piątek, 24 lutego 2012

Popiół i zajączek

Kiedy mroziło nam nosy i uszy ciężko było wyjść z domu. Teraz, kiedy wszystko się roztapia, jest jeszcze gorzej. I jak tu zadowolić ludzi? Moja ulica jest płynącym potokiem przemiennie z bagienną czeluścią. I wcale nie mieszkam na wsi. Moja wymarzona wieś ma ulice utwardzone. A tu mamy miasto wojewódzkie i błoto po kostki.
Środowe posypanie popiołem budzące refleksje nad marnością życia budzi w nas także myśl o rychłym odrodzeniu. Taka subtelne nadzieja na radość, która sama staje się radością w oczekiwaniu na zmartwychwstanie - także przyrody. To pora roku, która cieszy nas narodzinami zwierząt i młodymi w ptasich gniazdach. Jak napisałam, ta zapowiedź wiosny podsunęła mi pomysł wykonania przytulastego zajączka.

Miał być z grzechotką w brzuszku - jest przeznaczony dla maleńkiej damy, ale praktyczna strona życia zwyciężyła - zabawkę trzeba będzie prać.

środa, 22 lutego 2012

Bakterie i wiosna

Troszeczkę czasu uciekło niepostrzeżenie, a to za sprawą stworów zupełnie niewidzialnych, czyli bakterii lub też wirusów. Mnie choroba nie zmogła do końca, za to dwoje dzieci musiało pozostać w domu z powodu nie najlepszego stanu zdrowia. Oczywiście katar, kaszel, czy też ból głowy wcale nie musi być przeszkodą w rozrabianiu. Jak więc napisałam - czas uciekł. Czasu na szycie nie miałam, za to wymyśliłam, co następnego uszyję. Może już jutro uda mi się pomysł zrealizować.
Poranne, coraz głośniejsze koncerty ptaków sprawiają, że bardzo chce się już wiosny i kwiatów...

poniedziałek, 20 lutego 2012

Lalka u fryzjera

Odwilż i dodatnie temperatury przyniosły ze sobą katar i gorsze samopoczucie. Łamanie w kościach skutecznie odebrało mi możliwość wyjazdu i wzięcia udziału w oczekiwanym kursie ikonopisania.
Cóż, żal, ale może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja.
Tymczasem igła robi co chce, a siedzenie przy maszynie do szycia stało się bardzo męczące.
Udało mi się jednak mojej „Madame”  przyszyć i przystrzyc włosy.
 Teraz jako „door doll” z wyniosłą miną oznajmia światu „Nie Przeszkadzać”.
Lalka ma stanik z bordowego aksamitu, rękawy z koronki, a spódnicę z cieniusieńkiej czarnej bawełny. Pod spodem krynolina z bawełnianych tasiemek i satynowej wstążki z usztywnieniem.
Ciągle leży w pudełku pełna zadumy główka kolejnej lali.
Teraz jednak czeka mnie przygotowanie niespodzianki dla gości, których oczekuję w przyszłym tygodniu.
Nawet się nie obejrzymy kiedy nadejdzie Wielkanoc. Myślę więc, że powinno to być „coś na temat”. Na razie leżę i łykam witaminki czekając na koniec bólu wszystkich „zawiasów” i na to, co wyniknie z kataru.

niedziela, 19 lutego 2012

Tęsknota za zielenią


Niedzielne lenistwo wymuszają dzisiejsze niespodziewane roztopy. Szycie, jak zwykle w niedzielę odłożone na bok. Ulice, po których płyną strumyki otoczone przez rozjeżdżoną i rozdeptaną szarą maź oraz padający deszcz zniechęcają do spacerów i wychodzenia z domu. Rodzina snuje się po domu czytając po trochu gazety i książki. Dzieci trochę się nudzą, ale wyciągnęły gry planszowe i karty. Pogaduchy przy obiedzie przeciągnęły się aż do popołudniowej herbatki.
W takie dni tęsknimy do lata i słońca. Do lasu i przestrzeni zielonych po horyzont.
 Ale najpierw będziemy się cieszyć śpiewem ptaków od świtu nawołujących się nawzajem - czasami - nawet w mieście śpiewają tak głośno, że budzą nas o świcie mimo zamkniętych okien. Ta pora roku już niedługo, a ja już nie mogę się doczekać.

