Są takie dni, gdy wkoło mokro, niebo ciemne i nic, ale to nic się człowiekowi nie chce.
Kiedy wydaje się, że większość rzeczy nie ma sensu, a to co ważne rozpływa się jak mgła i nie ma na tym świecie nic trwałego...
Wtedy malutkim pocieszeniem staje się niespodziewanie przez los zesłane kociątko.
Cieplutkie stworzonko o mięciusieńkich łapkach, które jak najdelikatniej łapią za rękę.
Mój kiciuś, któremu matkuję już ponad dwa miesiące stał się całkiem sporym kiciusiem.
To grzeczny kocurek, zwany przez dzieci "PUSZYSTOKOPYTNYM".
Chętnie się bawi i dotrzymuje nam towarzystwa, a przede wszystkim jest rozpieszczany przez całą rodzinę - bez wyjątków.
Na początku piesio nasz kochany trochę był odsunięty, bo baliśmy się krwawej jatki, jednak, po dłuższych z psem rozmowach okazało się, że między zwierzakami możliwe jest pokojowe współistnienie.
Teraz tylko czasami Tytus robi uniki przed psią paszczą, bo wielki jęzor potrafi go wylizać tak, że na grzbiecie całe futerko jest przemoczone.
Zwykle, gdy chcemy się zorientować, gdzie jest kot - patrzymy na psa.
Kierunek jego pyska wskazuje niechybnie na miejsce przebywania Puszystego.
Czasami oczywiście psina robiona jest przez małego chytrusa w trąbę i maluch przemyka niepostrzeżenie w inną część domu bez wiedzy psa.
Wspinanie się na meble też idzie mu coraz lepiej jednak przekonaliśmy się, że nie powinien jeszcze zeskakiwać nawet z krzesła, bo już kilka razy po takich wyczynach bolała go łapaka.
Ciekawe, czy doczekamy się, że zwierzaki będą spać razem, przytulone do siebie, jak miało to miejsce z poprzednim psem i kotem.
Jedyny kłopot z maluchem jest w nocy, gdy jako stworzenie nocne chce się bawić i biegać, akurat wtedy, gdy nam marzy się najgłębszy sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz