piątek, 24 stycznia 2020

To nie był dobry rok


      WSZYSTKIM TU ZAGLĄDAJĄCYM ŻYCZĘ DOBREGO ROKU!

Znalezione obrazy dla zapytania kwiaty nadzieiAż się sama za głowę złapałam - jak dawno nie zaglądałam na swojego bloga!
A wszystko przez prozę życia.
Cały rok był jakiś dziwny i choć zdarzyło się kilka rzeczy dobrych, generalnie był udręką, która niestety trwa nadal.
Zaczęło się w styczniu...
Wydarzyła się rzecz dobra - nareszcie znalazłam pracę. Bez dalekich dojazdów. Wróciłam do zawodu, od którego zaczynałam, bo takie ukończyłam studia. Wróciłam do pracy jako nauczycielka, tym razem przedszkola, czyli zgodnie z dyplomem. Praca do lekkich nie należy, tym bardziej, że to przedszkole integracyjne (trudne przypadki) i prywatne (czyli 8 godzin z dziećmi, a nie 5, jak w przedszkolach państwowych). Na płacę nie narzekam.
Jednak zaraz po tym radosnym początku zaczęły się schody...
"Idź i zrób mammografię".... Z takim przesłaniem obudziłam się jednego razu. Zupełnie, jakby mnie ktoś szarpał za ramię, albo stał nade mną i powtarzał to w kółko.
Jeszcze tego samego dnia udało się załatwić badanie, na którym pokazało się "coś".
"- Proszę zrobić usg."
Dwa tygodnie później w opisie usg "- proszę się zgłosić do onkologa".
Na kolejną wizytę czekałam miesiąc, potem kolejny miesiąc na biopsję i 3 tygodnie na wyniki.
Objawił się złośliwiec. Chwila paniki, a potem: "spokojnie, sama niczego nie zrobisz, będzie co będzie"... I nastał wszechogarniający spokój. Choć trochę się denerwowałam tym, że na operację muszę czekać kolejny miesiąc.
Wycięli paskudę, załatali ładnie. Miesiąc zrastałam się w domki i wypoczywałam.
Pora na naświetlania.
Przez kolejny miesiąc jeździłam codziennie na naświetlania.
Dyrektorka w moim przedszkolu okazała się Człowiekiem i osobą niezwykle życzliwą pozwalając mi na codzienne spóźnienia do pracy.
Jakoś to wszystko minęło, unormowało się, badania pokazują, że paskudztwo zostało skutecznie wyrzucone. Oczywiście teraz biorę lekarstwa, które brać będę jeszcze długo.
No i badać się - co pół roku.
DZIEWCZYNY - NIE ZWLEKAJCIE- RÓBCIE MAMMOGRAFIĘ - BADAJCIE SIĘ !!!

Tymczasem Archanioł w swym rozpędzeniu i nieustannej pracy zupełnie zapomniał, że dbać trzeba także o siebie. Jadł byle co, byle gdzie, byle kiedy...
Cukrzyca.
A ranka na stopie zyskana na którymś wyjazdów zaczęła się paprać.
Stopa cukrzycowa.
Szpital. Strach, że straci stopę.
Uff...
Noga zaczęła się goić, Cukrzyca została opanowana.
Zaczęły się skutki uboczne: problemy jelitowe, bóle brzucha, takie, że płakał po nocach i nie mógł spać, kolejne wizyty lekarskie, z ubezpieczenia i prywatnie, badania, chwile nadziei i zwątpienia. Kolejne literki przed nazwiskami lekarzy do "prof" włącznie. I wydatki coraz większe.
Nikt nie potrafi realnie pomóc, a każda teoria inna.
Okropne cierpienia i bezsilność - do kogo jeszcze pójść?
Oczywiście o pracowaniu nie ma mowy.
Żyjemy dzięki temu, że mam pracę.
Dziś po prawie 5 miesiącach szarpania się wydaje się, że bardzo powoli dochodzi do siebie, ale przed nami jeszcze długa droga. Mamy właściwie pewność, że najbardziej pomogły mu codzienne zabiegi z refleksoterapii. Mamy to szczęście, że lata temu zdobyłam tę umiejętność i dyplom.
A teraz czeka nas jeszcze gorsze: badanie narośli na oku i procedura usunięcia jej. Rzecz jest mocno przeterminowana, bo objawiła się właśnie w czasie, gdy zaczęła się historia z nogą.
Lekarze straszą. My mamy nadzieję.
Będzie, co będzie...

O prawdziwych Archaniołach i "przypadkach" działania dla dobra człowieka, w którym objawia się Boża Dobroć opowiem Wam innym razem...