sobota, 18 lutego 2012

Len i bawełna

W kuchni na talerzu czeka jeszcze kilka ostatnich pączków... Wielkie czwartkowe smażenie zaangażowało całą rodzinę; jednych do pracy drugich do pożerania świeżych dobroci.

Tym czasem w menu mamy kolorowe nici, szpilki i pomysł na …
... na  tak wiele rzeczy, że nie wiadomo za co się zabrać. Może miś, zajączek, lalka.
Zacznę od podkładek pod talerze.
W domu spokój, dzieci poszły bawić się na śniegu i tylko pies pochrapuje na dywanie obok mojego krzesła. Wielka maskotka i niezmącona cierpliwość dla moich rozrabiaków. Nasz ogromny przyjaciel – nie tylko z powodu rozmiarów, ale głównie z powodu kochającego psiego serca.
„Wielki pluszak” i groźny obrońca
Po kilku godzinach mierzenia, fastrygowanie i szycia mam gotowe dwie podkładki pod talerze z lnu obszytego bawełną i dwie podkładki pod kubeczki do kompletu.

czwartek, 16 lutego 2012

Nowa buzia


W kolejce czeka buzia wesołej, czerstwej kobitki – aż się prosi o ubranie jej w strój ludowy.
To dopiero wyzwanie – godziny zszywania, dopasowywania...

Im ciekawszy pomysł tym więcej czasu potrzeba na jego realizację. Są już buciki dla Madame.
Dziś przy porannej kawie zaczęłam myśleć o niewolnictwie. Nie tym z przeszłości. Nie o tych, którzy zniewoleni warunkami ekonomicznymi pracują we wszystkie dni tygodnia odbierając siebie rodzinie.
O nas samych, O tym zniewoleniu, którego nawet nie jesteśmy świadomi. O tym, że mamy przymus posiadania ciągle nowych rzeczy. Nie potrafimy już używać przedmiotów tak długo, jak długo nam służą. MUSIMY je ciągle wymieniać i kupować nowsze, bo stare są niemodne lub widać na nich ślady zużycia. Wspaniały jest dla mnie cytat z dziecięcej baśni, gdzie bohater mówi do kota o swoich butach „dostałem je po dziadku – są jeszcze prawie nowe!” Niestety jakość przedmiotów otaczających nas dopełnia to błędne koło. Kupujemy rzeczy nietrwałe, bo takie są łatwo dostępne i na takie nas stać, często wzdychając do sprzętów jakie mieli nasi dziadkowie. Zwróciliście uwagę, że kiedyś robiło się rzeczy nie tylko trwałe, ale dodatkowo zawsze piękne?
Przyznaję, że proste formy mogą być piękne, ale dlaczego odebrano im duszę? I szanse na ożywienie ludźmi? Spójrzcie na reklamy mebli kuchennych. Zwykle towarzyszy im piękna kobieta w stroju wieczorowym. I tylko tak te kuchnie prezentują się dobrze. Sterylne, wysprzątane, bezduszne. Wyobraźcie sobie,że ta sama pani gotuje właśnie obiad, albo piecze ciasto i pomagają jej w tym dzieci. Wieczorowa suknia ląduje w szafie lub zakrywa ją obszerny fartuch, na blatach robi się bałagan, a na błyszczących frontach pozostają ślady dziecięcych paluszków. Znika cały szyk i elegancja. Nawet ta reklama lansuje styl gotowania „bez bałaganu” - półproduktów, lub gotowych dań odgrzewanych w kuchence mikrofalowej. I lepiej żeby nie było dzieci – bo zrobią bałagan.
Niewoli nas „lans”.
    Inna forma zniewolenia zabiera nasz czas.
Ciągle go nie mamy i ciągle go marnujemy pozwalając go sobie odbierać – głównie telewizji i (przynajmniej niektórzy) internetowi . I tu kolejny przymus. Jeżeli nie nagrywamy programów (kto nagrywa?!), to telewizor mówi kiedy mamy usiąść i oglądać, kiedy można pójść do toalety (w przerwie reklamowej) lub po kanapkę...  Jesteśmy niewolnikami przedmiotów i kradzionego czasu. Wyłączenie telewizora darowuje mnóstwo czasu i możliwości. Spróbujcie!

