piątek, 31 stycznia 2014

Bumerang -

Jak bumerang przed wiosną wraca do mnie temat rozwiązania problemów... toaletowych na wsi.
Wieś nie ma kanalizacji i chyba nieprędko będzie ją mieć, skoro cała liczy ledwo ponad trzydzieści numerów, z czego zamieszkałych jest około trzech czwartych domów. Dokoła znajdują się wsie podobnej wielkości, niektóre zaludnione w jeszcze mniejszym stopniu.
Brak rozwiązania sanitarnego zniechęca do częstych i dłuższych wyjazdów na włości.
Rozwiązaniem byłby domek z serduszkiem, ale taki z dziurą w ziemi pod przybytkiem nie wchodzi w rachubę ze względu na płytkie wody podskórne.
W internecie pełno jest informacji o toaletach kompostujących, o sposobie ich budowania i użytkowania, i wszelkich zaletach związanych z tym, że kłopotliwy dowód naszego życia zostaje zmineralizowany.
Ale co dalej?
Angielskojęzyczne strony podają radośnie, że po rocznym przekompostowaniu uzyskany produkt nadaje się do użyźniania ziemi: pól, ogrodów, działek.
Tymczasem wszystkie spotkane przeze mnie publikacje mówią, że produkty ludzkiej przemiany materii nie nadają się do kompostowania. Wikipedia mówi: Odchody zwierząt innych niż roślinożerne nie powinny być nigdy kompostowane, podobnie jak odchody ludzkie i zwierząt domowych.
Za to pod hasłem "toaleta kompostująca" czytamy:
Zetknięcie się z nieodpowiednio lub niecałkowicie skompostowanymi ludzkimi odchodami może być niebezpieczne, ponieważ mogą one zawierać bakterie i inne patogeny związane z chorobami ludzkimi. Z tego powodu kompost z odchodów ludzkich nie powinien być używany jako nawóz bez uprzedniego upewnienia się, że jest on całkowicie przetworzony. W trakcie kompostowania masa powinna osiągnąć temperaturę około 40-50 stopni Celsjusza. Centrum Technologii Alternatywnej z Walii zaleca, by w klimacie umiarkowanym, takim jak w Polsce, gdzie prawdziwy rozkład przez bakterie ciepłolubne może nie nastąpić, ludzkie odchody były trzymane w kompostowniku przez co najmniej rok, by można było mieć pewność, że nastąpił całkowity rozkład odchodów. Centrum to zaleca również nieużywanie nawozu z ludzkich odchodów bezpośrednio przy warzywach, takich jak sałata, która rośnie przy ziemi, dopuszczając użycie go do nawożenia krzewów oraz drzew owocowych.
No to używać, czy nie używać?
Bakterie, wirusy, pasożyty mają szanse zginąć w dłużej utrzymującej się, wysokiej temperaturze jaką daje pryzma kompostowa, ale co z owymi dziwnymi białkami zwanymi prionami? Są, czy ich nie ma w takim kompoście? Jeżeli są, to jak przetworzą je rośliny? Czy dodawanie odpowiednich bakterii do pryzmy kompostowej mogłoby pomóc? W oczyszczalniach ścieków bakterie radzą sobie doskonale.
Mogę takiego kompostu nie używać do użyźniania ziemi uprawnej, jednak co wtedy z nim zrobić?
Jeżeli ktokolwiek ma wiedzę lub/i doświadczenie dotyczące tych zagadnień, proszony jest o podzielenie się.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

"Szybkie" słonie

"Szybkie", bo szyte ekspresowo na prośbę mojej kochanej teściowej.
Wymyśliła taki dodatek do prezentu ślubnego dla młodej pary.
Błyskawiczny projekt słoniowej podusi
Babcia wybiera się złożyć życzenia, a że ma zwyczaj zaskakiwać jakimiś oryginalnymi dodatkami, to tym razem wymyśliła parę słoników na szczęście.
Czasu było mało, bo dziś jeszcze muszę zwierzaki wysłać, żeby zdążyły dotrzeć przed ślubem.
Pośpiech nie pozwolił mi na zabawy z czworonogami, dlatego powstały "dwunogi", czyli słonikowe podusie.
momentalny dobór materiałów
Szybki "projekt", potem dobór materiałów - miała być parka: chłopczyk i dziewczynka.
No i ekspresowe wykonanie. Przymierzanie, odmierzanie, równe przyszywanie oczu i uszek.
zakochana para
Najwięcej czasu zajęło mi ręczne zaszywanie brzuszków, po wypełnieniu pluszaków owatą.
Wyszła całkiem zgrabna parka w cukierkowych kolorach.
Pan Słoń dostał gustowne muszki (jedną na ogonku)
Pani Słoniowa dostała korale i kolczyki
Powiem Wam jeszcze, że moje słonie mają wielką szansę pojechać do Kenii. Może zobaczą pierwowzór i się zdziwią?...

