie, czy kozie. Ja, w mieście, jestem skazana na biały płyn.
Usuńoj znam ten problem, pisałam u siebie na blogu o mleku 'OD KROWY "....
OdpowiedzUsuńkoziego nie znam ...a szkoda
Odkąd popróbowałam koziego mleka "z kozami w tle" - ciągle za mną chodzi. Bałam się koziego posmaku, a tu taka dobroć...
OdpowiedzUsuńJeszcze dodaj hormony i antybiotyk, którymi faszerowane są krowy. Wogóle krowy na wielkich mlecznych farmach mają bardzo nieciekawy żywot (posta na ten temat mam w głowie, jeszcze tylko trzeba napisać!). No i mleko ogólnie, w nadmiarze, jest bardziej szkodliwe niż dobroczynne...
OdpowiedzUsuńDla mnie osobiście. mleko to zabielacz do kawy, ale dzieci spożywają hurtowo. W okolicy nie ma już gospodarstw, a kozy to ostatnie tu były, gdy ja miałam 2 latka. Najbliższy targ z prawdziwym mlekiem od baby dość kawałek ...
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubię miasta!
OdpowiedzUsuńa ja osobiscie lubie takie chude, bezsmaczne mleko- tak już mam od najmłodszych lat- pamiętam , że jak się zbierała w butelkach taka śmietanka na górze, to musiałam to odcedzić, bo mnie na wymioty brało... i nigdy! ale to nigdy!! nie wypiłabym mleka prosto od krowy!! brrr...
nie ma co za duzo myśleć, bo by człowiek nic nie mógł jeść...
a z zsiadłym mlekiem jak z zakwasem- trzeba do tego jałowego sklepowego, dodać troszkę kwaśnego i się zsiądzie...
i jogurcik tak można zrobić...
serdeczne
We're a group of volunteers and opening a new scheme in our community. Your site offered us with valuable information to work on. You have done a formidable job and our whole community will be grateful to you.
OdpowiedzUsuńMy website - payday loans for bad credit