środa, 15 lutego 2012

Sukienka

Powoli, z mozołem powstaje sukienka dla Madame. Szycie ciągle przerywane niezbędnymi pracami domowymi nie idzie tak szybko, jak bym chciała. Trzeba rozwiązać kilka problemów z sylwetką lalki. Dobrze, gdyby łabędzia szyja dawała się trwale kształtować. Pozostało jeszcze dobranie fryzury. (tu pozuje w gałganku na miejscu włosów w trakcie próby dobrania koloru rękawków.)
Sukienka jeszcze nie skończona, ale wyłania się już zarys postaci. Przy okazji okazało się, że sukienka lepiej się układa kiedy krynolina jest niezależnym elementem stroju.  Uzupełnimy biżuterię, i włosy...
 Czasu znów zrobiło się mało, bo lala musi być gotowa do końca tygodnia. Potem czeka mnie wyjad
w góry, w piękne okolice Krynicy na długo wyczekany kurs pisania ikon. To moja kolejna fascynacja sztuką, która sama podlegająca kanonom, porządkuje spojrzenie na świat.

wtorek, 14 lutego 2012

Życzenia miłości

Święty Walenty niech Wam podaruje duuużo miłości !

Wyrazisty, dość poważny zestaw materiałów czeka aż powstanie z niego sukienka dla zblazowanej madame. Sama stworzyłam sobie problem jak je zestawić, żeby było elegancko i niezbyt ponuro. W wyobraźni komponuje mi się ta lala z bukietem czerwonych róż.

Za oknem mróz, a ptaki coraz głośniej śpiewają, że wiosna coraz bliżej!
Czytam sobie o hodowli drobiu. Taki miły zamiennik za brak ogrodu i inwentarza. Zachwycam się kolorowym drobiem, różnorodnością kształtów i kolorów. Tyle uroku w tych piórkach, grzebieniach i dzióbkach. Niektóre z nich wyhodowane wyłącznie ku ozdobie, jednak cała reszta zostanie rosołem lub pieczystym do obiadu. Taka ich rola, a my do życia potrzebujemy zwierzęcego mięsa.
Cóż, spokojne miejsca, gdzie można było wdychać zapach ziemi i skoszonej trawy wchłonęło miasto.
Wszędzie mamy blisko, ulice są asfaltowe. Tylko do lasu zrobiło się daleko, pory roku zlały się w szarość budynków i ulicznych latarni, a jedyne zwierzęta spotykane na co dzień to psy wszelakiej maści, które nieustannie zostawiają ślady swojej bytności, przy całkowitym lekceważeniu, przez właścicieli, pozostawionego bałaganu.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Nie przeszkadzać