niedziela, 19 stycznia 2014

Równia pochyła

Ostatnie dni upływają mi na ślęczeniu nad papierzyskami, zwykłymi pracami domowymi, przyglądaniu się przyrodzie reagującej na niezwykłą w o tej porze roku temperaturę, próbach organizowania pomocy dla bardzo chorej mamy siódemki dzieci i całej ich rodziny.
W przekładaniu papierów nie znalazłam, jak zwykle nic ciekawego, jednak już robiąc jeden z obiadów dokonałam mimochodem interesującej obserwacji.
nawet aparat w telefonie uchwycił różnice
Całe życie wydawało mi się, że świeże mięso pozostawione na powietrzu traci kolor, wygląda jakby spłowiało, czy też zszarzało i dopiero przekrojenie pokazywało znów jego różowawy kolor. Tymczasem krojąc ostatnio świeże mięsko o intensywnym, czerwonym kolorze (zbyt intensywnym?), ze zdziwieniem stwierdziłam, że pod cieniutką warstwą czerwieni znajduje się mięsko spłowiałego, szaro różowego koloru. Czyżby znów ktoś maczał palce w kolorowaniu naszego jedzenia? Co właściwie mogę jeszcze kupować w sklepie?
Na pocieszenie, ekologiczny kurczak z Podlasia, okazał się prawdziwym kurczakiem, a nie wyrobem kurczakopodobnym. Przynajmniej wyraźnie różnił się po upieczeniu, od innych sklepowych spoistością mięsa, twardością kości i wyraźnie smakiem. Wracam więc do marzeń o własnych kurczakach chodzących po podwórku...

wierzba kolorem ogłosiła już wiosnę
Poranki o tej porze roku bywały zwykle ciemne, jeżeli padał śnieg, lub skrzące, jeżeli niebo było czyste, a promienie słońca odbijały się w płatkach śniegu. Tymczasem nasze poranki mogłyby wyglądać podobnie w listopadzie lub w marcu. Pijąc poranną kawę patrzę, jak cień domu, oświetlonego słońcem, przesuwa się po zieloniutkich świerkach, brakuje tylko liści na czereśni w głębi ogrodu.
cień domu na zielonych świerkach
Przechodząc tu i ówdzie oglądam nabrzmiałe pąki bzów, niemal rozkwitłe drzewa owocowe, kiełkujące krokusy, zieleniące się gałązki wierzby. Najpierw cieszyłam się, że nie ma śniegu, potem, martwiłam się, że go nie ma, a teraz obawiam się, że nie zdąży spaść, zanim mróz zetnie wszystkie czekające na wiosnę rośliny. Ptaki koncertowały dziś zupełnie wiosennie. Mam nadzieję, że wstrzymają się jeszcze ze składaniem jaj, ponieważ zima jednak nadchodzi. Wygląda na to, że od razu zacznie nadrabiać opóźnienia i braki. Nagle z kilkunastu dodatnich stopni słupek rtęci spadnie o kilkanaście stopni poniżej zera. Wykres temperatury na kilka najbliższych dni zaczął przypominać równię pochyłą...


równia pochyła wykresu temperatury na najbliższe dni


środa, 15 stycznia 2014

Wielkie serca

Wiem, że mój apel o pomoc potrzebującej rodzinie przyniósł już skutek.
Został zażegnany wielki kryzys związany z chorobą piątki dzieci, z których jedno znalazło się w szpitalu z zapaleniem płuc. Dzięki waszej pomocy można było wykupić leki i jak już wcześniej pisałam, został podłączony prąd. Sprawa ogrzewania też chwilowo jest załatwiona.
Ponieważ stan mamy w tej rodzinie jest poważny z mało optymistycznymi rokowaniami, proszę, by ktokolwiek może, choć odrobinkę wspomagał tę rodzinę. Ich potrzeby są ogromne, a problemy zaczęły się właśnie z powodu ciężkiej choroby matki. Dawali radę, dopóki oboje rodziców było w stanie pracować.
Kto znajdzie możliwości niech pomaga, zanim znów nawarstwią się problemy, lub zanim dzieci zostaną im odebrane z powodu złego statusu materialnego, co niestety coraz częściej praktykuje się w naszym kraju...

wtorek, 14 stycznia 2014

Z czego śmieją się gimnazjaliści...

W drugiej klasie gimnazjum - rocznik piętnastolatków - na lekcji historii była mowa o II Wojnie Światowej i o masowej likwidacji ludności polskiej i żydowskiej. Do opowiadania pani o niemieckim obozie zagłady w Oświęcimiu włączył się mój syn. Jako, że historia przez nasz dom przewija się ciągle, nasze opowiadania i rozmowy utkwiły w głowie dziecka, które swoim rówieśnikom opowiedziało o losach ludzi przywożonych do obozu; o ich traktowaniu, o warunkach bytowych, o sposobie uśmiercania, o traktowaniu więźniów, a następnie ich szczątków.
Szczególną wesołość budziło, u tych niemal dorosłych nastolatków, opowiadanie o wpuszczaniu ludzi do pomieszczeń prysznicowych zamienionych w komory gazowe, z których wynoszono już tylko ludzkie zwłoki. Następną salwą śmiechu młodzież przywitała stwierdzenie, że ludzkie szczątki próbowano wykorzystać nawet do wyrobu mydła. Nie lepiej było przy paleniu zamordowanych w piecach. Zdziwienie i dezorientację syna budziła absolutna niewiedza rówieśników o tamtych wydarzeniach, a następnie reakcje klasy na opowieść o ludzkich tragediach i okrucieństwie okupantów.
I pomyśleć, że kiedyś nastolatki w tym wieku walczyły o Polskę z karabinami w rękach. 
Syn też jest nastolatkiem: roztrzepanym, wesołym często jeszcze nieodpowiedzialnym. Nie należy do wzorowych uczniów, ale tym razem test z człowieczeństwa zdał jako jeden z kilkorga w klasie.
DLACZEGO nastolatki nie wiedzą, że była taka straszna wojna?
Dlaczego śmieszy ich ludobójstwo?
Dlaczego ich wyobraźnia zamienia ludzką tragedię w temat do głupawych dowcipów?
Dlaczego z prawie trzydziestki dzieci tylko jedno miało pojęcie (nie pierwszy raz) o wydarzeniach z przeszłości?
... na co oni jeszcze czekają?...
To się dzieje. To się stało JUŻ.
Już nie znamy historii. Już nasza przeszłość jest niczym wartym zainteresowania.
Nasza młodzież już spokojnie łyknie każdą durnotę i przekłamanie na temat historii, a co za tym idzie, nie poczuje dumy z bycia Polakiem.
A powodów do dumy mamy wiele.
To dlatego mój syn zgłosił się do zrobienia gazetki o Henryku Sławiku, a córka na ochotnika poprowadzi jutro o nim lekcję w liceum.
Ktoś wie kto to był? Tak bez szperania w googlu?
Na szczęście Sejmik Śląski pamięta i ogłosił go patronem tego roku w moim mieście.
Schindlera znają wszyscy. A jednak "lista Sławika" była kilkadziesiąt razy dluższa.
To wspomnienia o takich ludziach przypominają nam o naszej narodowej dumie.
A ja jestem dumna z moich dzieci.

