Ponieważ temperatury sugerują, że raczej powinniśmy się dzielić jajeczkiem, a nie opłatkiem z chęcią wybrałam się dziś na spacer po mojej wsi. Nadal, mimo tego, że miejsce, w którym mieszkam zostało wchłonięte przez miasto wojewódzkie, można tu znaleźć ślady świadczące o odrębnej historii tego miejsca.
|
Rzeka Mleczna - o tej porze roku niepozorna |
Zresztą Katowice są tylko dużo młodszym rodzeństwem mojej wsi z udokumentowaną osiemset letnią historią.
Nad rzeczką Mleczną, skromniutką i spokojną o tej porze roku można znaleźć jeszcze kilka starych, typowo wiejskich śląskich domów. W (chyba) najstarszym z nich widnieje na belce stropowej data z XIII wieku. Wiem to, bo do tego domu chodziłam z bańką po mleko "prosto od krowy" przez kilka lat mojego dzieciństwa. Niestety, nie mogłam zrobić dziś zdjęcia tego domu, gdyż został otoczony szczelnym betonowym płotem.
Większość starych domów została przebudowana, rozbudowana i unowocześniona. Zatarł się stary rozkład pomieszczeń, które zmieniły swoje przeznaczenie.
|
Typowy ceglany dom |
Typowy śląski dom był parterowy, z wejściem umieszczonym centralnie w dłuższym boku, od którego na przestrzał biegł korytarz. Z korytarza mieliśmy wejścia do pomieszczeń. W czasach domów drewnianych były to biała i czarna izba z komorą. Ostatni drewniany dom zniknął z krajobrazu mojej miejscowości kilkanaście lat temu, a stał opuszczony przez lat kilkadziesiąt. Domy drewniane były zastępowane murowanymi z cegły. lub cegłą łączoną z wapiennymi kamieniami, jeżeli tylko taki budulec występował w podłożu. Rzadko korytarz rozdzielał pokoje od obory. Zwykle po jednej stronie domu znajdowała się kuchnia spiżarnia i pokój lub pokoje (zwykle sypialnia gospodarzy), a po drugiej pokoje dzieci, dziadków i reszty rodziny. Nie raz przy rodzinie znajdowała miejsce jakaś niezamężna ciotka lub samotny krewny, o którego zadbała rodzina. Domy nie były wielkie, ale
|
Ażurowa lauba z niską furteczką |
ludzie życzliwi i towarzyscy. Jedna rzecz była wspólna dla chyba wszystkich domów - "lauba". Lauba to nic innego jak ganek dostawiony z zewnątrz domu do wejścia. Ganki te bywały większe lub mniejsze, przeszklone lub ażurowe, zamykane dodatkowymi drzwiami lub tylko krótką furteczką, ale zawsze miały po obu stronach wejścia, pod dachem, umieszczone ławeczki. Na tych ławeczkach latem przesiadywały gospodynie z koleżankami, które latem wpadły "tylko na pięć minut" - nie wchodziły więc dalej, gospodarze wieczorną porą wypalali fajki, można było przysiąść z interesantem, który niekoniecznie musiał być przyjęty w pokoju. Jeszcze za mojego dzieciństwa babcie przysiadały na minutkę z listonoszem, który nie był wtedy jeszcze tak zagoniony, jak dziś, był natomiast źródłem wszelkich informacji i plotek. Ganki umieszczane były od ulicy lub od podwórza. Koniecznie rosły przy nich malwy, róże lub winorośle, którym towarzyszyła rabatka z niższymi kwiatkami, które miały cieszyć oczy i nozdrza siedzących. i wchodzących do domu.
|
jedna z ostatnich stodół ze ścianami z wapienia |
Pamiętam, że kiedy z babcią chodziłam do domu jej siostry, w którym od podwórza znajdował się spory ganeczek, przeszklony kolorowymi szybkami, zawsze cieszyłam się, że latem nie wchodzimy dalej, bo przez szeroko otwarte drzwi (takie dodatkowe) mogłam oglądać wszystko, co działo się na podwórku, podczas, gdy starsi rozmawiali.
Do podwórka zwykle przylegały drobne pomieszczenia gospodarcze, kurniki i chlewiki, a w większych gospodarstwach obory i stodoły. Tu także budulcem był wapień połączony z cegłami, z których łatwiej było wybudować narożniki. Dziś z przykrością zobaczyłam, że tej jesieni zawalił się dach na jednej z trzech ostatnich stodół istniejących w najstarszym zakątku nad rzeczką. Stodoły dawno już stoją nieużywane. Te mniejsze zamieniono na garaże, inne dawno wyburzono. Ostatnia krowa pasła się na łąkach (dziś zabudowanych osiedlami domków) kiedy moja córcia jeździła w głębokim wózku, czyli jakieś szesnaście lat temu. Od tego czasu moja miejscowość z dnia na dzień traci (a właściwie już straciła) wiejski charakter.
|
ściany stodół i domów łączyły dwa rodzaje budulca |
W najstarszym zakątku, w dolince, nad rzeczką Mleczną stoją jeszcze stare domy, ale z plastikowymi
oknami, ze strychami zamienionymi na mieszkania, z oknami dachowymi i ogródkami w stylu cmentarnym, zupełnie zatraciły dawny szyk, stały się nijakie i bez charakteru...
Żal starych domów i zal tej dawnej atmosfery. Żeby jeszcze te nowe domy jakiś charakter miały... Ech!
OdpowiedzUsuńUściski
Asia
Mieszkałem w chacie śląskiej,ocalała i jest do sprzedania.Gdybym był młodszy....
OdpowiedzUsuń"vimeo.com/4999057"
Nowe domy budowane w zasadzie na "jedno kopyto" w większości nie nadają sie do mieszkania tylko do wyglądania. Ani to charakteru, ani duszy nie ma. Duży ogród, wysoka bramy, aby tylko oddzielić się od innych domów. Nikomu nawet na myśl by nie przyszło, aby stawiać ławeczki przed domem czy na ganku. Zamiast kontaktu każdy szuka odgrodzenia. Nie ważni są ludzie, ale to ile mają i na ile mogą sobie pozwolić:/
OdpowiedzUsuń"Zamiast kontaktu każdy szuka odgrodzenia. Nie ważni są ludzie, ale to ile mają i na ile mogą sobie pozwolić" Zachod umiera nie z braku chleba lecz z ubogiej duszy. Kilkadziesiat lat temu czesto przekraczalem pociagem granice miedzy ziemiami zachodnimi i Wielkopolska. Wilkopolska to ludnosc tubylcza(zachodnia) a ziemie zachodnie to ludnosc przesiedlona(wschodnia) z kresow. Co zawsze mnie uderzalo ze w przedziale wagonu, w przesiedlencow strefie, nalezalo
Usuńnawiazac rozmowe z nieznajomym tam siedzacym. W wielkopolskiej strefie wszczynanie rozmowy z obcym nie nalezalo do dobrego tonu. Zachod nie ma rosyjskiej babuszki. Inna obserwacja: w Polsce biesiada przy stole jest wspolna, takze rozmowy, w USA uczestnicy spotkania sklonni sa do dzielenia sie w male grupki. Przyklad skrajny: w Indii ludzie jedza z jednego talerza w palcami, w Europie to juz wyszlo z mody.
Szalonej zabawy sylwestrowej i pomyślności w 2014!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tomaszowa