czwartek, 23 października 2014

Niepalny papier

Kiedy za czasów jawnego komunizmu wszystkiego brakowało w sklepach, mówiło się, że gdyby komunizm zapanował na Saharze, to zabrakło by tam piasku.
A jak więc nazwać dzisiejsza rzeczywistość, w której, otacza nas nadmiar wszystkiego, a zwłaszcza śmieci, których część stanowi niepalny papier?
W moim dzieciństwie, gdy dzienniki wydawano na prawdziwym papierze gazetowym, nigdy nie było problemu z rozpaleniem w piecu. Marnej jakości papier, bez wybielaczy, utwardzaczy i innych "aczy" mógł także zastąpić, wiecznie nieobecny w sklepach, papier toaletowy.
Dziś nawet reklamówki dużych sklepów wydawane są na wybielonym, kredowym, błyszczącym papierze, że o gazetach, nawet codziennych, nie wspomnę. Z tym papierem nie można już zrobić nic, oprócz wyniesienia do kontenera lub wrzucenia do odpowiedniego worka na śmieci.
Rozpalenie ogniska, pieca, czy kominka wymaga niezwykłej gimnastyki lub specjalnej rozpałki.
Kiedy pewnego razu wrzuciłam do ogniska kolorową gazetę, po papierze (?) pozostał popiół ułożony w kartki i zajmujący tyle miejsca, ile objętości miała gazeta.
Gdzie tu sens (poza dawaniem zarobku producentom rozpałek), gdzie ekologia?
Pojęcia nie mam, co dzieje się z papierem wyrzucanym na makulaturę. Ma w sobie tyle dodatków, że praktycznie przestał być papierem...
Stał się kolejnym zanieczyszczeniem świata.

wtorek, 21 października 2014

Makaki na wyborach

Kiedy telewizja służyła nie tylko pustej rozrywce i ogłupianiu ludzi, oglądałam ciekawy film przyrodniczy. Była to opowieść o makakach - sympatycznych małpach żyjących w Japonii. Z obrazu oglądanego ponad ćwierć wieku temu zapamiętałam najbardziej jeden ciekawy i uroczy obrazek. Małpy po przybyciu nad strumień cieknący po skałach, zaspokajały pragnienie, a następnie godzinami wpatrywały się w płynącą wodę. Zawieszały się w tym zapatrzeniu, zupełnie wyłączały na bodźce zewnętrznego świata. Wydawały się zadowolone i szczęśliwe. Stawały się obojętne nawet na potencjalne zagrożenia. Zupełnie traciły czujność.
Zupełnie mimochodem przypomniał mi się film obejrzany dawno temu, kiedy zobaczyłam, że w pobliżu mnie, w miejscu sporego klombu, powstaje... fontanna. U nas na wsi, sześć metrów (dosłownie) od głównej, bardzo ruchliwej ulicy! Ze względu na ruch i hałas, nikt nie znajdzie przyjemności by nad powstałą fontanną usiąść. Może pozostanie na chwilę by przystanąć i może, jak owe japońskie małpy, zapatrzeć się w cieknącą wodę, zapominając o całym, okropnym, otaczający nas świecie.

Powstająca fontanna jest oczywistym objawem zbliżających się wyborów. Nikomu nie potrzebna, będzie mamić blichtrem dbałości o obywateli i pozornym bogactwem i urodą umierającego miasta.
Innym znakiem, że do wyborów już niedaleko, jest obsadzanie przyulicznych pasów zieleni ozdobnymi krzaczkami. Przez lata nie jeden marzył o ładnie przystrzyżonej trawie, wyplewionym pasie zieleni pozbawionym badyli, aż tu... ogród botaniczny na ulicy.
Moja ulica nadal składa się z dziur, tyle, że teraz ładnie oświetlonych. Tymczasem brakuje na remonty w szkołach i przedszkolach, a lista potrzeb pewnie jest o wiele dłuższa.
My zaś mamy niepotrzebne światło i fontannę.
Zapatrzeni, trwając w zachwycie, będziemy nadal tracić czujność i instynkt samozachowawczy...