W chwilach, kiedy nie mam dość czasu żeby rozłożyć maszynę do szycia biorę do rąk szkicownik, albo mniejsze elementy do szycia ręcznego. Pomysłów na buzie lalek mam wiele, tylko realizacja jest bardzo czasochłonna.
Właśnie powstaje kolejna główka – „Lekko Zblazowana Madam”. Z taką minką może wisieć na drzwiach oznajmiając „NIE PRZESZKADZAĆ”. (jeszcze nie ma włosów)
Czasami chciałoby się wywiesić taki napis na drzwiach domu , albo na furtce. Przykryć dom kloszem, albo po prostu uciec.,, Życie w mieście stało się dla mnie nieznośne. Męczące przejazdy przez miasto, ciągłe korki, stanie na światłach, nieustanny wyścig. I hałas. Wciskający się w każdą szparę domu i nas samych. Mieszkam w miejscu, gdzie oprócz szumu samochodów i huku ciężarówek nieustannie słychać przejeżdżające pociągi, jednostki straży pożarnej wyjeżdżające na sygnale, a bliskość szpitala powoduje, że wycie karetek pogotowia słyszane jest o różnych porach dnia i nocy. Uff. A jest na świecie miejsce, gdzie wiosną słychać bzyczenie pszczół w południe i śpiew ptaków o świcie. Wszędzie stamtąd daleko, we wsi tylko jeden sklep, do szkół i lekarza, kilkanaście kilometrów, wokół tylko lasy i pola. Trudno i pięknie. To miejsce na mnie czeka...


niedziela, 12 lutego 2012

Nobel za skarpetki

Panna Króliczka jest już po korekcie wzroku.
Może zostać spakowana razem z kompletem ubranek.
Ze względy na przyszyte koraliki oraz inne drobne i delikatne elementy zabawka nie nadaje się dla dziecka poniżej 3 lat.
Dziś dzień odpoczynku. Odkładam szycie, a prace domowe ograniczam do zrobienia niedzielnego obiadu. Sprzątają dzieci. Nareszcie mam czas na to żeby spokojnie posiedzieć.
Niedzielne gotowanie już nie raz obudziło we mnie refleksję - jak to jest, że pierwsza potrawa gotowana na świeżo umytym piecu natychmiast musi wykipieć i ten piec zabrudzić? Potem przez długo nie wykipi nic. Dzieje się to znowu po kolejnym myciu. Podobnie dzieje się z obrusami. Czysty i świeży natychmiast zostaje zaplamiony, a przez kolejnych kilka dni nie pojawi się żadna plama.
W domu dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Niektórymi powinni zająć się na poważnie naukowcy. Tajemnicą na skalę światową jest znikanie skarpetek. Oczywiście pojedynczo.
 Myślę, że rozwiązanie tej zagadki kwalifikuje się do nagrody Nobla. Oszczędności w zakupie kolejnych par skarpet w wymiarze globalnym byłyby powalające. A cóż za oszczędność surowców i energii!
Zaginione skarpetki  niejednokrotnie pojawiają się znienacka równie tajemniczo, jak zaginęły dlatego posiadam w domu koszyczek ze skarpetkami oczekującymi na powrót swojej pary. Cierpliwości.


sobota, 11 lutego 2012

Marzenia o ogrodzie

Czas mija bardzo niepostrzeżenie, kiedy siedzi się z igłą w ręku. Codzienne prace domowe nieustępliwie wołają o ich wykonanie, a domownicy domagają się jedzenia. Chociaż dzieci we wszystkich pracach są bardzo pomocne, to nieodzowna jest moja obecność. Spędziliśmy dziś w kuchni trochę czasu osładzając sobie mroźny dzień słodkim wypiekiem. To praca zespołowa – mama nadzoruje, córka waży i odmierza, najmłodszy syn ugniata i miesza – bardzo to lubi, a średni podjada i wylizuje.
 Za namową córki powstał jeszcze – robiony przez kilka dni małymi kroczkami – taki pluszaczek:
Wzór został wyszperany w internecie. Całość szyta wyłącznie ręcznie, gdyż maleńkim elementom z elastycznej dzianiny maszyna zupełnie dawała rady. Uśmiechnięty stworek będzie „HumoroPoprawiaczem” na biurku córy.