niedziela, 12 stycznia 2014

Wyspy szczęśliwe

"moje gotowanie" pokazało ten pyszny deser
Kiedy w latach sześćdziesiątych pewien gentleman w londyńskim Hyde Parku zachwalał socjalizm i program partii socjalistycznej, przekonywał, że kiedy ta część polityków dojdzie do władzy, to każdy Brytyjczyk codziennie będzie mógł jeść poziomki z bitą śmietaną. Na co jeden z słuchających odezwał się: - ale ja nie lubię poziomek ze śmietaną! Odpowiedź mówcy była szybka i krótka: - nie szkodzi, będziesz musiał je jeść!
Opowieść funkcjonuje jako anegdota i byłaby śmieszna, gdyby nie przykłady z życia, które pokazują, że takie uszczęśliwianie ludzi funkcjonuje powszechnie.
Żebyśmy byli jeszcze szczęśliwsi już niedługo będziemy płacić obowiązkowe opłaty za możliwość oglądania telewizji.
Otóż to! Za MOŻLIWOŚĆ.
Czytał mi Archanioł o tym wspaniałym planie załatania budżetu telewizji publicznej, i w pierwszym odruchu pomyślałam: co mi tam, przecież my i tak telewizji nie oglądamy, więc nas to nie dotyczy. Nic z tego. Żyjemy na "wyspach szczęśliwych", gdzie każdy obywatel ma możliwość korzystania z telewizji. Jeżeli nie korzysta - jego strata, płacić musi.
Nie pierwszy to zresztą przypadek uszczęśliwiania nas.
Wszak wszyscy płacimy za możliwość korzystania z służby zdrowia.
Że nie korzystamy, bo nie można się dopchać do kolejki?
Nasza strata - trzeba było się lepiej ustawiać.
Myślę, że takich przykładów znajdziemy więcej.
Najważniejsze, że ktoś dba o potencjalne możliwości...

sobota, 11 stycznia 2014

Dezorientacja

Nasze organizmy i świadomość chyba są nieco zdezorientowane tym, co dzieje się w pogodzie.
Ostatnio, przy jasno świecącym słoneczku, dopadł mnie absolutnie wiosenny nastrój i wena do prac i planów ogrodowych.
Z całą pewnością wyciągnęłam wnioski z zeszłorocznych problemów z nawadnianiem moich grządek.
Tych kilkadziesiąt metrów kwadratowych mocno podniosło moje rachunki za wodę w pierwszej fazie po wysianiu nasionek. Dopiero ściółkowanie grządek przeznaczonych pod pomidory pokazały mi, że jest to doskonały sposób na ograniczenie zużycia wody. Po różnych poszukiwaniach dotarłam do bardzo prostych sposobów bezpośredniego nawadniania roślin, ułatwiającego maksymalne oszczędności wody. 
Wystarczy np. przy każdym krzaku pomidora umieścić plastikową butelkę z obciętym dnem i szyjką wkopaną tuż przy korzeniach warzywa. Woda wlana do butelki będzie przenikała bezpośrednio w bryłę korzeniową bez parowania z niewykorzystanej powierzchni. Jeżeli do tego dołożymy ściółkowanie, z całą pewnością rachunki za wodę nie rzucą już na kolana. Podobnie zresztą można nawadniać większe donice lub wiszące pojemniku z roślinami.
Dobrze zadziałają"wieże" z plastikowych butelek. Te ostatnie postaram się wykorzystać z kilku powodów.
Po pierwsze: ubiegła, przedłużająca się zima spowodowała, że długo nie można było korzystać z zamarzniętej ziemi. Po drugie: mój maleńki ogródek nie pozwala mi na zasadzenie wszystkich roślin, jakie chciałabym mieć, a wertykalne grządki pozwalają na lepsze wykorzystanie powierzchni. Do tego znów dochodzi oszczędność w wykorzystaniu wody.
Dla mnie będzie to oczywiście eksperyment, ale skoro udaje się to innym, to jest szansa, że i w moim ogródku urosną własne warzywka.
Ciągle nie mogę się zdecydować na wycięcie mojej ogromnej, dzikiej czereśni, w miejsce której można by zasadzić co najmniej kilka kolumnowych drzew owocowych. Prawdopodobnie i tak znajdzie się kilka takich drzewek w moim ogrodzie i przesłonią miłosiernie widok na znienawidzone przez nas bloczysko hotelo - biurowca. To południowa strona ogrodu, niczym nie przesłonięta od sąsiadów, usytuowanie powinno wiec owocom sprzyjać. Po tej zimie okaże się, co dalej z naszym orzechem. Poprzednie dwie ujawniły jego słabości i zachwiały jego siły życiowe, sprawiając, że część gałęzi po prostu zamarła. Bardzo byłoby nam szkoda go wyciąć, bo tyle lat czekaliśmy na jego orzeszki i cień. To pod nim jadamy latem obiady, korzystając, że osłania nas od słońca i od wścibskich oczu "hotelowców".
(Zamieszczony filmik mówi o wykonaniu wież ogrodowych. )
Jeszcze kilka tygodni i znów będziemy wysiewać pomidory.
Tymczasem robię więc przegląd potrzebnych pojemników, a na roślinne wieże zbieram butelki, co przychodzi z pewnym trudem, bo trzeba na nie poświęcić sporo miejsca.
Obecna pora roku, to pora sięgania po słoiczki i wszelkie zapasy uczynione latem i jesienią. Z wielką przyjemnością spijany obecnie miodek mleczowy, już mnie nakręcił na zrobienie podobnej mikstury w najbliższą wiosnę. Postanowiliśmy, że słoiczków musi być dużo więcej, bo tegoroczne skromne zapasy topnieją w zastraszającym tempie. Do tego jeszcze musi dojść syropek z młodych pokrzyw - pokrzepienie dla organizmu z ograniczonym dostępem do witamin podczas zimy. Na wspomnienie sałatki z młodych pokrzyw aż cieknie ślinka. Och, gdyby tak udało się spełnić zeszłoroczne plany i nazbierać w jakimś sprzyjającym miejscu pokrzyw na "własnoręcznie" suszoną herbatkę.
Wszelkich herbatek ziołowych i owocowych spija się w naszym domu ogromne ilości. Zastępują nam kupowane kiedyś syropki owocowe rozcieńczane wodą, które trochę wyszły nam bokiem, a trochę z założenia odstawiliśmy ze względu na ilość konserwantów, polepszaczy i wszechobecny syrop glukozowo - fruktozowy.
Dziwna to pora roku - zamiast liczyć dni do stopnienia śniegu i nadejścia wiosny, zastanawiamy się w niemal wiosennych promieniach słońca czy śnieg spadnie, czy zimno nadejdzie...


