Pobudka.
Śniadanie.
Dzieci do szkoły.
Sprzątanie.
Pranie.
Gotowanie.
Po drodze udało mi się wysiać kolejną odmianę pomidorów.
Jako pomysłowy Dobromir, zamiast kupować doniczki do rozsad wykorzystuję obcięte butelki po mleku, którym robię w dnie stosowne dziurki.
Mamy z koleżanką umówioną wymianę roślinek. Ona wysiała paprykę i coś tam jeszcze.
Na inne roślinki jeszcze trochę za wcześnie.
Z utęsknieniem wypatrujemy ocieplenia żeby zająć się ogrodem.
Wrócił najmłodszy ze szkoły i nie wiedzieć czemu wspomina wczorajszą lekcję historii.
- Mama, a ja już umiem o Tutenchamonie i pani opowiadała o jego grobowcu.
- No to z kiedy ten grobowiec ? - zdaję mało precyzyjne pytanie.
- Z poniedziałku.
Obecni wybuchają śmiechem, a młody nie wie o co chodzi.
To przypomniało mi relację z rozmowy podobnego rodzaju.
Moja koleżanka (K) od papryki relacjonowała mi swoją rozmowę z mężem (M) na nasz temat.
Rzecz miała miejsce podczas jazdy samochodem wiele lat temu, gdy jechali by się m.in. spotkać z nami. Były to początki znajomosci.
(K) - Jak się nazywa żona Gabrysia ?
(M) - Gabrysia (?) intonacja męża pozostawia koleżance wątpliwości.
(K) - No. Żona Gabrysia - jak ma na imię?
(M) - Gabrysia.
(K) - No przecież się pytam o Gabrysia. Jak ma na imię jego żona?
(M) - No przecież trzeci raz ci mówię: żona Gabrysia ma na imię Gabrysia!
(K) - Aha...
Dzień jak co dzień ale już z myślą o wiosennych rozsadach, które będą czekać by je wsadzić do gruntu. Fajny dowcip, pozdrawiam ciepło bo niestety zima powróciła.
OdpowiedzUsuńU mnie biało :-(
OdpowiedzUsuń