Cały organizm domaga się wiosny! Rano ptaszki, na świerkach rosnących przy domu, urządziły prawdziwy koncert. Mnie zas snują się po głowie wspomnienia [a może plany?] ogrodniczych prac wykonywanych o tej porze roku. Tak, tak – to zawsze był ostatni moment na wysianie pomidorów. Stały potem rzędy doniczek na wszystkich domowych parapetach i czekały na maj. Wielką satysfakcją było oglądanie jak rosną dalej w ogrodzie. A potem owocują. Chociaż pracy z przetworami było multum, całą zimę mogliśmy wspominać lato, zajadając się zupą pomidorową.
Tego smaku nie zastąpi żaden, nawet najlepszy, koncentrat kupiony w sklepie.
Ogród mi się marzy! Permakulturowy.

piątek, 10 lutego 2012

Zofia i niewymowne

Powstała kolejna głowa i pomysł na lalę – Damę.
Jeszcze nie cała na świat przyszła, a już otrzymała dostojne imię Zofia... Oczywiście, to mój pomysł na imię, a każdy ma inne skojarzenia.

 Ta elegantka domaga się zakupienia materiału na sukienkę w kolorze, którego nie ma w moich zasobach. Znowu praca się odwlecze z powodu dokuczliwej zimy – nie uśmiecha mi się wyprawa do sklepu z materiałami kiedy mróz tak boleśnie ścina policzki. Dziś rano byłam zmuszona jechać z dzieckiem na badanie – mimo, że ciepło ubrani, wróciliśmy jako dwie mrożonki. Do mrozu dołączył wiatr.
Lalki jak dzieci, pochłaniają mnóstwo czasu, a tymczasem w głowie już się kotłują nowe pomysły.
Tymczasem króliczek dostał do kompletu "nocne niewymowne".

Jak pisałam ostatnio, mimo przejmującego zimna, ptaszki o poranku śpiewają już bardzo wiosennie. Coraz dłuższy dzień jest sygnałem rychłego odrodzenia się natury. W człowieku wtedy także budzą się myśli o zieleni, ogrodzie... Każdej wiosny odczuwam wielką potrzebę "grzebania w ziemi", którą niestety życie redukuje do kilku kwiatków na rabatce obok drzwi do domu. Ogród jest niewielki i  cały opanowany przez ciężkiego psa. Dodatkowo zanieczyszczone środowisko Śląska skutecznie zniechęca do siania warzyw. I tak osoba (ja) wychowana w domu prawie samowystarczalnym, z ogromnym ogrodem, kurami, kaczkami, królikami z biegiem czasu stała się mieszczuchem tęskniącym za wiejskim życiem. Co ciekawe, mieszkam tylko kilkaset metrów od miejsca gdzie się wychowałam. Ale to już nie to samo miejsce. Zostało wchłonięte przez miasto - tam gdzie pasły się krowy i kozy wyrosły teraz bloki, a gdzie szumiało zboże stoją 10-cio piętrowe bloczyska. Ogrody się pokurczyły, nie ma łąk, na których zbierałam z babcią zioła na "herbatki". Została tęsknota za własnym koperkiem i czereśniami prosto z drzewa...

czwartek, 9 lutego 2012

Lady - tasiemki i piórka

Na sukienkę składają się różności poskładane pomiędzy większymi kuponami materiałów. Tiul, choć pełen wdzięku sprawia wiele problemów przy szyciu, Szkoda, że moje zdjęcia nie oddają końcowego efektu jaki daje lekka jak mgiełka, kolorowa spódnica na niebieskiej haleczce falbankami.
Jeszcze tylko kilka chwil na kapelusz - mam przymus dodania tasiemek, piórek i kapelusza...


Chociaż chyba kapelusz sobie podaruję, bo panna wyszła mi z dorodną czupryną. Można ją ciekawie uczesać.


Czeka mnie jeszcze wyprawa do sklepu i kwiacirni  po różności, które mają lalce wystawać spod spódnicy. Ale na razie taki wypad zupełnie mi się nie uśmiecha z powodu mrozu.  Ostateczny koniec prac nad lalką odwlecze się jeszcze o kilka dni.


Tymczasem dzieci spędzjące te mroźne ferie w domu domagają się mojej uwagi. W dodatku zima, choć nie skąpi mrozu oszczędza na śniegu. Jednym słowem nuda dla chcących korzystać z jej uroków. W takie mrozy nawet pies szybko wraca do   domu po porannym obchodzie ogrodu.


Potem wyleguje się całymi godzinami w ciepełku czekając na pieszczoty kolejnych domowników.

środa, 8 lutego 2012

Lalka - dumna Lady


Po króliczku przyszła pora na lalkę. Nie przytulankę – taka dopiero „rodzi” się w mojej głowie.
Dziś w menu lala" ścienno – drzwiowa".
Tak na odmianę za wianki zdobiące wejścia do różnych pomieszczeń   o różnych porach roku… i żeby była trochę inna niż wszystkie...
No i pojawia się  problem realizacji pomysłu. Jak zrobić głowę żeby nie była tylko miękkim plackiem? Duża okrągła główka jest doskonała dla lalek-dzieci, a moja ma być dorosła i ma być damą.. Oj poszło trochę gałganków na próby.


Powoli wyłania się buzia... i reszta postaci. Kiedyś dużą przyjemność sprawiało mi haftowanie, pora do niego wrócić...
Tu główka jeszcze w trakcie powstawania ułożona w mięciutkim kocu - to taka przymiarka do dalszych prac.
Dobranie proporcji postaci – to dopiero wyzwanie! Przypomniałam sobie, że doskonałym przepisem na zostanie gwiazdą (przynajmniej u aktorek) jest niezwykła chudość. Pozy różne łatwo przybierać i sukienki prezentują się nieźle. Byle nie przesadzić (u pań). Powstaje więc długonoga Lady. A pomysł na włosy daje pretekst do kolejnej wizyty w sklepie z włóczkami.
Za oknem kilkanaście stopni mrozu, a ptaszki śpiewają jakby to był środek wiosny! 
Króliczek cierpliwie czeka na finisz.

wtorek, 7 lutego 2012

Suknia balowa czyli powrót dzieciństwa


Mamo, dlaczego nie szyłaś mi takich zabawek kiedy byłam mała?
No właśnie... Może zbyt byłam niewyspana i zajęta kolejnymi zupkami i pieluchami ? Może wszystko działo się wtedy tak szybko, że marzyłam o chwili robienia NIC?
Tak szybko ulatuje dzieciństwo, że z nostalgią wracamy do zabawek. Z tej też okazji dla mojej króliczki powstała suknia balowa... Princess Rabbit w sesji zdjęciowej:
Dekolt obszyłam perełkami, podobnie aksamitną tasiemkę u dołu sukni i rękawki. Palce pokłute igła, ale, co tam. Do tej sukienki obowiązują ekstra majtaski:
To dopiero zaczątek, jeszcze potrzebne zatrzaski, jeszcze ozdobna tasiemka na dole sukni i ... korekta wzroku. Cóż, nie wszystko od razu udaje się doskonale, ale ile z tego przyjemności!
Tymczasem cieszę się, że dni coraz dłuższe i można z okna podziwiać zachodzące słońce, bo chmury jeszcze nie zasnuły całego nieba.

Zdjęcie zrobiono jesienią, ale teraz świat wygląda bardzo podobnie.
Niedługo spadnie śnieg, niezbyt przeze mnie lubiany. Jednak coraz dłuższy dzień optymistycznie przypomina, że wiosna coraz bliżej...

poniedziałek, 6 lutego 2012

Ubierania króliczka ciąg dalszy


Dziś moja króliczka wybiera się na plażę, a potem na zakupy...




Szyje się jeszcze fikuśna bielizna i sukienka balowa w uwielbianym przez dzieci cukierkowym kolorze.
To dopiero będzie bal - nareszcie użyję tak lubianych przeze mnie koralików...

A tu życie z nieustępliwie sprowadza nas na ziemię.
Tyle się krzyku podniosło o ACTA i wolność internetu...
Dlaczego nikt oficjalnie nie powiedział, że dotyczy to także narzucenia nam żywności genetycznie modyfikowanej i wielu innych istotnych dla nas sfer życia? - np  urządzeń codziennego użytku, samochodów, ubrań, leków ???

niedziela, 5 lutego 2012

Ubieranie króliczka



Za dobrze się bawię żeby nie ubrać mojej króliczki. Powstała więc sukienka letnia i koszula nocna...
Chociaż ubranka maleńkie - ogrom pracy został wykonany: miłej, jednak wymagającej poświęcenia godzin w żmudnym skupieniu. Sukienka obszyta niebieskimi koralikami i koroneczką, z dodatkiem kwiatuszków wydaje się bardzo elegancka. Za to koszulka nocna (w komplecie majtaski) wyszła mi zwiewna i delikatna.


Szycie to oderwanie od codzienności, jednak nie sposób jej pominąć.
Właśnie dowiedziałam się, że mojej córce odebrano możliwość kształcenia się w liceum ogólnokształcącym. Takich szkół po prostu, od września, już nie będzie.
Odbiera się też naszym dzieciom wykształcenie tożsamości narodowej - historia i język polski w szkołach zostają drastycznie ograniczone (np. 60 godzin/3 lata), a w niektórych szkołach historii w ogóle nie będzie.
Deja vu 1939 - 1945?

sobota, 4 lutego 2012

Panna króliczka i chleb

Skoro tak mi dobrze poszło z króliczkiem ze starej poszewki, powstała wersja „eko” z lnu, guziczków i filcu (oczy).
Teraz mogę zostać projektantką mody króliczej.
Leżą przede mną koroneczki, tasiemki, koraliki i zwitki różnych materiałów. Coś z tego muszę wybrać ...

Tymczasem kilka słów o chlebie.
Mając dużą rodzinę zauważa się czasami tajemnicze zniknięcia produktów spożywczych, w tym chleba. Co tu robić jeżeli wieczorem okazuje się, że odparował bochenek przeznaczony na śniadanie? Sklepy czynne o tej porze są daleko, a i chętnych do wyjścia nie ma. Niezbędna staje się wtedy maszyna do pieczenia chleba. Samo przygotowanie trwa jakieś 3 minuty - resztę wykonuje automat. Rano wyjmujemy z foremki świeżteńki i pachnący chlebek.
Z czasem okazuje się, że wymagania rodziny rosną - a mogłabyś zrobić żytni? - a mogłabyś taki na zakwasie? Mogłabym. Trzeba było wtedy sięgnąć do internetu, gdzie mądrzy ludzie potrafią wszystko. Tak powstał u mnie zakwas pszenny, który mieszka u nas już rok i ciągle rośnie w siłę.
Taki zakwas, jak żywa istota chce samych dobrych rzeczy. Zauważyłam, że nie każda mąka mu służy, a i woda najlepsza jest źródlana. O dobroci mąki jeszcze napiszę, bo nie z każdej powstaje dobry chleb i ciasta.
Chlebki na zakwasie, mimo całej swojej dobroci, nie powstają w 3 minuty - wymagają czasu, pracy i ciepełka.  Taki wypiek trzeba zaplanować wkładając we wszystkie prace całe swoje serce. Ale warto!
Tymczasem prezentuję mój chlebek pszenny na zakwasie - także pszennym.

piątek, 3 lutego 2012

Szmaciany króliczek


Dziś powrót do dzieciństwa.
Miałam kiedyś szmacianą lalkę. Pamiętam ją słabo i to jako  bardzo już spraną i nadwyrężoną. Dobrze za to pamiętam uczucia jakimi ją darzyłam. Szmacianka to sama przyjemność tulenia... Tymczasem przyszedł mi do głowy króliczek więc powstał ze starej szmatki „prototyp” - ot tak, żeby wiedzieć, czy potrafię. No i okazuje się, że TAK!
Powstała wersja 1.0 - do dopracowania. Pyszczek muszę jeszcze udoskonalić...