czwartek, 9 stycznia 2014

NA PRAWDĘ potrzebna pomoc !!!

Drodzy przyjaciele.
Okienko z kromką chleba tkwi na moim blogu nie bez przyczyny.
Jest to odnośnik do Kozolina, na którym pojawiła się informacja o potrzebującej rodzinie.
Po nawiązaniu kontaktu z przemiłą panią Małgosią, okazało się, że sytuacja jest paląca i nie cierpiąca zwłoki. Niezależnie od informacji na kozim forum znalazłam notkę o tych ludziach potrzebujących pomocy:
https://www.facebook.com/events/114766768604609/
Stan Małgosi się pogarsza, a w tej chwili trójka dzieci jest chora, z powodu braku ogrzewania.
Doraźnie załatwiliśmy sprawę ponownego załączenia energii elektrycznej, jednak to nie załatwia wszystkiego. Za kilka dni mama siódemki dzieci, w tym jednego z astmą i jednego niepełnosprawnego znajdzie się w szpitalu.
Państwowe instytucje opiekuńcze w Krasnystawie jeszcze nie dysponują finansami na ten rok.
Kto w swoim sercu znajdzie chęć niesienia pomocy, niech się ze mną kontaktuje, lub wykorzysta adres podany na Kozolinie.

Feminizm? - nie dziękuję

Wujek Google przypomina dziś o istnieniu Simone de Beauvoir, pisarki i filozofki uważanej za  jedną z "matek" feminizmu.
Czarno na białym czytamy, że jej filozofia dotycząca praw kobiet wywodzi się bezpośrednio z braku akceptacji jej płci przez ojca, pragnącego męskiego potomka.
I tak niewiedza i pretensja do siebie, (przecież, jak wiadomo z genetyki, płeć dziecka od mężczyzny zależy) wpłynęły na zburzenie porządku świata.
Istnienie feminizmu jest dowodem na istnienie mężczyzn słabych, zakompleksionych, niezrównoważonych, a nawet okrutnych.
Obcowanie z osobnikami wrogo nastawionymi do drugiej osoby z powodu jej płci musi rodzić chęć obrony lub odwetu za poniżenia i krzywdy. Jeżeli nawet niezaprzeczalny intelekt i zdolności (tego z całą pewnością Simone nie można odmówić) nie potrafiły zmienić jej oceny przez innych ludzi (mężczyzn), gdyż wydawało się im, że płeć wszystko umniejsza, należy pogodzić się z faktem początku walki o własną wartość w postaci feminizmu. Szkoda tylko, że ta walka w jej wypadku, mimo wielu publikacji i wystąpień, prowadziła do braku akceptacji siebie. Zaplątana w związek z Sartrem, który nie potrafił dać jej poczucia pewności i bezpieczeństwa, rezygnowała z posiadania dzieci usuwając kolejne ciąże. Znów brak akceptacji przez mężczyznę wprowadził w jej życie brak akceptacji siebie i konsekwencji własnego życia. 
Poszukując swojego miejsca w świecie wiązała się z mężczyznami i kobietami.
Wyrażała sprzeciw wobec macierzyństwa, które zniewala kobietę, nie pozwalając jej na rozwijanie własnych talentów i robienie kariery.  Negowała nauki kościoła, jako uwłaczające kobiecie, co niepomiernie dziwi, gdyż niewiele jest instytucji i organizacji, które stawiały by kobietę i matkę tak wysoko, że znajduje swoje miejsce praktycznie obok Boga.
Feminizm nie jest mi potrzebny.
Wychowana w domu z kochającym ojcem, który nieustannie podkreślał wartość wolności w ludzkim życiu, akceptowana, otoczona troską, wspierana przez tatę w swoich pasjach, nie mogę zaakceptować feminizmu. Związana z mężem akceptującym moje zainteresowania, dającym wolność w codziennych działaniach, otoczona opieką i miłością, nie potrzebuję zrywania żadnych więzów, niszczenia ról, wyzwalania się z płci zapisanej w moich genach.
Feminizm jest odpowiedzią na słabych mężczyzn. 
Silny i świadom siły mężczyzna nie musi udowadniać swojej siły słabszej fizycznie z natury kobiecie. Opiekuńczy mąż nie zamknie świata przed żoną.  
Kochający mężczyzna dostrzeże ograniczenia, jakie rodzi macierzyństwo i będzie dla matki swoich dzieci pomocą w codziennych żmudnych, nudnych, monotonnych pracach. 
Dobry partner dostrzeże możliwości, talenty i dążenia swojej partnerki i będzie ją wspierał w zdobywaniu szczytów kariery bez uszczerbku dla swojego ego.
Feminizm nie jest kompletnie potrzebny - pod warunkiem, że mężczyźni nie mają kompleksów.
Szkoda tylko, że z czasem do głosu zaczęły dochodzić kompleksy kobiet i teraz to one usiłują udowodnić swoją wyższość i siłę. To do niczego dobrego nie doprowadzi. 
Nie każda z nas jest Agatą Wróbel, Marią Skłodowską czy Wisławą Szymborską, za to wiele z nas potrafi upiec doskonały chleb, przytulić dziecko, urządzić dom i z pasją, i oddaniem wypełniać swoje obowiązki w pracy zawodowej. Jesteśmy po prostu dobre, wręcz doskonałe w swoich rolach, jeżeli możemy je wybrać. Niewiele z nas wybierze role męskie, ale jeżeli nawet wtedy kobiety nie będą ograniczane, feminizm stanie się zbędny.
Wszystko sprowadza się do wolności. I akceptacji.

Jak wyginęły dinozaury? 
Samice zostały feministkami...

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Nie przypuszczałam

Nie przypuszczałam, że zatęsknię za zimną, za mrozem i śniegiem.
Od kilku lat obfite opady śniegu wprawiały mnie w przygnębienie i frustrację. Okropnie się na śnieg złościłam (kompletny bezsens), a po ostatniej śnieżnej Wielkanocy zamarzyłam o bezśnieżnej zimie.
Jak to mawiała moja Babcia: "uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić"...
Teraz więc podziwiam zieloną trawkę w styczniu, ale z obawą patrzę na coraz bardziej nabrzmiałe pąki na drzewach. Ponoć wegetacja rusza, kiedy temperatura w dzień przekracza plus dziesięć stopni, a takie dni ostatnio nam się zdarzają.
Dlatego zatęskniłam za zimą. (Monochromatyczne widoki za oknem nie są moimi ulubionymi).
A zmieniając temat: zauważyliście, że te najciemniejsze i najkrótsze dni w roku, dla równowagi, pełne są wszelakiej dobrej energii i wręcz wymuszają na ludziach radość i życzliwość?
Niedawno życzyliśmy samych dobrych rzeczy z okazji Bożego Narodzenia, kilka dni później winszowaliśmy samych szczęśliwych dni w Nowym Roku, dziś z okazji Trzech Króli, możemy życzyć wszystkim dokoła: mądrości, bogactwa i szczęścia, co niniejszym czynię...