piątek, 17 października 2014

Zaglądam

Ostatnio dość rzadko zaglądam na swojego bloga.
Za bardzo pewnie wciąga mnie życie codzienne.
Blog przestał pełnić funkcje terapeutyczne, a zaczął być dodatkiem do prawdziwego życia.
Może po prostu brakuje mi czasu w zwyczajnej codzienności.
Dzieje się i dużo i mało.
"Pomidorowy ogród" przestał istnieć. Zarażone krzaczyska zostały spalone, a ja wbrew radom, by się nie poddawać, raczej muszę zaniechać na kilka lat moich upraw. Mądre książki radzą odstawić uprawy w zarażonej ziemi na przynajmniej cztery lata. Warzywa korzeniowe mi nie urosną (przećwiczone w roku ubiegłym), podobnie jak zielona sałata, natkowa pietruszka, czy koperek. Piasek w burym kolorze wymaga sporo nakładów, by stać się urodzajną glebą, więc skórka nie warta wyprawki.
Istnieje za to nadal grządka truskawkowo - poziomkowa. Może nawet się rozrośnie w przyszłym roku.
W domu także zaszło kilka zmian.
Już pisałam, że koza znalazła nowy dom, a w jej miejscu stanie kominek. Wkład (ogromny) czeka dalej na podłączenie. Wysłużone piece "co" zniknęły z piwnicy. Będzie zmiana położenia miejsca grzania domu. Wszystko dzieje się, bo tuż, tuż nadejdą chłody.
Sypialnia powoli zmienia miejsce, kosztem "dużego pokoju", czyli salonu i jadalni w jednym. Dzieciska rosną i potrzebują miejsca. Dawna sypialnia stanie się pokojem najmłodszego syna.
Wszystko do zrobienia równocześnie, wszystko "na już" i wszystko najważniejsze.
Stan zwierzyńca na szczęście nie uległ żadnym zmianom, jedynie kocurek przestał być kocurkiem, a stał się istotą bezpłciową.
Może, kiedy dom jako tako doprowadzi się do ładu, w długie wieczory, wrócę do obiecanej kontynuacji opisów polskich regaliów, lub innych miłych mi, zdarzeń z historii.
Nadal czytającym dziękuję za cierpliwość.
Do napisania.


wtorek, 7 października 2014

Stanie się jasność

Jak długo mieszkam w moim domku, a to już ponad dwadzieścia lat, NIGDY nie brakowało mi oświetlenia na krótkiej, "sześciodomowej" ulicy.
Brakowało mi natomiast przyzwoitej nawierzchni, by wiosną i jesienią nie grzęznąć w błocie, gdy idę na piechotę, i równego asfaltu, gdy jadę samochodem.
Przez wiele lat moja ulica była po prostu ubitym piaskiem, który, gdy zrobił się dziurawy, można było wyrównać przy pomocy szpadla i grabi. Kilka lat temu (przed wyborami) zaszczycono nas asfaltem ułożonym wprost na piasku.
Nie mieliśmy oczywiście nic do powiedzenia, bo naszym zadaniem było cieszenie się z łaski, która na nas spłynęła.
Z góry było wiadome, że za jakiś czas w asfalcie pojawią się dziury. Tak też się stało - niektóre wyrwy sięgały dzieciom do kolan. Te nowe dziury stały się problemem o wiele większym, niż dawniejsze, te wypłukane przez wodę w piasku. Dziur w asfalcie nie daje się już równać prostymi metodami. Zasypane piaskiem, czy ziemią pojawiają się szybciutko znowu.
Kilka dni temu zjechały w okolicę naszej grupki domów maszyny i ludzie, którzy zabrali się do pracy. Odmierzali, wytyczali, zaznaczali. Przez chwilę nadzieja wstąpiła w serca mieszkańców.
Przez chwilę, bo wnet okazało się, że wytyczane są miejsca pod ustawienie latarni. Na króciutkiej ślepej uliczce z sześcioma domami stanęło sześć latarni.
Wielka oszczędność prądu mnie czeka, gdyż idąc wieczorem do sypialni, czy pokoju chłopców nie będę już musiała zapalać światła. Nie wiem tylko, jak będzie mi się spało w tej jasności.
Sąsiedzi zachodzą w głowę po co nam te latarnie, skoro  bardziej potrzebujemy wyrównania dziur w jezdni.
Nareszcie spłynęła na mnie jasność: latarnie są po to, byśmy lepiej te dziury widzieli!
To wszystko w trosce o nas.
Jednak ojcowie miasta dbają o swoich obywateli...

czwartek, 2 października 2014

Najpiekniejszy na świecie

Najpiękniejszy kraj na świecie, choć niektórzy mówią o nim syf i kupa kamieni...
Nie wiedzą co mają i o co powinni dbać.