Siedzi sobie maluch na starym kredensie pełnym różności, rzeczy niemodnych, czasami mało użytecznych, ale za to pełnych wspomnień..., a z tyłu kryją się naleweczki.
Zwierzaczek tymczasowo wypchany, zostanie rozpruty i użyty do zrobienia szablonu wersji 1.1. panny króliczki. Dopracować trzeba oczka i uśmiech. Musi wypięknieć zanim założy sukienki, które już powstają w mojej głowie.
Dziś odkryłam, że pasmanteria jest skarbnicą kolorowych piórek. Aż się prosi żeby ich użyć do czegoś ładnego.


czwartek, 2 lutego 2012

Kolorowy kalendarz


Raz uruchomiona maszyna do szycia nęci do kolejnych prac.
Szaro bura okładka kalendarza służącego do zapisywania Rzeczy Ważnych nie pasuje do otoczenia. Zupełnie jakby chciała zasugerować, że ten rok ma być pełen szarości... A tu za oknem słońce przedarło sięprzez chmury i zalewa świat optymizmem. Dlatego wyjmuję po raz kolejny szmatki i udaje mi się zrobić coś takiego:



Za okładkę można włożyć swoje notatki, i różności lub długopis.



Okazuje się, że takie okładki świetnie nadają się na pamiętniki i albumy ! Taki pomysł został mi właśnie podsunięty. Dlatego powstała jeszcze jedna okładka:




Szkoda, że moje zdjęcia nie oddają całego wdzięku takich okładek. To taka sugestia dla losu, żeby blade kartki kalendarza zapełniał wydarzeniami miłymi, kolorowymi, optymistycznymi.

Życie jest zbyt krótkie, aby było szare. Wszystkie stracone w przeszłości dni nie pozwalają mi na utratę ani jednego więcej. Chociaż za oknem kilkanaście stopni mrozu, dom staje się ostoją ciepła - także tego wewnętrznego. W takim domu nie może zabraknąć zapachu chleba, dlatego z całą pieczołowitością dbam o zakwas. Chlebki upieczone dzięki niemu cieszą całą rodzinę. Wkrótce postaram się pokazać swoje wypieki i napisać kilka słów o ich przygotowaniu.

środa, 1 lutego 2012

Słodkie bułeczki

Dziś w natchnieniu upiększania (i ułatwiania) życia powstał mały drobiazg:

poduszeczka na igły. Może wreszcie przestanę wbijać igły w szpulki nici …Małe, a cieszy.




Leżą u mnie w domu kupony materiałów sprzed lat. Kupione w czasach, kiedy w sklepach wielu rzeczy brakowało. Szyło się z nich ubrania, piżamy, pościele...
Wiele z nich nie doczekało przetworzenia, za to teraz są niepowtarzalne i nie do dostania w sklepach. Cóż za źródło  inspiracji...

A to już wybryk kulinarny. Słodkie bułeczki... niebo w gębie.




Przez wiele lat myślałam, że nie potrafię upiec ciasta drożdżowego...
Jednego razu odważyłam się spróbować – i okazało się, że to najłatwiejsza rzecz na świecie.
Sekret tkwi w odpowiednim potraktowaniu tych żywych drobinek, które sprawiają, że ciasto jest puszyste. Ja zawsze rozpuszczam je w odrobinie letniego mleka osładzając im życie. Wywdzięczają się swoją pracą w robieniu milionów babelków w cieście... Mniam.