Problem rozwiązany. Decyzję pomógł podjąć mąż - żeby zakończyły się dyskusje i zmienianie co pięć minut kociego imienia oświadczył, że od teraz kot nazywa się Tytus. Howgh. Wszystkim nareszcie się spodobało.
Łaciaty Tytus ciągle jeszcze śpi w sypialni (całe moje życie nie miało do tego prawa żadne zwierzę), w moim łóżku (nie pozwalałam na to nawet na chwilę żadnemu kotu, że o psach nie wspomnę).
Tytus zasypia w "swojej czapce" (dostał starą, grubą, polarową czapkę na legowisko), po czym w środku nocy zaczyna wędrówkę w poszukiwaniu cieplejszych, a może ciekawszych miejsc. Oczywiście takie miejsce najłatwiej jest znaleźć pod moją kołdrą. Ponieważ szukanie polega na łażeniu wzdłuż mnie, lub po mnie rano wstaję nie do końca wyspana. To stworzonko aktywne w nocy, spodziewam się więc, że wnet zacznie się nocne brykanie i zabawy.
Nie mam pojęcia co zrobić, i gdzie trzymać go w nocy, bo ciągle boimy się, że pies może go skrzywdzić; celowo lub nie, ale kotek nie potrafi jeszcze szybko biegać i nie ma szans. Pies przywykł do tego, że w nocy swobodnie porusza się po całym domu i każde zamknięcie będzie dla niego niewolą. Nocne spotkanie wielkiego psa i maleńkiego kotka może się dla kota skończyć źle.
Dajemy Tytusa do powąchania psu (kota trzyma mąż, przed którym pies ma największy respekt) i nie potrafimy wyczuć o co psu chodzi: cały się trzęsie, ślini i popiskuje - widzimy, że ledwo nad sobą panuje, żeby do kotka nie skoczyć, Ale czy to z chęci zabawy, czy z agresji? - tego nie wiemy. Pies się nie jeży i ogon ma uniesiony... Niestety, w tej chwili nawet zabawa nie jest dla malucha bezpieczna. W psiej paszczy zmieściły by się swobodnie ze dwa takie kiciusie i jeszcze byłoby miejsce. Co robić?
Ach te (kocie) dzieci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz